Z fotela pilota – Niezapomniany poranek w Cannes

infobus
02.03.2004 20:48

Szanowni Czytelnicy.

Serdecznie zapraszam do nowej stałej rubryki w InfoBusie, gdzie zamieszczamy felietony pilotów autobusów. Tak, tak – pilotów autobusów, nie pomyliliście się. To chyba najbardziej zapomniana i niezauważana grupa na autobusowym forum. Postanowiliśmy to nadrobić, gdyż pilot w autobusie pełni funkcję "drugiego po Bogu" (pierwszy jest kierowca) i od niego zależy, czy wycieczka szybko i bezpiecznie dotrze na miejsce przeznaczenia, czy też zgubi się na jakiejś lokalnej drodze, a rozkrzyczani i pomstujący pasażerowie spowodują nerwową jazdę kierowcy. Chcemy poznać od podszewki ten – również autobusowy – zawód i dlatego zachęcamy Was, pilotów wycieczek autobusowych, do przesyłania na nasz adres ( [email protected] ) swoich historii widzianych z fotela pilota. Czekamy na Wasze opinie dotyczące funkcjonalności miejsca pilota w poszczególnych autobusach, opowieści o co bardziej interesujących pasażerach, opisów niesamowitych miejsc odwiedzonych podczas podróży lub po prostu relacji z codziennej, mrówczej pracy.

Naszym felietonistą w tej rubryce jest Patrycja Kłos – pilotka wycieczek autobusowych, osoba zakochana w autobusach od pierwszego spojrzenia. Zapraszamy do lektury jej opowieści z autobusowego szlaku.

***

Patrycja Kłos

Niezapomniany poranek w Cannes

Niektóre wyjazdy są spokojne, niektóre zaś – hmm – bogate w wydarzenia mniej lub bardziej przyjemne czy zabawne.

Kurs z Hiszpanii (znów Hiszpania!!!) pewno zapamiętam na długo, co ja mówię, na zawsze. Wiele mnie nauczył – owszem – tylko czy to w ogóle musi się dziać?! Tego nie wie nikt. Kolejne doświadczenie do kolekcji.

Powrót do Polski miał programowy przystanek na Cote d`Azur: Cannes, Nicea i Księstwo Monaco. Jakie cudowne, spokojne miejsca – nic tylko zwiedzać i cieszyć się słońcem, pięknymi widokami oraz czasem wolnym. Teoretycznie.

Do Cannes przyjechaliśmy ok. 6.00. Wcześnie. Na tyle wcześnie, że nawet na krótkie zwiedzanie trzeba było młodych ludzi „za uszy” wyciągać, różnymi metodami. Wreszcie zebrałam moją grupę i wraz z resztą podążyliśmy – niczym gwiazdy, pod Pałac Filmowy. Stosowna historyjka, sesja zdjęciowa z odciskami rąk (oczywiście rąk aktorów – żeby była jasność) w płytach chodnikowych i powrót. Program rzeczywiście tutaj bardzo okrojony, ale lepiej więcej czasu spędzić w Nicei, a przede wszystkim w Monaco.

Wróciliśmy do autokaru i właśnie sprawdzałam papiery w przednich drzwiach, kiedy podszedł do mnie mężczyzna (ranny ptaszek ha!) i powiedział, że przed chwilą ktoś wybiegł z autokaru z torbą w ręce i prawdopodobnie ukradł jakieś rzeczy. Zrobiło mi się gorąco, miałam nadzieję, iż okaże się to nieprawdą. Za minutkę podszedł do mnie chłopak z grupy i poinformował o braku paszportu, aparatu, podobnie sprawa ma się u kolegi. Teraz było mi już słabo. Chłopcy poważni sprawdzili swoje rzeczy, przeszukali cały autokar – niestety, fakt kradzieży faktem pozostał – i to w najgorszym wydaniu – zginęły przecież paszporty.

Co robić?! Jakimś dziwnym trafem (czy raczej cudownym zrządzeniem losu) do wychowawczyni z mojej grupy podszedł jej znajomy – kelner, który (niebu niech będą dzięki) wiedział, gdzie jest komisariat. Pora była wczesna jak dla francuskiej policji, więc czekaliśmy (no comments).

Podczas śniadania na parkingu rozmawialiśmy z kierowcami. I co się okazało? – autokar (nota bene stał ostatni, przed nim dwa piętra) był otwarty, bez opieki, podczas gdy grupa była na zwiedzaniu.

Kiedy Francuzi wreszcie otworzyli urzędy, natychmiast udaliśmy się do naszego komisariatu i . znów kazano nam czekać. Coś mi to – swoją drogą – przypominało, to ciągłe czekanie i odsyłanie, i znów czekanie.

Cała późniejsza rozmowa… to było istne przedstawienie – bilety na najlepszy komediodramat na żywo do kupienia w polskim autokarze! Policjanci posługiwali się wyłącznie językiem francuskim, a nikt z nas biegle językiem francuskim nie władał. Próbowaliśmy angielskiego, niemieckiego, trochę włoskiego, nawet rosyjskiego. Nic. Chcieli sprowadzać tłumacza, ale na szczęcie obyło się bez tego – Polak potrafi. Przedstawienie dobiegło końca, opisano osoby dramatu, przebieg zdarzenia. Sytuacja została w jakimś stopniu opanowana. Już chwyciliśmy byka za rogi.

Pojechaliśmy do Księstwa Monaco, zrealizowali program. Po przerwie czekała nas podróż przez Wiedeń i do kraju. Raniutko dotarliśmy do Wiednia. Grupa pozostała w ogrodach Schonbrunnu. Wraz z poszkodowanymi udałam się do ambasady, gdzie oczywiście odczekaliśmy swoje, jak to zwykle w urzędach bywa. My spacerowaliśmy po okolicy ambasady, a grupa w ogrodach. Zwiedzanie nadprogramowe. W końcu chłopcy dostali paszporty zastępcze – tzw. blankietowe, co na GPK należy zgłosić i wtedy „blankiety” polska Służba Graniczna zabiera.

Skruszeni panowie kierowcy pomagali jak mogli i starali się nadrobić swoje niedopatrzenie. Osobiście nie miałam do nich pretensji – no może prawie nie miałam, ale unikałam pokazywania czegokolwiek po sobie. Każdy jest tylko człowiekiem, a w naszym specyficznym środowisku, w sytuacji, kiedy spędzamy razem tak dużo czasu w jednym miejscu – najmniej potrzebna jest napięta atmosfera.

O dziwo – reszta trasy przebiegła bez sensacji, aż się zdziwiłam…