Warszawa: Pożar Jelcza
Najpierw solaris, wczoraj jelcz. W odstępie ośmiu dni paliły się dwa autobusy MZA. Ratusz zażądał wyjaśnień na piśmie, a władze spółki chcą teraz zatrudnić mechaników, których trzy lata temu… zwolniły. Silnik przegubowego jelcza, jadącego ulicą Marsa w stronę Rembertowa, zapalił się chwilę po południu. Kierowca zauważył dym w lusterku, wysadził pasażerów i ruszył z gaśnicą gasić ogień. Pomogła mu straż pożarna. W zeszłym tygodniu strażacy mogli tylko patrzeć, jak dopala się solaris. Podczas środowej kontroli Inspektorat Transportu Drogowego zatrzymał 12 (siedem należało do MZA) dowodów rejestracyjnych z 28 skontrolowanych autobusów. Miejskie Zakłady Autobusowe zaleciły wczoraj kontrolę wszystkich swoich autobusów. –Znowu będą sprawdzać, dokumentować i nic się nie zmieni. Brakuje nam ludzi, więc nie jesteśmy w stanie sprawdzić przed wyjazdem z zajezdni wszystkich pojazdów –złości się jeden z pracowników technicznych MZA (nazwisko do wiadomości redakcji). –Ale nawet gdyby było więcej rąk do pracy, to nie rozwiąże problemu. Często musimy naprawiać np. solarisy sztukowanymi częściami z innych pojazdów, bo zakładu nie stać na oryginalne… W 2007 roku, za czasów prezesa Romana Podsiadłego (teraz firmie szefuje Mieczysław Magierski), zakłady zwolniły ponad 100 mechaników. Władze spółki tłumaczyły, że do obsługi nowo zakupionych autobusów nie trzeba tylu osób, bo tabor będzie serwisowany u producenta.
A jak jest w rzeczywistości? Z pół tysiąca solarisów jeżdżących po stołecznych ulicach ok. 400 jest serwisowanych przez… MZA. Efekt? Już kilkuletnie pojazdy są mocno zdezelowane. A przecież większość taboru MZA stanowią ikarusy (jest ich ponad 800), z których najstarsze mają po kilkanaście lat i kilka milionów kilometrów na liczniku.
–To w złym serwisie należałoby upatrywać przyczyn niesprawności pojazdów. Solaris, który spłonął na Trasie Łazienkowskiej, nie był przecież nowy, miał osiem lat. Gdyby chodziło o jakąś wadę techniczną, zostałaby ona wykryta na początku eksploatacji –twierdzi Jakub Tokarski z Klubu Miłośników Komunikacji Miejskiej.
–Wystarczy otworzyć klapę silnika i już widać problem. Zaolejone, źle izolowane przewody to w MZA codzienność. Brakuje mechaników i elektryków, których firma pozwalniała trzy lata temu –potwierdza tezę Tokarskiego Tadeusz Słoniewski, kierowca i szef Wolnego Związku Zawodowego Kierowców RP. –Faktycznie, mamy niedobór pracowników technicznych. Ale dopiero w tym roku nasza sytuacja finansowa się ustabilizowała i możemy zatrudnić nowych. Chcemy pozyskać 40 mechaników –wyjaśnia Adam Stawicki, rzecznik spółki.
Na pytanie o to, dlaczego firma najpierw zwalnia, a potem chce zatrudnić nowych pracowników, nie byli w stanie odpowiedzieć ani rzecznik prasowy, ani Janusz Ciepieńko, jeden z dyrektorów spółki.
Czy ostatnie pożary wozów MZA mają związek ze źle prowadzonym serwisem? –Odpowiedź na to pytanie poznamy, gdy komisja zbada oba wypadki –mówi Stawicki. –Wiceprezydent odpowiedzialny za nadzór nad komunikacją miejską ,Jacek Wojciechowicz, poprosił o wyjaśnienia na piśmie w sprawie tych dwóch wydarzeń –mówi Tomasz Andryszczyk, rzecznik ratusza. –Zweryfikujemy doniesienia spółki, doniesienia medialne i dokumenty Inspektoratu Transportu Drogowego. Dla MZA bezpieczeństwo pasażerów musi być najważniejsze, więc spółka powinna podjąć radykalne działania, by nie stracić ich zaufania.
Na pytanie, czy i jak ratusz zmusi spółkę do podjęcia takich działań, nie dostaliśmy odpowiedzi.W stolicy w barwach ZTM jeździ pięciu przewoźników. To ponad 2,1 tys. autobusów, z których najwięcej posiadają należące do miasta MZA. Pozostałe firmy to: Connex –56 wozów, ITS Michalczewski –110, Mobilis –133 i PKS Grodzisk Mazowiecki, który ma 66 autobusów. Link do źródła: http://www.zw.com.pl/artykul/10,354113_Autobusy__w_kolorze_ognia.html.