Warszawa: Nowy prezes od autobusów
Miejskie Zakłady Autobusowe mają nowego szefa. Romana Podsiadłego, który ze stołeczną komunikacją jest związany od prawie 40 lat, zastąpił Mieczysław Magierski. Kierował przedsiębiorstwem komunikacyjnym w Płocku i odszedł skłócony ze związkowcami. Nowego prezesa MZA, do których należy 1,5 tys. autobusów, wybrała rada nadzorcza miejskiej spółki. Wiceprezydent miasta Jerzy Miller, który stoi na czele jej rady nadzorczej, tak tłumaczy zmiany: – Pana Podsiadłego nie oceniamy źle, ale spółce potrzebna jest większa dynamika. Liczymy, że pan Magierski sprosta temu zadaniu. Ma nie tylko wykształcenie techniczne [jest absolwentem Politechniki Warszawskiej], ale też ekonomiczne – skończył studia MBA. Zarządzał także komunikacją w Płocku. Jak ustaliliśmy, Mieczysław Magierski przez wiele lat był przedsiębiorcą związanym z branżą motoryzacyjną. Najpierw miał warsztat, a potem wspólnie z kurią płocką przez kilka lat prowadził salon samochodowy. W latach 2003-05 był prezesem przedsiębiorstwa komunikacyjnego w Płocku. Zasłynął tropieniem tzw. afery wczasowej. Zarząd miejskiej spółki oskarżył setkę pracowników, że posługując się lewymi fakturami za wczasy, wyłudzali pieniądze z funduszu socjalnego. 40 spraw trafiło do prokuratury. Na tym tle wybuchł jednak konflikt ze związkami zawodowymi, które zaczęły grozić strajkiem. Po kilku miesiącach pracę stracili szefowie jednego ze związków. Kiedy w 2005 r. związki znowu chciały ogłosić strajk, Magierski zrezygnował ze stanowiska. Teraz zapowiada, że ograniczy koszty funkcjonowania Miejskich Zakładów Autobusowych. Liczy, że cena za przejazd autobusem jednego kilometra będzie niższa i zbliży się do poziomu oferowanego przez prywatnych przewoźników jeżdżących w Warszawie. Strategię ma wypracować w ciągu kilka tygodni. Wiceprezydent Miller chce, by Roman Podsiadły, który jest w wieku przedemerytalnym, pozostał w MZA. W Miejskich Zakładach Komunikacyjnych zaczął pracować już w latach 70. Gdy w 1994 r. wydzieliły się Miejskie Zakłady Autobusowe, został tam szefem. Przetrwał sześciu prezydentów Warszawy i dwóch komisarzy. Jest różnie oceniany. Związkowcy z Sierpnia ’80 oskarżają go, że doprowadził spółkę do fatalnej sytuacji finansowej. Mają mu też za złe masowe zwolnienia. Wiele osób zarzuca mu, że bardzo powoli wymieniał tabor. 'Gazeta’ opisywała też kontrowersje wokół przetargu na zakup autobusów w 2001 r. Zanim został rozstrzygnięty na korzyść Solarisa, fabryka już je produkowała. Niektórzy jednak bronią Podsiadłego. Leszek Grzechnik, działacz 'Solidarności’ i członek rady nadzorczej MZA, twierdzi, że był dobrym szefem. – Starał się dbać o pracowników. Nie miał jednak największego wpływu na tempo wymiany zniszczonego taboru. To zależało przede wszystkim od władz miasta, właściciela spółki. Dużym obciążeniem dla spółki było przerzucenie przez ratusz w 2003 r. zobowiązań kredytowych za autobusy kupione w latach 2001-02. Potem przez kilka lat MZA nie było stać na nowe zakupy – przypomina Grzechnik. MZA zatrudniają teraz 4,3 tys. pracowników. Spośród 1,5 tys. autobusów ok. 1 tys. ma ponad dziesięć lat. Spółka obsługuje ok. 80 proc. przewozów autobusowych w Warszawie.