Witamy na stronie Transinfo.pl Nie widzisz tego artykułu, bo blokujesz reklamy, korzystając z Adblocka. Oto co możesz zrobić: Wypróbuj subskrypcję TransInfo.pl (już od 15 zł za rok), która ograniczy Ci reklamy i nie zobaczysz tego komunikatu Już subskrybujesz TransInfo.pl? Zaloguj się

Sucha Beskidzka: Busem do pracy – droga przez mękę

infobus
25.03.2009 14:20

Żeby w godzinach szczytu wcisnąć się do busa na trasach Jordanów – Sucha Beskidzka czy Sucha Beskidzka – Kraków, potrzeba cudu. Podobnie jest na wielu lokalnych trasach. Kursów jest za mało. Przewoźnicy winią za to lokalne władze, które mają utrudniać wydawanie pozwoleń na nowe kursy. Wbrew ustawie – alarmuje Gazeta Wyborcza. By w godzinach szczytu wcisnąć się do busa na trasach Jordanów – Sucha Beskidzka czy Sucha Beskidzka – Kraków, potrzeba cudu. Kursów jest za mało, a przewoźnicy winią za to lokalne władze, które utrudniają wydawanie pozwoleń. Wbrew ustawie
Godz. 6 rano: busy zapełniają się dojeżdżającymi do pracy i szkoły. Już na początkowych przystankach jest problem z wciśnięciem się do środka. Na kolejnych nie ma na to szans. Sytuacja powtarza się po południu.
Ci, którzy się nie zmieścili, nie mają czego zazdrościć pasażerom, którzy niemal leżą na sobie. Gwałtowne przyspieszenie czy hamowanie, to walka o to, by nie wylądować na szybie i nie nabić sobie guza. – Najgorzej jest we wtorek i czwartek, kiedy odbywają się jarmarki w Suchej i Makowie. Ludzie wnoszą wtedy do busów stosy toreb, kwiatów, czasem nawet dywany czy stoły – mówi Beata, uczennica liceum z Makowa Podhalańskiego. W pozostałe dni również wesoło nie jest. – Busy czasami mijają przystanek lub zatrzymują się przed nim by wysadzić ludzi, ominąć przystanek i jechać dalej – dodaje pani Krystyna, mieszkanka Kojszówki.
Na trasach Zawoja – Kraków czy Sucha Beskidzka – Kraków jest podobnie. Trasę Jordanów – Sucha Beskidzka obsługują dwie firmy: Krzysztofa Janowca i Andrzeja Janowca. Żaden z przewoźników o tłoku nie słyszał. W rozmowie z 'Gazetą’ zapewniają, że problemu nie ma. Inne zdanie na ten temat ma Marek Dyszy, prezes Małopolskiego Stowarzyszenie Przewoźników Osobowych: – Problem przepełnionych busów jest powszechny – mówi. Podobnego zdania są policjanci. – Cyklicznie prowadzimy 'Akcję Bus’. Kontrolujemy czy kierowcy nie zabierają zbyt wielu pasażerów. Jeśli tak, dostają mandat. Od początku roku kilka już wręczyliśmy – mówi aspirant Paweł Siwiec z suskiej policji. Dlaczego nie ma nowych przewoźników? – Chciałem uruchomić kursy do Krakowa, ale wycofałem się, bo starosta niechętnie wydaje pozwolenia – zdradza jeden z przewoźników.
Marek Dyszy za tłok również wini starostę suskiego. – To on nie zgadza się na dodatkowe kursy. Wielokrotnie negował nowe pomysły, na przykład na zatłoczonej trasie Wadowice – Sucha Beskidzka – twierdzi. – Często samorządy chronią interesy lokalnych przewoźników.
Starosta suski, Andrzej Pająk, odpiera zarzuty. – Decyzje odmowne były dlatego, że monitorowaliśmy połączenia. Jeśli na jakiejś linii nie było tłoku, to nie potrzeba też nadmiaru przewoźników – uważa. Przyznaje jednak, że zgłaszał policji, by kontrolowała kierowców, którzy zabierają zbyt wielu pasażerów. Więc tłok był, czy go nie było? – Nie było, a teraz jest. Jest coraz więcej skarg, nie stawiamy więc już żadnych ograniczeń. Jeśli tylko są chętni, dostają pozwolenie od ręki – zapewnia starosta.
Ustawa o transporcie drogowym wyraźnie określa, kiedy wójt, starosta lub marszałek (w zależności od trasy, którą chce jeździć przewoźnik) może odmówić wydania licencji na przewóz osób prywatnym firmom. – Trzeba spełnić warunki techniczne, mieć rozkład jazdy nie kolidujący z już istniejącymi i zgodę na korzystanie z przystanków – wylicza Grażyna Zalas, wiceprezes Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Krakowie. Jeśli kandydat spełnia ustawowe wymogi, powinien dostać zgodę na wożenie ludzi. O ograniczeniach liczby busów czy ochronie lokalnych firm nie ma mowy. Od negatywnej decyzji starosty, przewoźnicy mogą się odwoływać do SKO. – Najczęściej mamy mało materiałów, na podstawie których władze odmawiają przewoźnikom, dlatego kierujemy wnioski do ponownego rozpatrzenia – mówi Grażyna Zalas. Niestety, po decyzji kolegium przewoźnik po zgodę ponownie zgłasza się do… starosty. I kółko się zamyka.
Na tłok mógłby pomóc PKS, ale ten lokalnych tras nie obsługuje i nie będzie. – Wchodząc na rynek prywatni przewoźnicy zaniżali ceny, by nas wyeliminować i to im się udało. Teraz z kolei busy jeżdżą przepełnione, ale pasażerowie nie mają wyboru, bo alternatywa zniknęła – komentuje Jan Popiołek, dyrektor ds. transportu PKS Kraków. Link do źródła: http://miasta.gazeta.pl/krakow/1,35798,6421590,Busem_do_pracy___droga_przez_meke.html?utm_source=RSS&utm_medium=RSS&utm_campaign=4807058.