Upamiętniono strajk lubelskich kierowców. 40 lat temu
Do obchodów 40. rocznicy Lubelskiego Lipca 80 włączyło sięMiejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne w Lublinie. Do obchodów 40. rocznicyLubelskiego Lipca 80 włączyło się Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne wLublinie.
Przed Ratuszem stanął zabytkowy „ogórek”, który przypomina ostrajku pracowników MPK.
MPK blokuje wyjazd
Czerwony autobus, który zaparkował przed lubelskim ratuszem,z całą pewnością dobrze pamiętają starsi mieszkańcy miasta. Ma on upamiętnićstrajk pracowników Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego 18 lipca 1980roku – wtedy Lublin praktycznie stanął.
W protest włączyło się 500 pracowników MPK Lublin – główniekierowców. Pracę podjęło jedynie 18. By nie dopuścić do wyjazdu na trasęautobusów, strajkujący zablokowali bramę wyjazdową, spuszczono wodę z chłodnici powietrze z kół.
Zabytkowy autobus będzie można zwiedzić do końca obchodówlubelskiego Lipca 80. Władze lubelskiej Solidarności oraz miasta upamiętnilistrajkujących kierowców również poprzez złożenie wieńców pod PomnikiemWdzięczności przy ul. Męczenników Majdanka.
40 lat temu
8 lipca 1980 r., w Świdniku wybuchł strajk robotników miejscowejfabryki PZL. W ciągu kolejnych dni protesty przeciw podwyżkom cen objęłykolejne zakłady. Wbrew obawom władze nie zdecydowały się na ich siłowestłumienie. Lubelski lipiec stanowił wstęp do wydarzeń przełomowego Sierpnia.
Lipieczajmował w pamięci historycznej budowanej przez władze PRL szczególne miejsce.22 lipca był datą założycielską nowego „ludowego” państwa. Tego dnia w 1944 r.przekraczające Bug oddziały sowieckie i polskie zaczęły rozpowszechniać wydanydwa dni wcześniej w Moskwie Manifest Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego.Złożony z sowieckich nominatów PKWN miał być jedyną legalną władzą rodzącej siękomunistycznej Polski. Jego rzeczywistym celem było przesłonięcie fakturozpoczynania się nowej okupacji, tym razem sowieckiej. Bunt robotnikówstanowiących „przewodnią siłę narodu” w ważnym dla komunistów miesiącu isymbolicznym miejscu byłby wyjątkowo niekorzystny propagandowo.
Lubelszczyzna nie była jednak miejscem w pełni podporządkowanym władzom. Wprzeciwieństwie do zachodnich regionów Polski tam bardzo dobrze zachowały siętradycyjne struktury społeczne, zakorzenione w tym regionie od pokoleń. Ważnymelementem ich tożsamości były również tradycja i wiara. Między innymi dlategoistotnym aspektem polityki wobec tego regionu były metody inżynieriispołecznej. Już od końca lat czterdziestych komuniści konsekwentnie próbowalizmienić społeczny krajobraz Lubelszczyzny, budując potężne fabryki otoczoneponurymi robotniczymi blokowiskami, które tak jak Nowa Huta miały być miastamibez kościołów. Planów tych nie udało się zrealizować, choć w Świdniku pierwszaparafia została otwarta dopiero w 1975 r., stając się w kolejnych latachprzystanią dla ruchu pracowniczego. Ośrodkiem suwerenności na Lubelszczyźniebyła jedyna niezależna uczelnia wyższa bloku wschodniego – KatolickiUniwersytet Lubelski.
Władze PRL kilkukrotnie doprowadzały do kryzysów społecznych przez wyjątkowonieudolne podnoszenie cen. W 1970 r. wykazały się całkowitym brakiem wyczucia,podwyższając ceny żywności tuż przed Bożym Narodzeniem. Również sposóbwprowadzania podwyżek w czerwcu 1976 r. był dla społeczeństwa bardzo dotkliwy.
Cztery lata później władze do tej ryzykownej operacji przygotowały sięznacznie lepiej. Dla wszystkich było oczywiste, że kolejna podwyżka cenżywności oznacza, iż ekipa Edwarda Gierka nie radzi sobie z pogłębiającą sięzapaścią gospodarczą. Dlatego zdecydowano się na wprowadzenie podwyżek wokresie wakacji, gdy załogi fabryk były znacznie mniejsze. Ponadto przygotowanośrodki na zwiększenie wynagrodzeń i szeroko zakrojoną akcję propagandową.
