Wysokie ceny paliw uderzyły w MPK
Około 20 zakładów komunikacji miejskiej może mieć kłopoty z powodu drożejących paliw. Nie mogą podnieść stawek, za jakie świadczą swoje usługi, bo uniemożliwia im to prawo zamówień publicznych.
Kłopoty mogą mieć zakłady m.in. w Tychach, Katowicach, Wałbrzychu, Kielcach, Radomiu, Trójmieście. Pasażerów wożą w nich firmy wyłonione w przetargach zorganizowanych przez miejską spółkę zajmującą się organizacją transportu publicznego. To ona inkasuje wpływy z biletów, a firmom transportowym płaci za tzw. wozokilometry, czyli za liczbę przejechanych kilometrów przez autobusy na danych liniach.
Wobec drożejącego paliwa wszystkim tym zakładom grożą straty, których nie można zrekompensować podwyżkami cen biletów. Nie wystarcza też wpisywana w umowach coroczna rewaloryzacja o wskaźnik inflacji na poziomie ok. 4-5 proc., bo paliwo podrożało kilkakrotnie więcej.
Jak wylicza Marek Wołoch, prezes kieleckiego MPK, od grudnia 2007 r., kiedy dowiedział się o wygranym przetargu, do kwietnia, kiedy podpisał umowę na przewóz pasażerów, litr oleju napędowego zdrożał o 25 proc. – Właśnie media podały, że w grudniu grozi nam cena ponad 6 zł za litr oleju napędowego, a cena baryłki ropy na świecie dojdzie do 200 dol. Wtedy nasza spółka zacznie ponosić straty – dodaje Wołoch.
Straty już latem grożą Przedsiębiorstwu Komunikacji Miejskiej w Katowicach. – A jak pod koniec roku baryłka ropy skoczy na 200 dol., to zbankrutujemy. Mamy umowy podpisane w 2003 r. do 2011. Kto wtedy mógł przewidzieć, że po czterech latach paliwo tak zdrożeje? – mówi Józef Rajwa, wicedyrektor ds. technicznych PKM w Katowicach.
Wydatki na paliwo to 20-30 proc. kosztów przedsiębiorstw komunikacji miejskiej.
Ustawa o zamówieniach publicznych zabrania aneksowania umowy, z wyjątkiem art. 144, który mówi o zajściu szczególnych okoliczności, których zamawiający i oferent nie mogli przewidzieć. – Czy mogłem przewidzieć najwyższy wzrost cen ropy w historii światowego rynku? To są chyba szczególne okoliczności – mówi Wołoch z kieleckiego MPK.
MPK w Kielcach zaproponowało aneksowanie umowy i wzrost stawki za wozokilometr o 5,4 proc., z 4,40 zł do 4,64 zł, co dałoby miesięcznie ok. 200 tys. zł więcej przychodów. A kielecki ZTM zapytał o to Urząd Zamówień Publicznych. 1 lipca przyszła odpowiedź, która nie uznaje obecnych podwyżek cen paliwa za 'szczególną okoliczność’.
Zbigniew Kłoda, dyrektor departamentu prawnego UZP, przyznaje, że 'w sytuacji wzrostu cen oleju napędowego niezbędne jest ustalenie, czy przytoczonych zjawisk gospodarczych nie można było przewidzieć w chwili zawarcia umowy’, ale 'każdy przypadek należy rozpatrywać indywidualnie’.
– Po takiej odpowiedzi nie widzimy podstaw do aneksowania umowy z MPK – mówi Marian Sosnowski, dyrektor ZTM w Kielcach.
– Jak zagrożą mi straty, wypowiem umowę i pójdę do sądu – mówi prezes Wołoch.
Nie byłby to pierwszy proces. Katowickie PKM już sądziło się w tej sprawie z organizatorem transportu na Śląsku i przegrało. – Wyrok sądu był mniej więcej taki, że powinniśmy wszystko przewidzieć w 2003 roku, nawet skutki wojny w Iraku – irytuje się jeden z przedstawicieli PKM.
Zakłady komunikacji miejskiej m.in. w Radomiu i na Śląsku próbują negocjować inną konstrukcję wskaźnika inflacji, aby w większym stopniu uwzględniał on wzrost cen oleju napędowego. Prezesi kilku śląskich PKM-ów mają się w najbliższych dniach spotkać, aby uzgodnić wspólne stanowisko.
Wiceprezydent Kielc Andrzej Sygut przyznaje, że samorządom w tej sytuacji trudno jest aneksować umowy z przewoźnikami. – Czy obecny wzrost cen paliw jest szczególnym zjawiskiem? Jak ocenić tak nieprecyzyjny zapis? Wyrok w takiej sprawie, czy to NIK, czy sądu powszechnego, jest tak trudną do przewidzenia rzeczą jak to, kiedy będzie koniec świata. I w każdym województwie wyrok może być inny. W tej sytuacji żaden urząd nie będzie nadstawiał głowy i podpisywał nowej umowy z przewoźnikiem, narażając się na koszty – mówi Sygut.