Kielce: Kto dowiezie kierowcę MPK do pracy

infobus
24.07.2007 12:23

Prezes kieleckiego MPK zdecydował, że firma nie będzie już odwozić nocą kierowców do domu i przywozić ich na poranną zmianę, choć robiła tak od zawsze. – To zemsta za strajk – mówią pracownicy miejskiego przewoźnika.
„Uwaga Kierowcy!!! Informujemy, że z dniem 01.07.2007 r. nie będą kursowały przewozy pracownicze »K «”- ogłoszenie tej treści z pieczątką prezesa dyrekcja rozwiesiła na ścianach w bazie MPK. Żadnych rozmów z pracownikami nie było. – Kończę pracę o godz. 1 w nocy. Jak mam teraz wrócić do domu? Piechotą przez Czarnów, w uniformie kierowcy? Przecież mnie tam menele zatłuką. Już jednego z naszych pobili – opowiada kierowca MPK. Prosi o zachowanie nazwiska do wiadomości redakcji. Opowiada, że odkąd pamięta, kierowcy, którzy zaczynali zmianę o godz. 4, byli przywożeni na pierwsze kursy, a tych, którzy kończyli pracę po północy, odwożono do domów. Dla wszystkich było to zrozumiałe, w końcu nie mogli dojechać do pracy autobusem. Z roku na rok liczba chętnych malała, bo coraz więcej pracowników miało samochody, ale wciąż jest 30-40 kierowców, pracowników myjni i serwisu, którzy nie mają jak wrócić nocą do domu. – Taksówki nie będę codziennie zamawiał. Mieszkam w odległej dzielnicy, zarabiam 1400 zł na rękę, pół pensji bym na taksówki wydał. Nie mam innego wyjścia, będę spał na bazie do godz. 4, potem wrócę pierwszym autobusem, pośpię godzinkę w domu, obudzą mnie dzieci, doczekam jakoś do południa i znowu pojadę w trasę – zastanawia się nasz rozmówca. Według niego firmie wcale nie chodzi o oszczędności, ale wywarcie presji na załodze, domagającej się podwyżek i protestującej przeciwko sprzedaży MPK bez podpisania pakietu socjalnego. – To represja, nic więcej – mówi. Tego samego zdania jest Bogdan Latosiński, przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ 'Solidarność’ w MPK. – To paranoja, zastraszanie ludzi i skierowanie uwagi mieszkańców i pracowników na boczny tor. Jutro jest komisja zakładowa, będziemy podejmować decyzję w sprawie odwieszenia strajku i co mamy zrobić w tej sytuacji? Gdzie tu jest dobra wola pracodawcy? – pyta. Według Latosińskiego odebranie dowozów kierowcom to kolejna szykana. Wcześniej dyrekcja MPK domagała się od przewodniczącego 'S’ zapłaty 300 tys. zł kary za straty spowodowane strajkiem, a kiedy Latosiński odmówił – skierowała sprawę do prokuratury. Ta prowadzi postępowanie wyjaśniające. Sprawą jest również zbulwersowany Witold Borowiec, radny, członek komisji gospodarki komunalnej i były przewodniczący rady nadzorczej MPK. – Oczywiście, dowożenie pracowników to są jakieś koszty, ale nie powinno się ich ciąć za wszelką cenę. Jakieś minimum musi zostać, może bus? Zarząd podszedł do sprawy zbyt oszczędnościowo – mówi. Tymczasem kierownictwo MPK zaprzecza, że represjonuje pracowników. – Kiedyś przed paru laty była bardzo szeroka sieć przewozów, po parędziesiąt kilometrów, kosztowało to dużo. Ale coraz więcej kierowców ma samochody, systematycznie ograniczana była liczba kursów pracowniczych, aż ostatnio zostało niewiele. Rocznie kosztowało to jednak ponad 200 tys. zł – wylicza Grzegorz Słoń, członek zarządu MPK. Dlaczego firma nie może skorzystać z busa, aby rozwieźć kilka, kilkanaście osób? – No, jest taki bus, jakby się zebrała jakaś liczba chętnych, zawsze mogą poprosić – zastanawia się Słoń.