Przyczyny wybuchu społecznego niezadowolenia były głębsze niż tylko chęćzamanifestowania sprzeciwu wobec podwyżek. Co najmniej od 1976 r. pogarszałasię sytuacja gospodarcza PRL. Nastroje i coraz bardziej puste półki sklepowekontrastowały z nadziejami z okresu pierwszego pięciolecia rządów Gierka.Przywódca PZPR nie miał pomysłów pozwalających na przemyślenie wewnątrz obozuwładzy dróg wyjścia z kryzysu. Rozmijanie się nastrojów ludzi i politykikomunistów potęgowała rewolucja moralna związana z pierwszą pielgrzymką JanaPawła II, zaledwie nieco ponad rok przed lipcowymi wydarzeniami.
8 lipca robotnicy Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego PZL „Świdnik” w czasieprzerwy śniadaniowej zauważyli, że ceny żywności w zakładowej stołówce wzrosły.Dla wielu z nich stołówki były głównym miejscem robienia zakupów. „Przywilej”korzystania z nich umożliwiał unikanie kolejek w sklepach i pozwalał niecołatwiej zdobyć deficytowe towary. Niemal natychmiast przerwano pracę i zebranosię pod budynkiem dyrekcji zakładów. W czasie wiecu śpiewano na przemian”Międzynarodówkę” i „Boże, coś Polskę”. Jak wspominał jeden z uczestnikówstrajku, „był to śpiew, który nie miał i nie może mieć sobie równego, śpiewbędący naszą determinacją, wiarą, pogardą i zespoleniem się, śpiew mokry od łeznabrzmiałego żalu i goryczy. Te pieśni śpiewane, jak nam później mówiono, ztaką mocą, że w mieście rozróżniano pojedyncze ich słowa, nie mogły nie wywrzećskutku”.
Szczególnie niepokojące dla władz mogło być bratanie się dotychczasniechętnych sobie robotników i pracowników umysłowych z administracji fabryki.10 lipca do robotników przemówiła Zofia Bartkiewicz, pracująca w dzialetechnicznym zakładów, a jednocześnie radna Miejskiej Rady Narodowej w Świdnikuz ramienia PZPR: „My tego się inaczej nie dobijemy, tylko wspólnie, razem.Popatrzmy na siebie, stoimy tu wszyscy ramię w ramię robociarz i kapelusznik,jak powiedziano darmozjad. I pamiętajcie, nie dajmy się skłócić, jesteśmywszyscy pracownikami”. Tego samego dnia Bartkiewicz została wybrana do komitetumającego prowadzić rozmowy z dyrekcją.
Wiece były „nadzorowane” przez Służbę Bezpieczeństwa. Ich uczestnikwspominał po latach: „W pewnym momencie stojący na uboczu młodzi pracownicyzwracają uwagę na pewnego osobnika, niczym zresztą nieróżniącego się odpozostałych członków załogi, poza tym, że zbyt często przypalał sobie dużychrozmiarów zapalniczką i tak już palącego się papierosa. Postanawiamy gosprawdzić; ten jednakże szybko się zorientował i czmychnął do biurowca, a tamgo już nie zdołano odnaleźć”. Bezpieka miała swoich informatorów wśródpracowników fabryki. Ich głównym celem było identyfikowanie osób odgrywającychkluczową rolę w kontaktach pomiędzy poszczególnymi działami. Na skutek ichdziałań fabryka została praktycznie odcięta od świata.
Robotnicy i wyłonieni przez nich przedstawiciele załóg zgłaszali dyrekcjomfabryk ogromną liczbę żądań. W jednym z wydziałów fabryki w Świdniku spisano568 postulatów dotyczących warunków pracy i wynagrodzeń. Trudno było więcprowadzić sensowne negocjacje między zarządami a robotnikami. Robotnicy niemieli również wsparcia oficjalnych związków zawodowych kontrolowanych przezwładze. Miejscowy komitet wojewódzki PZPR wysłał do „centrali” depeszę, wktórej określił sytuację jako „bardzo poważną” i prosił o przekazanieinstrukcji. Gdy te nie nadchodziły, zdecydowano się na podjęcie negocjacji zkomitetem strajkowym. Te były nadspodziewanie krótkie. 11 lipca przedstawicielewładz zgodzili się na przywrócenie poprzednich cen w stołówkach do czasuwyjaśnienia, czy podwyżki były wprowadzone zgodnie z prawem. Tekst porozumieniatylko raz odczytano przez radiowęzeł, a następnie faktycznie utajniono. Nie byłwięc znany robotnikom pozostałych fabryk. Porozumienie tworzyło jednakniebezpieczny precedens. Zwracały na to uwagę władze centralne. Do tej porywładze rozmawiały jedynie z posłusznymi sobie związkami zawodowymi, a niesamodzielnie organizującymi się robotnikami. Co ciekawe, tego dnia wszystkiesklepy w Świdniku pracowały do późna i były zaopatrzone jak nigdy wcześniej.Mięso stało się dla miejscowego PZPR elementem walki z protestującymi.
