Najnowsze w Infoship
Brakuje najnowszych.

Opole: Zdezelowane autobusy wożą pasażerów

infobus
03.03.2010 11:41

Ludzie wracają autobusem do domu. Nagle spod podłogi zaczynają wydobywać się kłęby dymu. Pasażerowie zaczynają się tłoczyć z przodu, gdzie nie jest tak siwo. Kierowca decyduje się otworzyć drzwi i okna, ale autobusu nie zatrzymuje. – Dopóki nie zaczniemy się palić, to jedziemy dalej! – woła. To nie kadr z polskiej wersji filmu pt. 'Speed’, a relacja Marcina Szali, Czytelnika 'Gazety Wyborczej’, z przejazdu autobusem opolskiego MZK.
– Sytuacja miała miejsce w ubiegły wtorek. Autobus linii nr 8, czyli tej, na którą firma posyła najbardziej zdezelowane autobusy, odjeżdżał o 20.48 z pl. Kopernika. Zdążyliśmy dojechać tylko do ronda, gdy autobus się zepsuł. MZK podstawiło kolejny, jeden z tych MAN-ów, co mają drzwi tylko z przodu i pośrodku – opowiada pan Marcin. – Wewnątrz było bardzo zimno, ale po włączeniu ogrzewania do środka zaczął skądś dostawać się dym. W autobusie zrobiło się siwo, więc kierowca otworzył drzwi i okna. Przez jeden lub dwa przystanki jechaliśmy przy otwartych drzwiach, a przy jednych stała kobieta z wózkiem! – relacjonuje pan Marcin.
– W pewnym momencie kierowca kazał się nam przenieść na przód autobusu, gdzie było mniej dymu. Ludzie byli coraz bardziej wystraszeni, ale jedynym, co miał na to do powiedzenia kierowca, było stwierdzenie, że 'dopóki nie zaczniemy się palić, to jedziemy dalej!’ – oburza się pan Marcin.
Stwierdza, że to, czym ostatnio MZK wozi pasażerów, zaczyna powoli zagrażać ich życiu i zdrowiu. – Na początku lutego, również podczas jazdy 'ósemką’, kierowca jechał do Opola bardzo powoli, z prędkością nie większą jak 30 km/godz. Wydawało mi się, że na zakrętach hamuje tylko silnikiem. Po dojechaniu na Zaodrze kazał wszystkim przesiąść się do innego autobusu. Co się okazało? Że autobus miał niesprawne hamulce – grzmi pan Marcin.
– Wszystko przez to, że MZK na kursy peryferyjne wysyła złom. A przecież my za te kursy płacimy niemalże podwójną cenę! Tymczasem pojazdy prawie nigdy nie są ogrzane, regularnie się psują, że już nie wspomnę o tym, iż kierowcy za szybko przyjeżdżają na pierwsze przystanki – wylicza zirytowany Czytelnik. – Czy tak ma wyglądać obsługa podróżnych przez MZK? Czy naprawdę musi ktoś wypaść przez otwarte drzwi w czasie jazdy albo musi zapalić się autobus, żeby ktoś się tym przejął? – pyta pan Marcin.
Tomasz Zawadzki, rzecznik prasowy MZK, nie zgadza się z tymi zarzutami. – Mamy pełną rotację na liniach autobusowych i nie jest tak, że na linie kursujące dalej od miasta wysyłamy stare, niesprawne pojazdy. Co więcej, w wypadku linii nr 8 od jakiegoś czasu jeździ przegubowy MAN. Zrobiliśmy to ze względu na prośbę młodzieży dojeżdżającej z Komprachcic i pobliskich miejscowości do opolskich szkół – zapewnia.
Przyznaje jednak, że w pojeździe, którym podróżował pan Marcin, dochodziło już do awarii. – Pół roku temu przegrzała się w nim sprężarka, wskutek czego zaczęła dymić izolacja. W tym przypadku natomiast autobus ten wyjechał prosto z warsztatu, by jak najszybciej móc zmienić ten, który uległ awarii. Na rurze wydechowej i innych częściach mogła zostać warstwa smarów, które po ogrzaniu się zaczęły dymić i śmierdzieć. Z relacji kierowcy wynika, że zatrzymał autobus, przewietrzył go i pojechał dalej. Gdyby to było coś niebezpiecznego, to na pewno zarządziłby ewakuację. Mimo to nasi mechanicy na pewno dokładnie sprawdzą ten autobus – zapewnia rzecznik MZK. Szczegóły.