Poddębice: Konkurencja płonie w nocy
Właścicielka firmy przewozowej z Poddębic o groźbach pod swoim adresem zawiadomiła policję. Efekt był natychmiastowy – ktoś spalił dwa z trzech jej busów. Stoi w obliczu bankructwa Poddębiczanie mają już dosyć walki prywatnych przewoźników o pasażerów. Kiedy po długim weekendzie spłonęły dwa busy, stało się jasne, że konkurujące firmy nie mają żadnych skrupułów. Mieszkańcy Poddębic, którzy dojeżdżają do pracy prywatnymi busami, niemal każdego dnia są świadkami chamskich scen, mających miejsce w drodze do Łodzi. Wyzwiska, jakimi obrzucają się kierowcy z konkurujących firm, są na porządku dziennym. Ale to nic w porównaniu z tym, co wyprawiają w czasie jazdy. Wypełnionymi do ostatniego miejsca samochodami potrafią przy dużej szybkości zajeżdżać sobie drogę. Kilka razy doszło już do kolizji. –Do tej pory nikomu nic się nie stało, ale po tym jak spalone zostały dwa busy zdałam sobie sprawę, że toczy się walka o klienta na śmierć i życie –mówi Magdalena, studentka łódzkiej uczelni. –Teraz boję się, że przez głupie zachowanie kierowców mogę zostać kaleką. W podobnym tonie wypowiada się łodzianin Henryk Myszka, który często gości w rodzinnych Poddębicach. –Strach jeździć z takimi kierowcami –martwi się Myszka. –Ich zachowanie i odzywki są poniżej krytyki. Przecież ci ludzie jeżdżą cały czas w stresie. To cud, że dotąd nie było groźnego wypadku.–Wyjeżdżaj stąd czym prędzej, ty chamie! Zapomniałeś ch… zegarka? –Co cię to k… obchodzi? Stój jak ci dobrze, bo następnym razem już tu nie podjedziesz! Taki dialog usłyszeliśmy blisko rok temu na poddębickim dworcu autobusowym, kiedy po raz pierwszy na łamach „Dziennika Łódzkiego”napisaliśmy o wojnie busów na ruchliwej trasie z Poddębic do Łodzi. Halina Pustowska już wtedy obawiała się, że na pyskówkach i pobiciach jej kierowców przez konkurentów się nie skończy. Czarny scenariusz ziścił się w ostatnią noc długiego, majowego weekendu. W niedzielę 6 maja około godz. 2 nieznani sprawcy podłożyli ogień pod dwa busy, należące do firmy Pustowskiej. Trzecie auto, zaparkowane na terenieszwalni przy ul. Łęczyckiej w Poddębicach, uratowało się tylko dlatego, że stało obok dyżurki, zaraz przy prywatnym aucie Włodzimierza Tomczaka, byłego komendanta poddębickiej policji, a obecnie szefa firmy ochroniarskiej. –Dlatego bali się podejść –jest przekonany jeden z kierowców Pustowskiej, który prosi o anonimowość. –Do tamtych dwóch aut łatwiej było się dostać. Wystarczyło przeskoczyć betonowy płot od strony osiedla. Nie wszędzie są kolczaste druty. Kierowca Pustowskiej o pożarze dowiedział się od właścicielki jeszcze w nocy. Na miejsce przyjechał, gdy strażacy dogaszali mercedesa transportera. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że w zaparkowanym obok busie tli się ogień. –Nagle zobaczyliśmy dym wydobywający się spod drzwi auta –opowiada strażak. –Kiedy otworzyliśmy drzwi i do wnętrza dostało się powietrze, auto natychmiast stanęło w płomieniach. Halina Pustowska jest przekonana, że ogień podłożył ktoś z konkurencji. Według niej z zemsty za to, że nagłośniła sprawę wojny podjazdowej o klienta, toczącej się na trasie z Poddębic do Łodzi. –Jeden drugiemu robi na złość –irytuje się pani Bożena, która jednak obawia się ujawnić nazwisko. –Kierowcy celowo opóźniają odjazdy, by zabrać konkurentom pasażerów. Co sobota moja córka jeździ do szkoły, ostatnio spieszyła się na egzamin. Tymczasem miała przymusową przejażdżkę po mieście. Po objechaniu poddębickich ulic