Pierwsze reakcje propagandy władzy na strajki nie odbiegały tonem oddotychczas przedstawianej wizji przejściowych problemów gospodarczych PRL. W”Trybunie Ludu” władza udawała, że prowadzi dialog ze społeczeństwem:”Otrzymaliśmy w związku z tym z podwyżkami – przyp. red. wiele pytań odnaszych czytelników. Pytania można sprowadzić do jednego, czy mięso musidrożeć? Jedna może być odpowiedź: niestety tak”. Organ prasowy PZPR niewyjaśniał, dlaczego „musi drożeć”, ponieważ odpowiedź mogłaby ujawnićrzeczywisty stan gospodarki PRL. Przez pierwsze dni lipca „Trybuna Ludu” ipozostałe reżimowe media nie informowały o strajkach.
Istniały już jednak niezależne media, które bardzo szybko zareagowały nakryzys na Lubelszczyźnie. Jego przyczyny wskazywał „Biuletyn Informacyjny KSSKOR” z 11 lipca: „Istniejący system ekonomiczny jest nieracjonalny,marnotrawny, hamujący postęp i rujnujący morale pracownika. … Podstawowąbowiem przyczyną kryzysu jest wieloletnia polityka rządów PRL, by podejmowaćdecyzje poza społeczeństwem i zastępować reformy gospodarcze doraźnymidziałaniami”. Jednocześnie opozycjoniści deklarowali, że zmiany w systemie”ustalić może tylko ogólnospołeczna dyskusja”. Komitet Samoobrony Społecznej”KOR” udzielał także rad dotyczących prowadzenia protestu. Intelektualistom zKomitetu Obrony Robotników zależało na uniknięciu prowokacji ze strony władz,które mogłyby zakończyć się masakrą porównywalną z Grudniem 1970:”Najskuteczniejszą, a przy tym najbezpieczniejszą dla narodu formą dopominaniasię robotników o interesy własne i całego społeczeństwa jest zorganizowanie sięrobotników w zakładach pracy, demokratyczne wybieranie niezależnychprzedstawicielstw robotniczych w celu wysuwania żądań w imieniu załogi,prowadzenia rozmów z władzami, kierowania akcją załóg w sposób odpowiedzialny,lecz stanowczy. … Przede wszystkim nie można dopuścić, by władze zaczęłyjakiekolwiek prześladowania uczestników strajków i ludzi będących rzeczywiście– lub w wyobrażeniu władz – przywódcami robotniczego protestu”. W oświadczeniuKSS „KOR” można zauważyć zapowiedź późniejszych o ponad miesiąc postulatówlegalizacji niezależnych od władz związków zawodowych i samorządu robotniczego.
W trakcie lipcowych strajków ważną rolę odgrywał swoisty „sztab” środowiskakorowskiego mieszczący się w mieszkaniu Jacka Kuronia na warszawskim Żoliborzu.Zbierano tam nadchodzące od informatorów z różnych części Polski dane iprzekazywano zachodnim mediom, głównie Radiu Wolna Europa. Jak można przeczytaćw raportach Służby Bezpieczeństwa z lipca 1980 r., w sklepach ze sprzętemradiowo-telewizyjnym zwiększyła się liczba sprzedawanych odbiornikówwyłapujących fale krótkie, na których najlepiej dało się usłyszeć polskieaudycje Radia Wolna Europa. Skuteczność opozycji w informowaniu RWE była natyle duża, że na antenie rozgłośni ukazywał się raport specjalny poświęconywyłącznie postulatom strajkujących i reakcjom władz.
Na wieść o protestach w Świdniku prace przerwały inne duże zakładyLubelszczyzny, m.in. Fabryka Maszyn Rolniczych „Agromet” (strajk trwał tam wdniach 9–14 lipca), Lubelskie Zakłady Naprawy Samochodów (10–14 lipca) czyFabryka Samochodów Ciężarowych (11–14 lipca). 16 lipca rozpoczął się z koleinajbardziej spektakularny strajk lipca. Kolejarze lubelskiego węzła kolejowegozablokowali ruch pociągów. Protestującym udało się uzyskać spełnienie postulatuwyboru nowej, niezależnej od władz, rady zakładowej.
