Okiem związkowca: „Czarne chmury” dymu nad MZA
„Czarne chmury”nadciągnęły nad MZA. Również te dosłowne, powstałe z samozapalenia w ciągu 9 dni aż trzech autobusów należących do Miejskich Zakładów Autobusowych (MZA) w Warszawie. O ile dwa z nich zostały ugaszone niemal w zarodku („MAN”i „Jelcz”), tak jeden zniszczył doszczętnie autobus marki „Solaris”na Trasie Łazienkowskiej. Od razu w warszawskiej prasie codziennej powstały spekulacje, czy aby owe samozapłony były tylko dziełem przypadku czy celowego działania „sił wyższych”ze wskazaniem, ze prawdopodobnie owymi siłami są mechanicy w zajezdniach MZA. A najbardziej ich brak, przez co autobusy są zaniedbywane pod względem przeglądów i napraw, bo nieliczna grupa mechaników nie jest w stanie dokładnie przejrzeć autobusu po zjeździe z trasy i nie jest w stanie przygotować go na następny dzień. Spekulacje posunęły się na tyle daleko, że zaczęto doszukiwać się, że może to być „zemsta”na kierownictwie firmy kilku pracowników, którzy należą do niezbyt lubianego przez szefów związku zawodowego. A taka spekulacja przestaje być tylko domniemaniem i spekulacyjną sensacją dziennikarską a staje się niemal oskarżeniem, które z czasem może obrócić się przeciwko temu, który tworzy taka informację. Podanie takiej, niesprawdzonej informacji dodatkowo stwarza następne domysły już nie tylko wśród dziennikarzy, ale również wśród pracowników firmy. Zaczynają się ukradkowe spojrzenia, niedomówienia, co z czasem może przerodzić się w ostry konflikt pracowniczy. A ten w końcowym efekcie nie sprzyja poprawie jakości pracy a stwarza kolejne możliwości pomyłek, niedopatrzeń.
Również podawanie niesprawdzonych i mało wiarygodnych informacji tzw. szerszemu ogółowi czytelników powoduje niepotrzebną psychozę i zniekształca w ich oczach obraz wielu, uczciwie, czasami po godzinach pracujących mechaników z MZA. A prawda jest jedna. Głupim byłby ten, który w dzisiejszych czasach, bezrobocia, kłopotów ze zdobyciem pracy zgodziłby się na uczestnictwo w akcji sabotażu na własnej firmie spełniając tym samym czyjeś niezaspokojone ambicje polityczne, przywódcze czy związkowe. Dzisiaj udowodnienie takiego sabotażu jest niezmiernie proste i łatwe i trzeba sobie zdawać z tego sprawę. A na pewno zdają sobie z tego sprawę nie tylko mechanicy należący do związków zawodowych, ale również pozostali pracownicy nienależący do związków. Wciąganie ich w spekulacje jest raczej próbą odwrócenia uwagi od niekompetencji dziennikarskiej opartej jedynie na stwarzaniu jeszcze większej sensacji niż faktycznie jest.
Szerszy kontekst
Analizując ostatnie trzy przypadki samozapłonu autobusów doszukuje się winy pracowników MZA a nie mówi się o tym, iż powstały one w godzinach szczytów komunikacyjnych, na zakorkowanych ulicach, przy maksymalnym przeciążeniu pasażerami poszczególnych wozów. Nie mówi się, że „miasto”nie wywiązuje się ze swych zobowiązań i nie tworzy buspasów, nie zwiększa ilości taboru na ulicach, przez co odciążyłoby inne wozy. Warszawa z każdym dniem staje się coraz bardziej nieprzejezdna. Dojazdy do pracy i powroty do domów stają się coraz dłuższe przez zakorkowane ulice. Wielu przesiada się do komunikacji miejskiej a ta nie jest w stanie szybko i skutecznie zareagować na zwiększenie potrzeb przewozowych, miedzy innymi poprzez zwiększenie ilości wozów na liniach.
Nie mówi się o tym, że nowoczesne autobusy mają to do siebie, że są dostosowane raczej do spokojnego ruchu ulicznego ze średnią ilością pasażerów. W przypadku przeładowania nie wytrzymuje nowoczesna technika.
Nie mówi się również o tym, że wszystkie te autobusy miały przekroczone 8 lat, co w warunkach innych miast jest wiekiem średnim dla autobusu, a w przypadku Warszawy jest to wiek, który właściwie powinien wyłączyć pojazd z eksploatacji i skierować go na złom. To właśnie w Warszawie autobusy poddawane są największym obciążeniom eksploatacyjnym a i nie mały wpływ na ich zużycie mają także sami pasażerowie. I nie chodzi tu tylko o akty wandalizmu.
Patrząc na codzienność warszawskich autobusów trzeba jednoznacznie stwierdzić, że Warszawa potrzebuje raczej „pancernych”autobusów niż autobusów, które tak doskonale sprawdzają się w innych miastach.
