Kraków: Koniec ery szkolnego gimbusa?
Wnioski małopolskich gmin o zakup szkolnych autobusów z państwowych pieniędzy nie mają już szans na pozytywne rozpatrzenie. Rząd zabiera resortowi edukacji 12 mln zł przeznaczonych w tym roku na ten cel i nie przewiduje takich wydatków także w następnych latach. W Małopolsce wnioski o przyznanie w tym roku pieniędzy na gimbusy złożyło 12 gmin. Na pewno nie oddaje to skali potrzeb – wiele samorządów nie występowało o przydział, bo zniechęciło się ciągłymi odmowami w poprzednich latach. Ponieważ w nowelizacji tegorocznej ustawy budżetowej, która właśnie trafiła do Sejmu, zabrakło 12 mln zł na zakup autobusów dla szkół, prawdopodobnie tym razem nikt nie doczeka się dotacji.
Gimbusy to symbol przeprowadzonej 10 lat temu reformy szkolnictwa – kupiony za rządowe pieniądze autobus rozwożący uczniów z małych miejscowości do oddalonych czasem o 20 km szkół. W 1999 r., gdy program ruszał, resort edukacji obiecywał stworzenie bezpiecznego dojazdu dzieci do szkół we wszystkich polskich gminach. Przez 10 lat do Małopolski trafiło 75 gimbusów. Obecnie 1420 jeździ w połowie polskich gmin. Pozostałe nie doczekały się autobusów i najprawdopodobniej już nie doczekają.
– To fatalnie, że obcięto pieniądze akurat na ten cel – nie kryje rozczarowania Małgorzata Małuch, wójt Sękowej. W jej rozległej gminie (195 km kw.) dojazd do szkoły przysługuje ok. 400 uczniom. Tymczasem po tamtejszych drogach jeździ tylko jeden szkolny autobus, który może pomieścić 23 dzieci. Dlatego gmina musi wykupywać usługi na dowóz uczniów do szkół u prywatnych przewoźników, co kosztuje rocznie 300 tys. zł.
W gminie Łącko dwoma gimbusami jeździ 150 uczniów. Miejsc w autobusach brakuje dla 440. Łącko płaci za ich przewóz ok. 500 tys. zł rocznie. Dużo, ale i tak chętnie postawiłoby w całości na prywaciarzy. – Taki gimbus to utrapienie. Kosztują i jego naprawy, i utrzymanie kierowców – nie kryje Tadeusz Bugański, dyrektor zespołu ekonomiczno-administracyjnego placówek oświatowych w Łącku.
Tyle że prywatni przewoźnicy za żadne pieniądze nie chcą jeździć po trudnych górzystych trasach. – A gminy, z których dzieci muszą dojeżdżać do szkół, to w większości górskie wioski – zauważa wójt Franciszek Młynarczyk. Podobne doświadczenia ma Małuch, która z tego powodu uważa gimbusy za niezbędne.
W nowelizacji ustawy budżetowej znalazł się też punkt mówiący o odebraniu MEN prawa do centralnego zakupu autobusów. Rządowi urzędnicy od kilku lat nie radzili sobie z organizacją przetargów na autobusy. W 2007 r. ogłosili przetarg tak późno, że nie został rozstrzygnięty w terminie i pieniądze przepadły.
Poza tym UE nałożyła tak restrykcyjne wymogi na pojazdy wożące dzieci, że mało która firma przewoźnicza je spełnia. Dlatego resort edukacji już dwa lata temu zaczął myśleć o rezygnacji z centralnych zakupów autobusów. Pojawił się wtedy plan, by pieniądze przeznaczone na gimbusy przekazać samorządom.
Niewykluczone, że teraz tak właśnie będzie. A tego boją się wójtowie. – Jeśli podzielimy przeznaczoną na rządowy zakup gimbusów kwotę pomiędzy wszystkie potrzebujące gminy w Polsce, wyjdzie z tego śmieszna suma. Autobusu się za nią nie kupi – mówi Małuch.
Wójt Raby Wyżnej Andrzej Dziwisz przez lata bezskutecznie starał się o autobus. W końcu dostał 180 tys. zł z PEFRONU (ma 35 niepełnosprawnych uczniów) i szkolny autobus gmina kupiła sama. Jeśli posłowie nie zmienią rządowej decyzji, inni będą musieli pójść tym śladem albo płacić prywatnym firmom przewozowym. Źródło: http://miasta.gazeta.pl/krakow/1,35798,6818056,Koniec_ery_szkolnego_gimbusa_.html?utm_source=RSS&utm_medium=RSS&utm_campaign=4807058.