Koniec procesu ukraińskiego kierowcy autokaru
4 czerwca, przed Sądem Okręgowym w Przemyślu, zakończył się proces kierowcy ukraińskiego autokaru oskarżonego o umyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym, w wyniku której śmierć poniosły trzy osoby, a 50 odniosło obrażenia, w tym kilkoro ciężkie. Ogłoszenie wyroku wyznaczono na 12 czerwca.
Do katastrofy doszło w sierpniu ub.r. w Leszczawie Dolnej (Podkarpackie).
Mowy końcowe
W mowie końcowej we wtorek przed przemyskim sądem prokurator Beata Starzecka zażądała dla 42-letniego Mykoły Ł. 6 i pół roku pozbawienia wolności, 15-letni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych na terenie RP i zwolnienie oskarżonego z opłat sądowych ze względu na jego sytuację materialną.
Pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej Tamary P. (żona mężczyzny, który zginął), będąca także pokrzywdzoną w katastrofie, oraz kilkorga innych pokrzywdzonych, wnioskował o minimum 10 lat więzienia, 15-letni zakaz prowadzenie wszelkich pojazdów mechanicznych na terenie RP oraz 200 tys. zł zadośćuczynienia dla wdowy.
Obrona kierowcy
Obrona natomiast wniosła w pierwszej kolejności o uniewinnienie w związku z uzasadnionymi wątpliwościami co do opinii biegłego z zakresu ruchu drogowego. Przed mową końcową obrońca zawnioskował do sądu o wyznaczenie kolejnego biegłego, ale sąd nie zgodził się na to. Sprzeciwili się temu prokurator i oskarżyciel posiłkowy uznając, że inny biegły niczego nowego do sprawy nie wniesie, a jego powołania ma służyć jedynie przeciąganiu procesu.
Jeżeli jednak sąd nie uniewinni oskarżonego, to obrona wnioskuje o zmianę kwalifikacji prawnej czynu z umyślnego spowodowania katastrofy na nieumyślne i wymierzenie kary w dolnych granicach przewidzianych przez Kodeks karny. (Kk przewiduje w takim wypadku od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności, a przy obecnej kwalifikacji – od 2 do 12 lat pozbawienia wolności – PAP).
Jeżeli i ten wniosek nie zostałby uznany przez sąd, to obrona chce, aby wymierzyć oskarżonemu 5,5 roku pozbawienia wolności, jako adekwatnej kary do zarzucanego czynu, czyli w takim wymiarze, w jakim została przed procesem ustalona z prokuraturą, gdy oskarżony chciał się dobrowolnie poddać karze.
Mykoła Ł. w ostatnim słowie prosił o sprawiedliwy wyrok i przeprosił pokrzywdzonych i ich rodziny. Mówił też, że nie jest winny temu, że on żyje, a ofiary zginęły.
Przebieg procesu
Proces rozpoczął się w marcu br. Wówczas Mykoła Ł., po odczytaniu aktu oskarżenia, przyznał się do zarzucanych mu czynów i odmówił składania wyjaśnień. Wyraził także chęć dobrowolnego poddania się karze. Jej wymiar uzgodniony z prokuraturą to 5,5 roku pozbawienia wolności i 15-letni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych na terenie Polski.
Jednak wówczas Tamara P. nie zgodziła się na taki wymiar kary; jej zdaniem powinno to być 10 lat więzienia.
Jak argumentowała – w wypadku straciła męża, a jej czteroletnie dziecko ojca. Sama do tej pory jest w złym stanie psychicznym po wypadku. Ponadto kierowca cały czas jechał bardzo szybko, a siedząca obok niego pilotka wycieczki jeszcze go poganiała.
W związku ze sprzeciwem kobiety dotyczącym wymierzenia kary bez przeprowadzania procesu rozprawa toczyła się dalej.
Według aktu oskarżenia kierowca autokaru umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa i spowodował katastrofę w ruchu lądowym. Na trasie przejazdu nie zachował bowiem należytej ostrożności, jechał z prędkością znacznie przekraczającą dozwoloną przez co godził się na spowodowanie katastrofy.
Jak ustalił biegły z zakresu ruchu drogowego kierowca na odcinku drogi poprzedzającym zdarzenie jechał z prędkością 82 do 85 km przy ograniczeniu do 50 km/h, a później jeszcze szybciej, bo 100-102 km na godzinę. Natomiast w miejscu katastrofy, gdzie było ograniczenie do 30 km jechał z prędkością 70-72 km/h.
Ponadto Mykoła Ł. miał zignorować tablice ostrzegawcze na odcinku ze znacznym spadkiem terenu i niebezpiecznymi zakrętami.
W toku postępowania prokuratorskiego Mykoła Ł. nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Utrzymywał, że od kiedy zobaczył znak informujący o serpentynach na drodze jechał z prędkością 50-60 km na godz., natomiast znaku o ograniczeniu prędkości do 30 km nie zauważył, widział wcześniej znak o ograniczeniu do 50 km/h. Przyznał, że w krytycznym momencie usiłował hamować. Twierdził, że próbował użyć hamulca górskiego, który nie zadziałał, a ręcznego nie zdążył zaciągnąć.
Ponadto przyznał, że droga była trudna, nawierzchnia śliska, i była mgła. Mówił, że trasę podróży i przekroczenie polsko-ukraińskiej granicy przez przejście w Krościenku wyznaczyło biuro podróży – organizator wycieczki, a on nie znał tej drogi i prowadziła go nawigacja.
Sierpniowy wypadek
Do wypadku doszło na drodze nr 28 między Przemyślem a Sanokiem kilka minut po godz. 22 w piątek 17 sierpnia 2018. Autokar, którym podróżowały – oprócz kierowcy – 53 osoby, na ostrym zakręcie przebił barierę energochłonną, zjechał z pasa jezdni i stoczył się z wysokiej, trawiastej skarpy, kilkakrotnie koziołkując.
W wypadku zginęły trzy osoby, które zostały przygniecione przez przewrócony autokar. Pozostali pasażerowie doznali obrażeń ciała, w tym kilkoro ciężkich. Ofiary śmiertelne to dwie kobiety w wieku 30 i około 50 lat oraz 32-letni mężczyzna.
Mykoła Ł. jest kierowcą od 10 lat, od około 6 lat pracuje jako kierowca autokarów turystycznych, a od stycznia 2018 r. jeździł na trasach międzynarodowych, w tym do Austrii, Włoch, Niemiec, Czech. W autokarze miał zmiennika, ale – jak powiedziała prokurator – całą drogę od wyjazdu ze Lwowa – od około godz. 15.30 w piątek polskiego czasu (16.30 ukraińskiego) – prowadził sam. Był trzeźwy.
Autokarem jechała wycieczka ze Lwowa do Wiednia. Pasażerami były osoby w wieku 8-55 lat.(PAP)
„