Poznań: Gapowiczów brak, kontrolerzy rzucają robotę

infobus
27.03.2008 11:01

Aż połowa kontrolerów MPK zamiast łapać gapowiczów jest na urlopie lub zwolnieniach lekarskich. Wielu grozi odejściem z pracy, bo odkąd kary za jazdę bez biletu poszły w górę, ich pensje lecą w dół.
W MPK pracuje około 50-60 kontrolerów. Jeśli połowa nie sprawdza biletów, to przy trójzmianowym systemie pracy prawdopodobieństwo kontroli biletu w mieście wielkości Poznania jest raczej niewielkie. – Były już dni, że w całym mieście było tylko trzech kontrolerów – opowiada 'Gazecie’ jeden z kontrolerów MPK.
Dlaczego gapowicze znów mogą czuć się w poznańskich tramwajach i autobusach bezpieczniej? Bo tym, którzy mają ich łapać, ostatnio odechciało się pracować. Powód? O połowę i więcej niższe niż dotąd zarobki.
Mechanizm jest prosty. Kontroler z podstawą pensji 1200 zł brutto (poziom krajowej płacy minimalnej) i premią 300 zł może zarobić więcej – w zależności od liczby gapowiczów, którym wystawi tzw. wezwanie do zapłaty. Takie prowizyjne wynagrodzenie ma swoje plusy i minusy. Do niedawna więcej było plusów, bo pasażerowie na potęgę jeździli bez biletów. Kara 65 zł (płatna u kontrolera 35 zł) była zbyt niska i nie zniechęcała do jazdy na gapę. – Najlepsi potrafili wyciągnąć w miesiącu nawet po 7-8 tys. zł na rękę – opowiada jeden z kontrolerów.
Ale od sierpnia kary wzrosły do 195 zł i pasażerowie zaczęli kupować bilety. Mało tego, niedawno kara za jazdę bez biletu wzrosła aż do 300 zł (płatna u kontrolera 150 zł). Liczba gapowiczów spadła w Poznaniu do poziomu nienotowanego od lat. – W tej chwili wszyscy jeżdżą na komkartę i do tego jeszcze przed podwyżkami cen biletów wykupioną na wiele miesięcy. Nasze zarobki spadły do 2-2,5 tys. zł – mówi nam jeden z pracowników MPK.
– Doszliśmy do naprawdę niezłej sytuacji, prawie wyeliminowaliśmy jazdę na gapę. Tyle że teraz system się sypie. Bo nie ma pieniędzy na nasze pensje – wyjaśnia inny kontroler. – Teraz najlepszym z nas bardziej opłaca się leżeć na zwolnieniu albo iść na urlop, bo nawet jak nic nie robią, to i tak dostają do ręki więcej, niż gdyby przychodzili do pracy – opowiada.
Jak to możliwe? Kontroler na zwolnieniu dostaje 80 proc. pensji, która jest średnią z 12 miesięcy. Jeśli ostatni rok był udany, to średnia też jest odpowiednio satysfakcjonująca.
Kontroler: – To naprawdę nie jest praca za 2 tys. zł. Nikt nie będzie nadstawiał twarzy za takie pieniądze. A w tej robocie szarpaniny, różne nieprzyjemne incydenty są na porządku dziennym. Nas nawet motorniczowie i kierowcy z naszej firmy nie lubią.
Już od kilku miesięcy kontrolerzy MPK domagają się podwyżki podstawy pensji. – Mamy tu już prawie strajk – mówi jeden z nich.
MPK przyznaje, że jest wyraźny spadek liczby nakładanych kar i w związku z tym zarobki kontrolerów się obniżyły. – Zwłaszcza w porównaniu z okresem, kiedy rocznie łapaliśmy 120 tys. gapowiczów – mówi Zbigniew Rusak, wicedyrektor MPK odpowiedzialny m. in. za kontrole. – Ale to ciągle nie są małe pieniądze. Kontroler zarabia więcej niż motorniczy czy kierowca – zaznacza. MPK nie obawia się też, że wkrótce zabraknie kontrolerów.
A co z podwyżkami? – Nie możemy sobie pozwolić, żeby pracownicy wymuszali na nas wyższe zarobki i to z miesiąca na miesiąc. Musieliśmy poczekać na to, jakie będą skutki wprowadzenia wyższych kar, sprawdzić, ile biletów się sprzedaje itp. – mówi Rusak. – Od stycznia kontrolerzy wraz z podwyżką krajowej płacy minimalnej i tak dostają o 150 zł więcej. Ale zarząd widzi, co się dzieje i pracuje nad projektem zmian płac kontrolerów – dodaje.