Opowieści Jacka, czyli – jak pilot z kierowcą, tak kierowca z pilotem…

infobus
02.03.2004 20:48

Szanowni Czytelnicy

Witam na łamach nowego działu w InfoBusie, gdzie prezentujemy felietony kierowców autobusów, piszących o swojej codziennej pracy, o jej blaskach i cieniach. Jesteśmy otwarci na wszystkie historie, niezależnie czy dotyczącą dalekiej przeszłości, czy czasów obecnych. Nie ma dla nas również znaczenia, czy jesteś kierowcą autokaru obsługującego międzynarodowe linie, czy też minibusa wożącego ludzi na krótkich trasach. Twoja historia jest dla nas równie ważna. Napisz na adres naszej redakcji ( [email protected] ), a zamieścimy tutaj Twoją opowieść z autobusowego szlaku.

Jacek Korczak-Siwicki

Opowieści Jacka, czyli – jak pilot z kierowcą, tak kierowca z pilotem.

Dzięki Waszej nowej rubryce (Opowieści zza kółka i pilotki) przypomniała mi się stara opowieść kierowców z Orbisu (ale nie warszawskiego) na temat współpracy pilotów z kierowcami. Powiedzmy, że jest to taka historyjka ku przestrodze.

Dawno temu moi znajomi dostali grupę Japończyków na klasyczną krajową objazdówkę: Warszawa – Kraków- Wieliczka, itp. – standard. Przydzielono im jako pilota tak zwaną upierdliwą paniusię, a chłopcy doskonale już znali TE DOCHODZĄCE pilotki, co to dorabiały na pilotażu. Jedziemy tu, jedziemy tam, jak by mogła to wjechałaby autobusem na 33 piętro Pałacu Kultury… Kierowcy to oczywiście nic nie wiedzą, a ona wszechwiedząca PANI PILOT musi z takimi typami współpracować.

W drodze z Warszawy PANI PILOT opowiada różne historie, a kierowcy w ramach małego rewanżu postanowili wypuścić ją „w maliny”. Nie wiedzieli jeszcze jak to zrobią, ale wstępny plan już był – czekali tylko na okazję.

Przy "Gierkówce", na wysokości Bełchatowa, jest sztuczna góra po kopalni odkrywkowej przy elektrowni Bełchatów. Nasza PANI PILOT wówczas troszkę drzemała, jako że nic ciekawego nie działo się na drodze. Nagle jeden z kierowców budzi ją gwałtownie i szepcze jej do ucha – „Pani powie że akurat przejeżdżamy koło KOPCA KOŚCIUSZKI”. Pani wyrwana z pierwszego snu, wiele się nie namyślając łapie za mikrofon i po angielsku nawija o Kopcu Kościuszki, który właśnie mijamy z prawej strony. Oczywiście Japończycy, jak to oni, uruchomili migiem aparaty – flesze, pstryk, pstryk i jadą równo zdjęcie za zdjęciem. Autobus błyskał się jak Marakan na finałach mistrzostw piłki nożnej.

PANI PILOT usadowiła się z powrotem na swoim fotelu – dumna z dobrze spełnionego zadania, wśród Japończyków na pokładzie zapanowało poruszenie, a kierowcy – grobowe miny i rżną głupa. Jak dojechali do Częstochowy, PANI PILOT idzie do kierowców i pyta, jak to możliwe, że przed momentem byli przy Kopcu Kościuszki, skoro obecnie są w Częstochowie? A kierowcy na to, rozkładając ręce, że oni nie mają najmniejszego pojęcia, jak to się stało, przecież oni są z prowincji, a nie ze stolicy i to PANI PILOT powinna wiedzieć najlepiej.

Puenta tej opowiastki jest następująca – jak nie ma porozumienia między załogą w autobusie, to kierowcy potrafią pilota zrobić „w jajo”, a szczególnie taką PANIĄ PILOT…Często zdarza się, że to kierowcy wiedzą więcej na temat jakichś miejsc i docierali tam, gdzie nie jeden pilot nigdy nie był. Jeżeli w autokarze panuje zasada wzajemnej, zdrowej współpracy, z ich doświadczenia mogą skorzystać wszyscy (i piloci, i pasażerowie), ale jeżeli ktoś ich oficjalnie lekceważy i uznaje za „zło konieczne” – wtedy to może być już różnie.

Pozdrawiam

Jacek