Kraków: Tajniacy jeżdżą busami i liczą wykroczenia
Kierowcy narzekają na arogancję busiarzy i nadmierną prędkość busów, pasażerowie – na ścisk. Drogówka wprowadziła do busów tajniaków, by walczyć z kierowcami, którzy wbrew przepisom próbują realizować grafik. Krakowska drogówka regularnie prowadzi działania pod nazwą 'Bus’. Zgłoszenia od pasażerów dotyczą najczęściej tras poza miastem. – Nie lekceważymy żadnego z nich. Dzisiaj na przykład dostaliśmy sygnał o łamaniu przepisów przez kierowców jednej z sieci kursujących na linii Kraków – Zawoja, dlatego od rana nasi funkcjonariusze pracują na tym odcinku, by zweryfikować te informacje – mówi wiceszef krakowskiej drogówki Witold Norek. W czwartek sprawdzono także czterech przewoźników kursujących ulicą Conrada. Zatrzymano jeden dowód rejestracyjny i wystawiono dwa mandaty za przekroczenie prędkości. Takie akcje policjanci organizują kilka razy w miesiącu. Przez trzy kwartały tego roku sprawdzili 200 busiarzy, a mandatem ukarano 19, 10 pouczono, zatrzymano siedem dowodów rejestracyjnych.
Mundurowi przyznają, że złapanie kierowców na gorącym uczynku w mieście nie jest łatwe, bo wieści o inspekcjach rozchodzą się bardzo szybko, busiarze przekazują je sobie telefonicznie albo przez CB-radio. – Ale jeśli na ulicy Wielickiej jest taka potrzeba, możemy wystawić tam radar cyfrowy. Na ręcznym radarze nie da się działać na tym odcinku, bo ruch jest duży, a zatrzymując tam samochody na prawym pasie, możemy stwarzać zagrożenie – mówi aspirant sztabowy Zbigniew Saniak.
Po skargach podróżnych policjanci sięgnęli też po inne rozwiązanie. Na najbardziej zatłoczonych trasach, na przykład w Wieliczce, do busa wsiada policjant po cywilnemu. Podróżuje do samego końca. Ujawnia się na ostatnim przystanku, wyliczając wykroczenia. Zdarzało się, że całą gamę: przekroczenie prędkości, niestosowanie się do znaków drogowych, przekroczenie dozwolonej liczby przewożonych osób.
Funkcjonariusze dostrzegają też inny aspekt tej sprawy: busiarze to grupa, która zwraca na siebie uwagę. Inni kierowcy za nimi nie przepadają. Często jedna sieć zwalcza drugą. Konkurencyjne firmy donoszą same na siebie, walczą między sobą o klientów, co niesie ryzyko, bo każdy z nich chce być pierwszy na przystanku, łamiąc po drodze przepisy.
Inaczej sprawę widzą właściciele firm przewozowych. – Moi kierowcy kilka razy zatrzymali się w miejscu, gdzie nie było przystanku. Robili to na prośby pasażerów, chociaż im zabraniałem. Nałożyli na mnie takie kary, że musiałem zamknąć firmę – opowiada Tadeusz Wiśniewski, były właściciel sieci busów kursujących na trasie z Wieliczki. Szczegóły.