Lublin: Problemy z przetargiem na gimbusy
Starymi, zdezelowanymi autobusami muszą dojeżdżać do szkół dzieci ze wsi na Lubelszczyźnie. Wszystko dlatego, że Ministerstwo Edukacji Narodowej od miesięcy zwleka z rozstrzygnięciem przetargu na zakup gimbusów. Jeszcze w ubiegłym roku szkolnym uczniowie z gminy Rejowiec Fabryczny byli dowożeni do szkół zdezelowanym autosanem, który dziennie pokonywał nawet 150 kilometrów. Gmina kupiła używany autobus na początku lat 90.
– Nieraz zdarzało się, że psuł się na drodze i musieliśmy na gwałt organizować transport zastępczy. A w czasie mroźnych zim ciężko było go uruchomić – wspomina Wiesław Korzeniewski, sekretarz gminy Rejowiec Fabryczny.
Władze gminy przez kilka lat pisały do MEN wnioski o zakup wymarzonego gimbusa. Bez efektu, dlatego gmina kupiła kolejny autobus za swoje pieniądze. – Kosztował nas około 65 tysięcy złotych. Na razie spisuje się dobrze, dzieciaki pojechały nim nawet na wycieczkę do Zakopanego – dodaje Korzeniewski.
W gminie Wola Uhruska uczniowie dojeżdżają autobusem PKS. Samorząd kosztuje to około 70 tysięcy zł. rocznie. – Gdybyśmy mieli gimbusa, to te koszty z pewnością byłyby niższe. Poza tym dzieci, które kończą lekcje wcześniej nie musiałyby czekać w świetlicy na przyjazd PKS – mówi wójt Jan Łukasik. I dodaje: – Jestem rozgoryczony, bo wnioski na gimbusy składaliśmy wielokrotnie.
Nowego gimbusa nie doczekały się również dzieci w gminie Michów. – Ostatni wniosek, w którym prosimy o przekazanie autrobusu, wysłaliśmy w ubiegłym roku, ale do tej pory nie mamy odpowiedzi – mówi Artur Karpiński, zastępca wójta gminy Michów. Małych uczniów dowozi samochód wynajęty u prywatnego przewoźnika.
Na początku 2007 roku do wojewody lubelskiego trafiło około 100 wniosków od gmin. Każda z nich chciała dostać co najmniej jeden szkolny autobus. – Tymczasem nasze województwo w tym roku może liczyć na nie więcej niż cztery pojazdy – zastrzega Wiesława Błaszczak, dyrektor wydziału ekonomiczno-administracyjnego w lubelskim kuratorium.
Gimbusy od 1999 r. są kupowane centralnie. Tymczasem resort edukacji ostatnio nie radzi sobie z organizacją przetargów. Jeden, ogłoszony na początku 2007 r., unieważniono. Kilka miesięcy później rząd zorganizował kolejny, który jednak nie został jeszcze rozstrzygnięty. Chodzi o zakup 47 autobusów.
Po otwarciu ofert na placu boju zostali trzej producenci. – Myśleliśmy, że umowę podpiszemy najpóźniej pod koniec sierpnia. Wtedy dzieci jeździłyby nowymi gimbusami jeszcze w tym półroczu, ale resort edukacji przedłuża sprawę i ciągle żąda nowych wyjaśnień. Wczoraj wysłaliśmy odpowiedź na pytanie, w jaki sposób przebiega proces odmrażania szyb w naszych autobusach. Żeby to sprawdzić wjechaliśmy autobusem do komory, w której auto zostało zamrożone do minus 12,5 stopnia Celsjusza – mówi Roman Majewski, wiceprezes spółki Polskie Autobusy, produkującej autosany i jelcze. – Nigdy wcześniej nie spotkaliśmy się z tak dziwnymi wymaganiami, a przecież autobusy od lat sprzedajemy nie tylko do Polski, ale również za granicę – dodaje.
Tymczasem sprawa przetargów na gimbusy jest nadal otwarta. Resort edukacji zastanawia się nad przekazaniem tego zadania samorządom. Kwota przeznaczona na zakup szkolnych autobusów mógłby stać się częścią subwencji oświatowej. O takiej możliwości mówiła ostatnio Sylwia Sysko-Romańczuk, podsekretarz stanu w MEN, współprzewodnicząca zespołu edukacji Komisja Wspólna Rządu i Samorządu Terytorialnego.