kierowca… zawrócił na dworzec. Kierowca łódzkiego PKS odjechał „na pusto”. –Takie obrazki są na porządku dziennym –potwierdza Jerzy Czyszek, pracujący u łódzkiego przewoźnika. –Na trasie walczy pięć konkurujących firm. Trzy z nich sprzysięgły się, aby za wszelką cenę wyprzeć nas oraz firmę Pustowskiej z rynku. Pan Jerzy drży z obawy o zdrowie i życie pasażerów, kiedy widzi szalejących na drodze konkurentów. Potrafią przejechać kilkadziesiąt kilometrów nie odrywając telefonu komórkowego od ucha. W ten sposób przekazują sobie wiadomości, gdzie w danym momencie znajduje się auto obcej firmy. –Wiem, że na trasie dzieją się dantejskie sceny –nie kryje Janusz Wysocki z Wydziału Transportu i Komunikacji Departamentu Gospodarki w Urzędzie Marszałkowskim w Łodzi. –Kilka razy musiała już interweniować Inspekcja Transportu Drogowego. Potem przez jakiś czas jest spokój, ale wojna podjazdowa powraca. Czy jest sposób, aby temu zapobiec? –Za niestosowanie się do rozkładu jazdy można dostać karę od 500 zł do 3 tysięcy złotych –twierdzi urzędnik. –Życie pokazuje, że kary są zbyt niskie i dlatego nieskuteczne. Urzędnicy poddębickiego starostwa, którzy wydają pozwolenia prywatnym przewoźnikom, postanowili zakończyć wyścigi. Wprowadzają zasadę żelaznego kwadransa przerwy pomiędzy kolejnymi odjazdami. Pasażerowie nie wierzą, że to pomoże. –Zawsze znajdzie się kierowca, który zrobi na złość konkurencji –obawia się pan Janusz z Poddębic. –A może firmy specjalnie zatrudniają osoby o chamskim charakterze i płacą im za utrudnianie życia konkurentom? –W takim zachowaniu prym wiedzie jeden z kierowców –podaje Pustowska. –W sądzie grodzkim prowadzona jest nawet sprawa związana z zajechaniem przez niego drogi mojemu busowi. Do zdarzenia doszło 21 marca. Miesiąc później ten człowiek wszedł do mojego busa grożąc kierowcy, że go zabije, bo wie, gdzie mieszka. Straszył podpaleniem. Zaniepokojona tymi groźbami kobieta powiadomiła policję. Dziewięć dni później spłonęły jej dwa busy. –W komendzie policji usłyszałam, że horrorów się naoglądałam. I co? Nie miałam racji? –żali się Pustowska. –Skargi były z obu stron –odpiera rzecznik Komendy Powiatowej Policji asp. Zbigniew Łuczak. –Żalono się też na kierowców pani Pustowskiej. Zbigniew Strzelecki, prezes firmy, z którą konkuruje Pustowska, zaprzecza, że jego kierowcy mieli zatargi z jej ludźmi. Potwierdza, że czasami dochodzi do celowego opóźnienia lub przyspieszenia odjazdu z przystanku. Od razu też zastrzega, że tak samo dzieje się nie tylko na trasie z Łodzi do Poddębic. –Ale to nie powód, żeby podpalać komuś auto –odżegnuje się Strzelecki. –Jest mi przykro, że do czegoś takiego doszło. Może z kimś innym właścicielka miała zatargi? Konkurujących firm jest więcej. Policjanci, pytani o podpalenia, nabrali wody w usta. Nawet wyniki ekspertyzy wykonanej przez biegłych zostały utajnione. Funkcjonariusze tłumaczą się dobrem śledztwa. –Chętnie im w tym śledztwie pomogę –deklaruje Pustowska. –Mam nagrania na wideo zrobione przez pracowników wynajętej firmy ochroniarskiej, które pokazują, jak zachowują się na drodze moi konkurenci. Jedną z kaset ma sąd grodzki w Poddębicach. Straty spowodowane nocnym pożarem busów szacowane są na minimum 100 tys. zł, a może nawet na 200 tys. zł. Właścicielka firmy jest załamana. –To bandytyzm, a nie konkurencja –narzeka. –Ktoś z premedytacją wybrał moment po długim weekendzie. To była najlepsza chwila, aby wyprzeć mnie z rynku. Teraz zamiast trzech busów Pustowskiej na trasę wyjeżdża tylko jeden…