Nysa: Dokąd zmierzają nyskie autobusy?
W spółce PKS źle się dzieje. Prezes zapowiada zwolnienia, a pracownicy narzekają na pensje. To, co wyrabia się u nas w firmie od kilku tygodni, przechodzi ludzkie pojęcie – denerwuje się jedna z pracownic nyskiego PKS, która zastrzega sobie anonimowość (boi się reperkusji ze strony prezesa). – Dostaliśmy do podpisania umowy, że zrzekamy się nagrody jubileuszowej na rzecz podwyżki. Jeśli ktoś nie chce podpisać, automatycznie podsuwają mu pod nos wypowiedzenie. Kobieta twierdzi, że pracownicy są zastraszani i szantażowani przez szefostwo spółki. Ludzie zastanawiają się, czy postępowanie prezesa jest zgodne z prawem.
– Dlaczego mamy zrzekać się nagród jubileuszowych? – pyta. – Przecież to dla niektórych niekorzystne. Zwłaszcza, jak komuś brakuje pół roku do emerytury.
Prezes Stanisław Arczyński zapewnia, że postępuje uczciwie zarówno wobec pracowników, jak i całej spółki. Umowy zostały zmienione po tym, jak wypowiedziany został stary układ zbiorowy. Od maja cała załoga dostała bowiem podwyżkę. Jednocześnie, na rzecz wyższych płac, trzeba było zrezygnować z nagród jubileuszowych. Do takiego porozumienia doszedł zarząd wspólnie ze związkami zawodowymi. Jego zdaniem większość przystała na takie warunki, oprócz kilku osób, które niebawem przejdą na świadczenia emerytalne. Stąd ich pretensje.
– Jesteśmy w kiepskiej sytuacji finansowej – tłumaczy Arczyński. – Dwa ostatnie miesiące, które zwykle przynoszą nam po 150 tysięcy zysku, zamknęliśmy 10-tysięczna stratą. Boję się myśleć, co będzie podczas wakacji i potem.
Co do podsuwanych ludziom wypowiedzeń Arczyński przyznaje, że ma to miejsce, nie chodzi jednak o zwalnianie z pracy buntowników, tylko o wypowiedzenie im nowych warunków pracy.
– Czyli tych, którzy nie chcą się zgodzić, będzie obowiązywała stara umowa – dostaną nagrodę, ale podwyżki już nie – wyjaśnia prezes.
Arczyński zapowiada, że bez redukcji etatów się nie obejdzie. Ilu – na razie nie wiadomo. W tej chwili w firmie pracuje 171 osób.
– Jeśli nie zrobię żadnego ruchu, ten rok zamkniemy około 700-tysięczną stratą – twierdzi prezes. – Paliwo jest coraz droższe, a my nie możemy w nieskończoność podnosić cen biletów.