Płonie klasa mega
Analizując ostatnie przypadki samozapalenia autobusów trzeba także zauważyć, że dotknęły one autobusów wielkopojemnych 18-metrowych, czyli przeznaczonych do przewozu dużych potoków pasażerskich. Niemal w każdym przypadku samozapalenie nastąpiło na zatłoczonych, a właściwie zakorkowanych ulicach, gdzie trudno o punktualność według rozkładu i często autobusy są opóźnione. Również nie bez znaczenia jest, iż w godzinach szczytu, przy dużych potokach pasażerskich, kursy poszczególnych wozów są rozdzielone przerwami od 12 do 20 minut. Jedynie linia 520 ma przerwy w godzinach szczytu, co 8 minut a później również, co 12-20 minut. To powoduje przeładowanie autobusów i dodatkowe obciążenie mechanizmów nienastawionych na przewóz większej ilości pasażerów niż przewiduje producent. Każdy, nawet „pancerny”autobus nie jest w stanie wytrzymać przeciążeń i naprężeń większych od zakładanych przez producenta. A co dopiero 8-letni, który poddawany obciążeniom przez pasażerów musi jeszcze dodatkowo pokonać warszawski tor przeszkód w postaci wyrw, dziur, które również znacząco wpływają na uszkodzenia mechanizmów. Być może także na złącza przewodów paliwowych, które pod wpływem wstrząsów zawsze mają prawo poluzować się.
W poniedziałek 20 kwietnia 2009 rusza praca specjalnej komisji powołanej przez Prezydenta Wojciechowicza, która ma zbadać przyczyny, być może naprawdę przypadkowych i niekoniecznie powstałych z winy pracowników –mechaników z MZA –samozapłonów autobusów.
Ciekawe czy owa komisja w swych badaniach zwróci również uwagę na powyższe przypuszczenia i w przypadku ich potwierdzenia nie wyciągnie wniosków, że w Warszawie jest za mało autobusów i kursują zbyt rzadko jak na warszawskie warunki. Czy dojdzie do wniosku, że chcąc poprawić komunikację trzeba wreszcie zacząć w nią inwestować i zwiększyć ilość taboru, bo jest to jeden ze sposobów na wydłużenie żywotności obecnego, co tu dużo mówić, „delikatnego”taboru.
A swoją drogą to obecne nowoczesne autobusy zapewne nie będą służyć tyle czasu, co „pancerne”Ikarusy i nie dożyją wieku 15 czy nawet 20 lat jak wiele z nich, które dzielnie nie dają się warszawskim warunkom. Chyba, że będzie ich więcej a warszawskie ulice zapełnione buspasami, z gładkimi jezdniami nie rozklekotają zbytnio ich „wnętrzności”.
Personalne, czarne chmury
Po serii pożarów w warszawskich autobusach prawdopodobnie stanowiska stracą dyrektor do spraw przewozów MZA i szefowie dwóch zajezdni –Ostrobramska i Woronicza. Na decyzję wpłynęły wyniki ostatnich dwóch niezapowiedzianych kontroli –między innymi zaplecza technicznego zajezdni, które w pierwszej kolejności było podejrzewane przez warszawska codzienną prasę, jako winne samozapłonów. Zwolnienia to odpowiedź prezesa Miejskich Zakładów Autobusowych Mieczysława Magierskiego na trzy pożary trzech różnych typów pojazdów jego spółki w ciągu dziewięciu dni. Nieoficjalnie wiadomo, że stanowisko stracił w związku z tym dyrektor do spraw przewozów MZA Włodzimierz Wojciechowski odpowiedzialny w tej spółce za przewozy. Na razie nie zapadła decyzja, czy zostanie zwolniony. MZA odmówiły w tej sprawie komentarza. Włodzimierz Wojciechowski przebywa obecnie na urlopie. Jego funkcję pełni dotychczasowy kierownik do spraw przewozów Janusz Ciepieńko. Prawdopodobnie zdymisjonowany zostanie też szef zajezdni Woronicza Krzysztof Zaręba i zajezdni Ostrobramska –Mariusz Krupa. Co z szefami pozostałych zajezdni? Mają przygotować propozycję „planów naprawczych”. Według nieoficjalnych informacji, dostali nakaz złożenia ich bezpośrednio do prezesa MZA Magierskiego, czyli z pominięciem wiceprezesa Jerzego Wielgusa, który odpowiada za działalność operacyjną spółki. Izolacja Wielgusa może być zapowiedzią kolejnych ostrych ruchów kadrowych. Podobno będzie to dopiero początek zwolnień. Specjaliści z ratusza mają też wziąć pod lupę kontrakty z firmami zewnętrznymi serwisującymi autobusy dla MZA, np. BTS odpowiedzialną za 80 Solarisów. Więcej o całej sprawie będziemy mogli powiedzieć we wtorek, 20 kwietnia, kiedy na wspólnej konferencji prasowej mają wystąpić prezes Solarisa Bus &Coach – Solange Olszewska i prezes Polskich Autobusów –Franciszek Gaik. Obecności nie potwierdził jeszcze przedstawiciel trzeciej „gorącej”marki: MAN Polska.