Myślenice: Miasto jak ze złego snu pasażera
Busy są często przeładowane i kursują zbyt rzadko. Na placu przy ul. Słowackiego także nie widać, aby komukolwiek zależało na dobru podróżujących – dowiadujemy się z Dziennika Polskiego. Odkąd ubyło połączeń PKS, alternatywą dla niezmotoryzowanych stały się busy. Są tacy, którzy zarzekają się, że do nich nie wsiądą. Większość jednak wsiada. Co jednak wówczas, kiedy nie ma do czego wsiąść?
Brak częstszych połączeń w godzinach szczytu w dni powszednie, a zwłaszcza ich mała częstotliwość w weekendy – to problem, któremu najwyraźniej nie sposób zaradzić, jeśli nie założy się własnej firmy przewozowej. Najbardziej dotyka on osoby, które podróżują pomiędzy Myślenicami a Krakowem.
– Od listopada jest katastrofa! Brak połączeń jest odczuwalny zwłaszcza w weekendy – mówi Józef Romek, myśleniczanin, wykładowca i opiekun jednego z roczników studentów uczących się w tutejszej filii Uniwersytetu Pedagogicznego. Spora liczba osób tutaj studiujących ma problem z powrotem do domów po zakończonych zajęciach. W równym stopniu dotyka to także osoby, które studiują zaocznie w Krakowie i tam właśnie muszą w weekendy dojeżdżać na zajęcia, a potem z nich wracać. W prawdziwość narzekań i utyskiwań tym łatwiej uwierzyć, kiedy samemu było się w podobnej sytuacji. Autorka tego tekstu, kiedy jeszcze busy miały swój przystanek naprzeciw Poczty Głównej w Krakowie, w piątek ok. godz. 21 czekała na bus do Myślenic. Nie doczekała się. W tym samym czasie, przez ponad godzinę 21 (słownie: dwadzieścia jeden!) busów odjechało do Wieliczki.
Z myślenickiego ICE, gdzie studenci odbywają zajęcia, wyszła inicjatywa zbierania podpisów pod pismem adresowanym do Rady Miejskiej i Rady Powiatu, w którym podpisani apelują o takie uregulowanie kwestii komunikacyjnych, aby wydostanie się z Myślenic lub dostanie się tutaj nie nastręczało tylu kłopotów co obecnie. Apel poparły 364 osoby, a to z pewnością nie wszyscy, których denerwuje fakt, że pasażerowie są w Myślenicach traktowani jak przysłowiowe 'piąte koło u wozu’. Walkę o nich widać właściwe tylko wtedy, kiedy np. na 'zakopiance’ dwa busy ścigają się, kto pierwszy 'zgarnie’ pasażerów z przystanku.
Wymownym przejawem tego, że los pasażerów jest gminie obojętny, było pozbycie się przez nią udziałów w spółce PKS. Wprawdzie gmina w piśmie do PKS-u dopytuje o to, w jakim kierunku zmierza polityka spółki i kiedy zamierza ona poprawić efektywność funkcjonowania komunikacji miejskiej, a także sytuację samych pasażerów, którzy nie mają do dyspozycji ani toalet, ani poczekalni, jednak wszystko to przypomina płacz nad rozlanym mlekiem, czym prezes PKS Myślenice Michał Kik nie za bardzo się przejmuje. Obie strony nie szczędzą sobie uszczypliwości, z których nic nie wynika.
Tam, gdzie większość pasażerów obecnie się przeniosła, czyli na placu busów przed Carrefourem, także nie widać, aby komukolwiek zależało na dobru pasażera. Nie ma ani toalet, wiaty są tylko przy niektórych stanowiskach, a bałagan panujący na większości tablic z rozkładami jazdy przyprawia o ból głowy. Z poszarpanych kartek wynika, że w weekend do Krakowa można odjechać najpóźniej ok. godz. 18. – Proszę się nie sugerować tym, co tam jeszcze wisi – mówił nam wczoraj kierowca busa odjeżdżającego do Krakowa. – Aktualne rozkłady są w tej chwili w Urzędzie Marszałkowskim.
To tam, jak twierdzi kierowca, pasażerowie mają znaleźć dobre wiadomości. – Jedna firma dodała kilka kursów w sobotę. Teraz jeżdżą praktycznie co 15 minut – mówi.
Pozostali kierowcy busów jeżdżący na innych liniach bronią swoich rozkładów, mówiąc, że to co na nich widnieje, zgadza się ze stanem faktycznym. Przyznają jednocześnie, są na terenie powiatu 'białe plamy’ – miejsca, gdzie busy rzadko kursują nawet w dni powszednie. Takim miejscem nie jest, według nich, Kraków. – W ciągu tygodnia dosłownie co 5 minut jedzie bus do Krakowa. Częściej już chyba się nie da – mówią. Coś jednak musi być nie tak, skoro busy często jeżdżą przeładowane. – Stojąc na przystanku w Borku Fałęckim można nieraz zobaczyć, jak bus do Myślenic przejeżdża lewym pasem. Nie zatrzymuje się nawet, bo nie ma już gdzie zabrać pasażerów – mówi Bogdan Sztabkowski, który dojeżdżając do pracy w Krakowie niejednokrotnie korzysta właśnie z busów.
Na tym nie kończy się lista niedogodności. Kolejnym punk­tem jest dotkliwie odczuwalny brak toalet. Kierowcy busów na pytanie, jak radzą sobie w zaistniałej sytuacji kwitują rzecz uśmiechem, dodając tajemniczo: – Jakoś sobie radzimy. Musimy przecież. A pasażerowie? Pytają zdenerwowani, co na to sanepid?
– Obowiązujące przepisy nie obligują nas do tego, abyśmy mogli wystąpić z żądaniem umieszczenia tam toalet. Byłoby tak, gdyby na miejscu spożywano żywność. Miejsce to – zwyczajowo nazywane dworcem – tak naprawdę jest tylko przystankiem. Niemniej jednak z korzyścią byłoby, gdyby gmina ustawiła tam toaletę, choćby przenośną. Do gminy bowiem, jak wynika z ustawy o samorządzie, należy obowiązek dbałości o czystość, sprawy związane z zaopatrzeniem w wodę czy związane z urządzeniami sanitarnymi – mówi Marta Moskal z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Myślenicach.
Z rozstrzygnięciem kwestii, czy miejsce to, jest dworcem, czy przystankiem mają kłopot nawet osoby na co dzień tu pracujące, czyli kierowcy busów. – Busów jest tu przecież więcej niż na zwykłym przystanku. Przepływ ludzi jest też dużo większy – mówią. – A z drugiej strony dworzec to przecież budynek, poczekalnia, kasy…
Jak widać wątpliwości są, toalet nie ma. Są za to osoby, które na terenie dworca PKS były świadkami tego, jak jeden czy drugi pasażer nie fatygował się znalezieniem toalety, wystarczyła mu ściana kiosku…