Łącznie od 8 do 24 lipca 1980 r. strajki na Lubelszczyźnie objęły ponad 150zakładów pracy, głównie na terenie ówczesnego województwa lubelskiego, z czegoaż 90 w samym Lublinie. Według obliczeńówczesnych władz protestowało ok. 40 tys. pracowników. W nieco mniejszymstopniu fala strajków objęła także województwa chełmskie, bialskopodlaskie izamojskie.
W trakcie strajków w innych regionach Polski dokonywano zapobiegawczycharesztowań działaczy KSS „KOR” i wolnych związków zawodowych. W Gdańskuzatrzymano małżeństwo, które kilka miesięcy później miało stać się jedną zlegend „Solidarności”: Joannę i Andrzeja Gwiazdów. Z postulatami robotnikówutożsamiali się też działacze chłopscy. W wydanej 20 lipca odezwiesolidaryzowali się ze strajkami. Pod oświadczeniem podpisali się działaczeKomitetu Samoobrony Chłopskiej Ziemi Grójeckiej, Ziemi Lubelskiej i ZiemiRzeszowskiej, Komitetu Niezależnego Związku Zawodowego Rolników oraz redakcjekonspiracyjnych pism chłopskich.
Bezbłędnie funkcjonowała wówczas propaganda lokalnych władz, którazareagowała wydaniem odezwy do mieszkańców: „Społeczeństwo naszego miasta iwojewództwa znane jest z patriotyzmu, oddania i ofiarności, cech sprawdzonychwielokrotnie w czasie wojny i okupacji, w trudnych latach odbudowy, w godzinachnajwiększych prób. Niech i dzisiaj te piękne i szlachetne cechy znajdą swójwyraz w pracy, obywatelskiej dyscyplinie i patriotycznej postawie”.
W tym czasie powagę sytuacji doceniły władze w Warszawie. 18 lipca BiuroPolityczne KC PZPR zaaprobowało decyzję o powołaniu Komisji Rządowej dorozpatrzenia postulatów zgłoszonych w lubelskich zakładach pracy. Jejprzewodniczącym został wicepremier Mieczysław Jagielski, członek BiuraPolitycznego KC PZPR pochodzący z Lubelszczyzny. 19 i 20 lipca przybył do Lublina i rozmawiał o sytuacji z miejscowymidziałaczami PZPR. 31 sierpnia 1980 r. podpisał porozumienie w Stoczni Gdańskiej.Przełomem było również powołanie 28 lipca wojewódzkiego sztabu ds. rozpatrzeniarealizacji wniosków zgłoszonych przez zakłady pracy.
W dniu Święta Odrodzenia 22 lipca Lubelszczyzna nie przypominała innychregionów Polski. „Pierwsze w historii PRL święto bez fanfar. Lublin nie jest w ogóle udekorowany. Nieoficjalnyzakaz manifestacji ulicznych – stąd nie ma żadnych wieców, mityngów,uroczystych koncertów. Gazety nie podają nawet kalendarzyka imprez kulturalnychz okazji święta” – wspominał jeden z mieszkańców. Wciąż w rządowej propagandzienie pojawiało się słowo „strajk”. Władza zastępowała je eufemizmem „przerwy wpracy”.
Tymczasem protesty wygasały. Ostatnie zakłady zakończyły je 24 lipca. Wewszystkich zakładach robotnicy otrzymywali zapowiedzi podwyżek, poprawyzaopatrzenia i warunków socjalnych. Z pozoru mogłoby się wydawać, że lipiec1980 r. nie przyniósł żadnego przełomu w sytuacji robotników ani tym bardziej wpolityce władz. Należy jednak zauważyć, że obie strony konfliktu zdecydowałysię na zastosowanie nowych metod prowadzenia swojej walki. Dzięki działalnościgrup opozycyjnych i tragicznym doświadczeniom z dekady lat siedemdziesiątychrobotnicy nie zdecydowali się na podjęcie masowych działań na ulicach miast.
Władza po raz pierwszy całkowicie zrezygnowała z możliwości rozwiązańsiłowych: rozbijania strajków i masowych aresztowań. Stosowano jedynieinwigilację i zatrzymania działaczy opozycji. Co równie ważne, komuniścizdawali sobie sprawę, że wygaszenie protestów nie kończy społecznego buntu i kolejnestrajki są kwestią czasu. Członkowie lubelskich władz PZPR w raporciepodsumowującym wydarzenia z lipca napisali: „Stan napięcia, jaki miał miejsce wokresie postojów, minął – ale problemy pozostały. I są miejsca, które przywodząna myśl bulgocący pod pokrywą garnek. Jedna chwila – a może wykipieć”.Prawdopodobnie lokalni działacze partii nie zakładali, że społeczna eksplozjanastąpi zaledwie miesiąc później i będzie miała niewyobrażalne wówczaskonsekwencje.
„