Przewoźnicy o delegowaniu kierowców [FILM]
Planowane zmiany w przepisach dotyczących pracy kierowców wEuropie wciąż budzą sprzeciw Polski i branży transportowej. Zdaniemprzedsiębiorców część regulacji jest nie do zrealizowania, a inne mogą wefekcie zaszkodzić polskiej gospodarce.
Regulacje dotyczące pakietu mobilności i pracownikówdelegowanych, które zostały nam zakomunikowane, oczywiście nie w ostatecznejwersji, powodują dużą niepewność i brak możliwości zaplanowania strategiidziałania na przyszłość – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes JanZałubski, prezes firmy logistycznej ZET Transport. – Na pewno wiąże się to z owiele większymi kosztami w zakresie administracji, z koniecznością raportowaniaróżnego rodzaju regulacji w poszczególnych krajach, które według obecnego stanuwiedzy wydają się totalnie nie do spełnienia.
Komisja Europejska zaproponowała pod koniec majawprowadzenie regulacji, które w efekcie zmniejszą konkurencyjność polskich firmtransportowych, będących znaczącym graczem w branży międzynarodowych przewozówna Starym Kontynencie. Złożą się one na tzw. pakiet mobilności. Zakłada onm.in. konieczność płacenia kierowcom przynajmniej pensji minimalnej kraju, wktórym aktualnie przebywa, o ile spędza na jego terenie więcej niż trzy dni wmiesiącu. To nie tylko wyższe koszty, lecz także konieczność gruntownejznajomości przepisów w różnych krajach.
Najbardziej niekorzystny czy wręcz niemożliwy dospełnienia dziś element, to konieczność płacenia składki na ubezpieczeniespołeczne od pracownika w kraju przyjmującym – mówi Załubski. – Jak będzie tozdefiniowane w Niemczech, Austrii, we Francji, we wszystkich krajach, które sąinicjatorem takiego a nie innego uregulowania, tego jeszcze nie wiemy, to dziśjest najbardziej niekorzystny i kosztowy element, który nam zagraża.
Dodaje, że według projektu po trzech dniach pracownik miałbypodlegać pod regulacje kabotażowe (kabotaż to transport między krajami trzecimibądź wewnątrz jednego kraju) i po okresie 12, 18 czy 24 miesięcy wszystkieskładki na ubezpieczenie społeczne będą musiały być odprowadzane do krajuprzyjmującego.
Wydaje się, że jeżeli te regulacje wejdą w takimkształcie, to może się okazać, że dla niektórych operacji w łańcuchulogistycznym czy w kwestii przepływu masy towarowej, wygodniejsze i prostszebędzie wykonywanie tych operacji na niemieckich, a nie polskich tablicachrejestracyjnych, w związku z tym będziemy zmuszeni do zakładania oddziałów czyspółek zależnych w poszczególnych krajach, co byłoby niekorzystne z punktuwidzenia interesów gospodarczych Polski – wyjaśnia prezes ZET Transport.
Według Głównego Urzędu Statystycznego polskie firmytransportu drogowego wykonały w ubiegłym roku pracę przewozową 303,6 mlntonokilometrów, a to wynik o 11,2 proc. wyższy niż rok wcześniej. Szacuje się,że branża transportowa generuje nawet 10 proc. polskiego PKB. Dlatego Polskastanowczo sprzeciwia się projektowi zainicjowanemu przez kraje starej UE, azwłaszcza Francję i Niemcy. Na początku grudnia podczas spotkania w Brukselipolskie stanowisko poparło trzynaście innych państw, w tym także Hiszpania,Portugalia, Wielka Brytania czy Irlandia. Ostateczny kształt przepisów ma byćznany w ciągu roku od ogłoszenia wstępnych założeń, czyli do końca maja 2018roku.
Oczywiście oprócz tych elementów, które spotykają nas wkorelacji z przepisami UE, mamy też problemy branżowe na własnym podwórku –brak ludzi do pracy, brak kierowców, brak systemu szkolenia, niejednoznacznąsytuację prawną w zakresie wydawania pozwoleń A1 dla kierowców spoza UE, w tymprzypadku kierowców ukraińskich czy białoruskich – wylicza problemy przedsiębiorców Załubski. –To wszystko stwarza sytuację totalnej niepewności.
„