Gdańsk: Potrzebny silny ZTM

infobus
12.01.2009 11:29

Gdańska komunikacja stała się ostatnio chłopcem do bicia w mediach. Wszystko za sprawą chaosu, jaki w niej zapanował w pierwszych dniach tego roku Często jest tak, że ważne i często niepopularne decyzje podejmuje się dopiero po spektakularnej wpadce bądź katastrofie. Tę gdańska komunikacja ma już za sobą. Dlatego teraz jest najlepszy moment na dokończenie reformy, która rozpoczęła się w 2005 r. powołaniem Zarządu Transportu Miejskiego.
Pierwsza trudna decyzja już zapadła – pracę stracił jego dyrektor Włodzimierz Popiołek. Było to naturalna konsekwencja bałaganu, jaki zafundował nam ZTM w pierwszych dniach roku. Jednak złe zarządzanie ludźmi jest tylko jedną z wielu przyczyn, które sprawiają, że dość regularnie gdańska komunikacja notuje wpadki.
Reforma, której początkiem było powołanie ZTM- u, miała na celu oddzielenie organizatora komunikacji od przewoźnika. Jednak do 1 stycznia tego roku było to założenie niepoparte posiadanymi przez ZTM kompetencjami. ZTM podpisywał jedynie umowy z przewoźnikami oraz układał rozkłady jazdy, poza tym jego rola jako organizatora faktycznie się kończyła. Funkcje kontrolne były w zasadzie fikcją. Od nowego roku zyskał on możliwość realnej kontroli przewoźników, chodzi tu głównie o ZKM, oraz przejął wszystkie funkcje związane z informacją pasażerską. To był kolejny krok w kierunku obranego celu.
Ale żeby ZTM mógł w pełni odpowiadać za organizację przewozów w Gdańsku, a co za tym idzie, ponosić za to pełną odpowiedzialność, potrzeba dwóch istotnych zmian.
Po pierwsze, brakuje mu najważniejszego narzędzia – centrali ruchu. Dzięki niej możliwe byłoby całodobowe zarządzanie wszystkimi pojazdami, które znajdują się w sieci ZTM. A co za tym idzie: sprawne reagowanie na korki i powstające w ich wyniku opóźnienia, czy też wysyłanie zastępczych autobusów w przypadku awarii innych. Co ciekawe, centrali ruchu nie trzeba tworzyć i wydawać na nią olbrzymich pieniędzy, bo te zostały już wydane. Centrala istnieje i znajduje się w… ZKM, czyli u jednego z przewoźników. Wystarczy, tak jak miało to miejsce w Gdyni, przenieść ją wraz z pracownikami ze struktur ZKM- u do ZTM- u. Bo jaki ma sens utrzymywanie za miejskie pieniądze kilkudziesięciu pracowników wraz z nowoczesnym sprzętem, którzy dbają o sprawne funkcjonowanie tylko jednego przewoźnika, co nie zawsze jest tożsame z dobrem całego układu komunikacyjnego w Gdańsku.
Drugim ważnym krokiem, jaki powinny władze Gdańska zrobić, jest podporządkowanie ZTM- u bezpośrednio wiceprezydentowi Lisickiemu. Obecnie podlega on pod wydział gospodarki komunalnej, a dopiero w następnej kolejności pod zarząd miasta. Taka sytuacja sprawia, że po pierwsze rozmywa się odpowiedzialność, po drugie zmniejsza decyzyjność kierownictwa ZTM- u. Jego dyrektor musi mieć swobodę w działaniu, a decyzje muszą być podejmowane szybko i sprawnie. Nie ma żadnego sensu, aby jedną jednostkę nadzorowały kolejne dwie. I tu znowu przykład często nielubianej Gdyni, gdzie organizator przewozów – ZKM Gdynia, odpowiada bezpośrednio przed wiceprezydentem Stępą.
Jak widać, nie potrzeba rewolucji, żeby gdańska komunikacja zaczęła sprawnie funkcjonować. Wystarczy dokończyć rozpoczętą reformę i nie bać się kopiować tych gdyńskich rozwiązań, które okazały się dobre. Szczególnie że niedługo ma nastąpić pełna integracja trójmiejskiej komunikacji pod postacią Metropolitalnego Związku Komunikacyjnego Zatoki Gdańskiej. A w jego strukturze rola ZTM- u będzie podobna jak teraz, zmieni się jedynie organ, przed którym będzie on odpowiadać. Nie będzie to już miasto, a właśnie MZKZG. Dlatego do tego czasu trzeba stworzyć sprawnie działającą instytucję, która będzie miała zarówno narzędzia, jak i kompetencje do tego, aby sprawnie nadzorować i kontrolować gdańską komunikację miejską. Po to, aby nie była ona kulą u nogi całego związku, który ma szansę zrewolucjonizuje komunikację miejską w Trójmieście i okolicach.