Łódź: Dzień Świstaka z MPK
Przystanek u zbiegu al. Kościuszki i ul. Zamenhofa. Dochodzi godz. 18. Coraz większy tłum pasażerów niecierpliwie czeka na autobus zastępczy, oglądając mało zauważalne postępy prac przy remoncie torowiska. Wreszcie przyjeżdża. Jest tak zatłoczony, że pęka w szwach. Wsiadają tylko nieliczni… Chciałem napisać „szczęśliwcy”, ale w taki sposób raczej nie wypada określać osób, które cudem wcisnęły się, aby jechać w potwornym ścisku. Pozostali pasażerowie, złorzecząc na spółkę MPK i jej „znakomitą”organizację komunikacji zastępczej, zostali na przystanku, czekając na kolejny autobus. I nie byłoby może w tym nic nadzwyczajnego, gdyby sytuacja nie powtarzała się każdego powszedniego dnia o tej samej porze. Jak w znanym filmie „Dzień Świstaka”, którego bohater wpadł w pętlę czasu. Odnoszę wrażenie, że MPK też znalazło się w pętli czasowej. Pętli czasowej niemocy, w czasie „trudno zauważalnych”, acz dotkliwie odczuwalnych przez pasażerów, prac modernizacyjnych.