Witamy na stronie Transinfo.pl Nie widzisz tego artykułu, bo blokujesz reklamy, korzystając z Adblocka. Oto co możesz zrobić: Wypróbuj subskrypcję TransInfo.pl (już od 15 zł za rok), która ograniczy Ci reklamy i nie zobaczysz tego komunikatu Już subskrybujesz TransInfo.pl? Zaloguj się

Częstochowa: Kasowniki w autobusach – 40 lat minęło

infobus
06.02.2008 15:49

Czterdzieści lat temu MPK postanowiło – z powodu braku chętnych do pracy – zlikwidować konduktorów w tramwajach i autobusach. Od tego momentu zaczęła się era kasowników. Ich najnowsze egzemplarze potrafią skasować bilet na odległość. Częstochowski konduktor – a często była nim kobieta – miał mundur z 'blachą’, czyli identyfikatorem, oraz tzw. piórnik z biletami. Do tego dochodziły kleszcze, ale nie kasowało się nimi sprzedanych jednorazowych biletów, lecz tylko abonamentowe. – W latach 60. XX w. pasażer mógł na takim bilecie wyłącznie dojechać do pracy i z niej wrócić. Czyli miał prawo do dwóch przejazdów dziennie. Na bilecie wydrukowane były ramki z datami i konduktor dziurkował odpowiednią – opowiada Andrzej Kimla, pracownik MPK w drugim pokoleniu. Jego ojciec był kierowcą, ale ponieważ brakowało konduktorów, często wykonywał również i ten zawód – na drugiej zmianie. – To była typowa wówczas praktyka: rano się jeździło jako kierowca, a po południu jako konduktor. Bądź odwrotnie – wyjaśnia Kimla.
Konduktor w tramwajach pracował na stojąco, ale w autobusach miał swoje siedzenie przy tylnych drzwiach. – I to on te drzwi zamykał, pociągając za specjalną wajchę. Kierowca obsługiwał tylko przednie drzwi, a ruszyć z przystanku mógł dopiero wtedy, gdy konduktor dał sygnał dzwonkiem, że z tyłu wejście zostało już zablokowane – mówi Kimla.
Usytuowanie konduktorskiego fotela z tyłu autobusu powodowało, że obowiązywała wówczas zasada… tylnych drzwi. Wychodziło się za to przednimi.
Późnym wieczorem konduktorzy zjeżdżali do siedziby MPK i w kasach na parterze oddawali utarg. Wcześniej, w ciągu dnia, na pętlach odnotowywali końcówki serii sprzedanych biletów i na tej podstawie rozliczali się. Pieniądze – wyłącznie monety – mieli popakowane w płócienne woreczki. Więcej w Gazecie Wyborczej: http://miasta.gazeta.pl/czestochowa/1,84750,4889665.html .