Kielce: Kierowcy grożą strajkiem
Jeśli w ciągu miesiąca sytuacja się nie poprawi będzie strajk. Niska pensja, przerost kadry kierowniczej i niepewna sytuacja firmy – to według załogi najważniejsze problemy kieleckiego PKS. Pracownicy dają zarządowi miesiąc na uporanie się z kłopotami. W innym przypadku rozpoczną strajk. – Żyjemy na skraju nędzy! Mechanicy nie mają na jedzenie, bo dostają po 800 złotych pensji i to jeszcze na raty! Trzeba z tym zrobić porządek – mówili wczoraj wzburzeni pracownicy Przedsiębiorstwa Komunikacji Samochodowej w Kielcach.
Zadłużenie na 10 milionów
O tym, że sytuacja kieleckiego PKS jest bardzo zła wiadomo już od kilku lat. Załoga za taki stan rzeczy obwinia poprzednie zarządy, a te z kolei tłumaczą, że robiły wszystko dla dobra firmy, począwszy od minimalizacji zatrudnienia, na wyprzedawaniu terenów należących do PKS kończąc. We wrześniu ubiegłego roku zmienił się zarząd spółki, wprowadzony został wówczas plan restrukturyzacji, który – jak się teraz okazuje – nie przyniósł spodziewanych efektów. Obecnie firma jest wciąż zadłużona na około 10 milionów złotych.
– Wystawiono na sprzedaż teren przy ulicy Zagnańskiej, gdzie przez lata mieliśmy swoją bazę. Mechaników przeniesiono na dworzec przy ulicy Czarnowskiej, ale tu nie ma warunków do pracy. Są tylko dwa kanały, na których można prowadzić prace naprawcze autobusów, nie mamy swojej stacji obsługi, nie ma stacji paliw. Kierowca musi być mechanikiem i sprzątaczką jednocześnie – narzekają kierowcy PKS.
– To my, kierowcy, jesteśmy wizytówką PKS. Jeżeli autobusy będą brudne i zepsute, to jaki obraz naszej firmy przedstawiają? – pytają kierowcy.
Kierownik na taczki
Wczoraj zorganizowano spotkanie przedstawicieli związków zawodowych z prezesem firmy Grzegorzem Kowalczykiem. Związkowcy i załoga chcieli, aby prezes zwolnił z pracy jednego z kierowników – Zbigniewa Zaborskiego, który zdaniem załogi działa na niekorzyść firmy.
– Przychodzi do pracy kiedy chce, rzuca groźby pod adresem pracowników, zastrasza i skłóca załogę. Za nic dostaje pensję w wysokości 5 tysięcy złotych. Jego pobory mogłyby trafić do ludzi, którzy naprawdę potrzebują pieniędzy i którzy zapracowali na to – mówił Zbigniew Zwierzyński z kieleckiego PKS.
Kierownika Zaborskiego nie było wczoraj w firmie, tłumaczył, że ma do załatwienia pilne sprawy rodzinne. O sytuacji w firmie nie chciał rozmawiać. Jego zamknięty pokój próbowali wczoraj otworzyć kierowcy PKS, niestety nigdzie nie było zapasowych kluczy. Przed drzwiami gabinetu kierownika postawiono taczki, na których załoga chciała wywieźć z firmy kierownika. – Trzeba zobaczyć, jak 'mieszka”nasz kierownik. Najlepsze dywany, nowe meble, komputer. A kierowcy w poczekalni mają stary, chybocący stół, rozwalające się krzesła i zaplamione podłogi – ze złością pokazywali swój pokój kierowcy.
Grzegorz Kowalczyk starał się uspokoić załogę, tłumacząc, że sytuacja z miesiąca na miesiąc ma się w firmie poprawiać.
– Mamy w planach zakup nowych autobusów, chcemy zbudować naszą stację obsługi, żeby poprawić warunki pracy mechaników. Od 1 stycznia ma również wzrosnąć pensja minimalna, dlatego będą również rosły zarobki kierowców. Sprawy niegospodarności poprzednich zarządów znalazły się w prokuraturze, czekamy na wyjaśnienia. Teraz najważniejsze jest, aby sprzedać działkę przy ulicy Zagnańskiej i za uzyskane pieniądze poprawić sytuację w naszej firmie – mówił prezes Kowalczyk.
Miesiąc na poprawę
Załoga przyjęła tłumaczenia prezesa, dając mu czas do końca października na wyjaśnienie sprawy kierownika Zaborskiego. Pracownicy PKS żądają również sprowadzenia do firmy Centralnego Biura Antykorupcyjnego, które miałoby zająć się wyjaśnieniem nieprawidłowości w firmie. Chcą również zainteresować problemami wojewodę świętokrzyskiego Grzegorza Banasia. Gdyby się to nie udało, chcą jechać do ministra skarbu państwa, który jako właściciel PKS może podjąć decyzję w sprawie firmy.
Musimy walczyć o naszą firmę, bo ona ma szanse stać się dobrym przedsiębiorstwem. Jeżeli zarząd nie posłucha naszych postulatów, nie wykluczamy strajku – mówią pracownicy PKS.