Opole: Kierowca autokaru twierdzi, że nie zasnął
Policja bada przyczyny wypadku autokaru, w którym zginęła jedna osoba, a 12 zostało rannych. W szpitalach pozostało już tylko sześć osób rannych w niedzielnej katastrofie. Autobus rozbił się na opolskim odcinku autostrady w niedzielę około godz. 8.30. Wracał nim z mistrzostw świata w Niemczech rzeszowski zespół taneczny Kornele. Autobus wjechał do głębokiego rowu i dachował. Przyczyny wypadku nie są jeszcze znane. Jedną z wersji było zaśnięcie kierowcy. – Kierowca został przesłuchany. Twierdzi, że nie zasnął. Opowiadał, że nagle autobus zaczął zjeżdżać na prawą stronę – mówi Sławomir Szorc z komendy miejskiej policji. Niewykluczone więc, że przyczyną wypadku była usterka techniczna. – To oczywiście będą badać biegli. Jednak ekspertyzy nie należy spodziewać się w tym tygodniu. Wrak autobusu jest zabezpieczony do badań – przyznaje policjant.
Sprawdzono też kwalifikacje kierowcy. Ma 28 lat i wszelkie uprawnienia do kierowania autobusem. Nie złamał też przepisów. Autokar w podróż do Polski wyruszył o godz. 3 rano, kierowca więc nie przekroczył dozwolonego ośmiogodzinnego czasu jazdy. Dwie godziny wcześniej w Bolesławcu zrobił też blisko godzinną przerwę, natomiast w Katowicach miał czekać na niego zmiennik, który dowiózłby młodzież do Rzeszowa. – Autobus miał też ważne zaświadczenie o stanie technicznym – przyznaje Szorc.
Pięć dziewcząt rannych w wypadku wyszło wczoraj ze szpitala do domu. Trzy osoby pozostały jeszcze na oddziale ortopedii w WCM, trzy – w Szpitalu Wojewódzkim.
– W poniedziałek wypisaliśmy cztery pacjentki z oddziału chirurgii dziecięcej i jedną z oddziału chirurgii ogólnej – mówi dr Marek Piskozub, dyrektor Wojewódzkiego Centrum Medycznego. – Na ortopedii leżą jeszcze trzy dziewczęta z poważniejszymi złamaniami, w tym jedna z pękniętym kręgiem. Wszystkie wymagają dalszego leczenia, choć ich stan jest dobry.
Z kolei do Szpitala Wojewódzkiego przy ul. Katowickiej przyjęto w niedzielę siedem ofiar wypadku. Cztery z nich wypisano po zbadaniu i opatrzeniu ran tego samego dnia, trzy pozostaną w placówce jeszcze jakiś czas. – Jedna z dziewcząt chciała pozostać przy mamie, dwie panie z nieco poważniejszymi obrażeniami czeka trochę dłuższe leczenie. Ich stan jest dobry. Przez kilka dni pozostaną jeszcze u nas, a gdy ich kondycja pozwoli na transport, zapewne pojadą do placówek bliżej domu – mówi dr Julian Pakosz, wicedyrektor Szpitala Wojewódzkiego.