Witamy na stronie Transinfo.pl Nie widzisz tego artykułu, bo blokujesz reklamy, korzystając z Adblocka. Oto co możesz zrobić: Wypróbuj subskrypcję TransInfo.pl (już od 15 zł za rok), która ograniczy Ci reklamy i nie zobaczysz tego komunikatu Już subskrybujesz TransInfo.pl? Zaloguj się

Warszawa: Awarie rodzą się w zajezdni

infobus
23.04.2009 23:03

Przestarzałe zajezdnie, stacje diagnostyczne i narzędzia w warsztatach naprawczych, a do tego niewystarczająca liczba mechaników – w tym, a nie w samych autobusach tkwi przyczyna częstych awarii, a ostatnio i pożarów, pojazdów miejskiej komunikacji – pisze Polska. Tak uważają kierowcy wożący co dzień warszawiaków. Ich zdaniem, nieodpowiedni serwis wozów zagraża życiu pasażerów. Jeśli nic się nie poprawi, we wraki zamienią się niebawem nawet nowe, sukcesywnie wymieniane autobusy.
O stanie autobusów i przyczynach niedawnych pożarów trzech autobusów rozmawiał wczoraj po raz kolejny z prezesami Miejskich Zakładów Autobusowych wiceprezydent Jacek Wojciechowicz. Zarządał raportu na temat procedur wykonanych przed wypuszczeniem na ulice autobusu solaris, który spłonął jako pierwszy 8 kwietnia oraz zmian, jakie poczyniono w tym zakresie po tym wypadku. Ustalono też, że pracowników technicznych, którzy dopuścili do eksploatacji wszystkie trzy autobusy, przesłucha komisja.
Nam o procedurach i serwisowaniu miejskich autobusów oraz o całej masie związanych z tym uchybień opowiedzieli kierowcy. Najpierw teoria. Każdy jeżdżący po Warszawie autobus raz na pół roku przechodzi badanie diagnostyczne w jednej z czterech Stacji Kontroli Pojazdów MZA – przy Ostrobramskiej, Stalowej, Włościańskiej i Woronicza. Pracownicy stacji stwierdzają czy pojazd nadaje się do użytku. Po każdym dniu pracy pojazd musi przejechać też przez myjnię i tzw. kanał w zajezdni. Tam mechanicy powinni go dokładnie obejrzeć i sprawdzić czy konieczne są jakieś naprawy. Kierowcy muszą też powiadomić mechaników o wykrytych przez siebie usterkach i wpisać je do specjalnej książki.
Niestety kierowcy pojazdów twierdzą, że na każdym etapie tego procesu pojawiają się nieprawidłowości. – Stacje diagnostyczne są niedoinwestowane, nic się tu nie zmieniło od lat – mówi Zygmunt Wojciechowski, przewodniczący związku zawodowego kierowców Sierpień 80 przy MZA na Redutowej. Problem jest jednak głębszy. – MZA sprawdza swoje pojazdy na własnych wewnętrznych stacjach. I sam ten fakt rodzi już patologie – wyjaśnia Piotr Figiel, ekspert ds. komunikacji. – Z pieczatką, że pojazd jest sprawny wyjeżdżają nawet te autobusy, których nikt by nie dopuścił do ruchu – wyjaśnia. Za taką przysługę, nie trzeba też, inaczej niż na zewnętrznych stacjach, płacić łapówek. – To się często zdarza prywatnym firmom, które obsługują miejskie linie autobusowe – mówi Figiel.
Potwierdza nam to pragnący zachować anonimowość kierowca pracujący w takiej właśnie firmie. – Mamy niepisaną umowę z jedną ze stacji. Przyjeżdżamy, a oni bez kłopotów podbijają – twierdzi pan Mirek. – Gdy autobus jest do takiego stopnia niesprawny, że nawet oni nie chcą podbić, wtedy podmieniane są tablice rejestracyjne – dodaje. To możliwe, bo żadna kontrola nie sprawdza numerów nadwozia czy silnika pojazdów. – Dla nich solaris to solaris, a jelcz to jelcz – mówi.
Kłopoty są również z codzienną obsługą w warsztatach. – W MZA i u mnie w firmie wszyscy wiedzą, że aby mechanik wykonał naprawę od ręki trzeba mu postawić flaszkę – mówi pan Mirek i przypomina historię swojego zderzenia z samochodem. – Przez kilka dni wpisywałem w książkę, że nie mam hamulców, ale nic to nie dało. Gdyby były sprawne to bym wyhamował – opowiada. Nie tylko do niego dotarły słuchy, że kierowcy autobusów, które ostatnio się paliły, zgłaszali wycieki płynów.
– Kierowcy wpisują, a mechanicy dopisują, że naprawili, choć w rzeczywistości nic nie zrobili. To powszechne – mówi Figiel. Dlaczego nie wykonuje się napraw? – Jest zbyt mało mechaników. Brakuje części zamiennych, a narzędzia szwankują – wyjaśnia. Wieczorem w zajezdniach przed wjazdem na kanał tworzą się korki. – Mechanicy nie mają czasu na dokładne oglądanie wozów – dodaje nasz ekspert.
Mieczysław Magierski, prezes MZA tłumacząc się z przyczyn pożarów w autobusach przyznał, że firma cierpi na pewne braki. – Chcemy zatrudnić w najbliższym czasie 40 wykwalifikowanych mechaników – zapowiedział. Jednak zdaniem związkowców to kropla w morzu potrzeb. – Na jednej zajezdni potrzeba przynajmniej 30. A jest ich przecież więcej niż jedna – mówi Wojciechowski.
MZA zapowiedziały też, że do 2012 r. chcą zmodernizować stacje diagnostyczne. – Docelowo chcemy mieć trzy ultranowoczesne stacje – zapowiada Adam Stawicki, rzecznik spółki. Na pierwszy ogień ma iść ta przy Ostrobramskiej, w której we wrześniu pojawią się nowe urządzenia sprawdzające m.in. stan podwozia. Automaty zawitają też do zajezdni, same sprawdzą ciśnienie w oponach, hamulce i amortyzatory.
Koszt modernizacji jednej zajezdni to minimum 15 mln zł. MZA na ich unowocześnianie zamierza jednak wydać w tym roku zaledwie 11 mln zł. Jak się wczoraj dowiedzieliśmy, mimo to nie zamierza prosić ratusza o dodatkowe fundusze. Szkoda, bo dziś średnio prawie połowa autobusów kontrolowanych przez Inspekcję Transportu Drogowego traci dowody rejestracyjne.