Autokary jeżdżą na Ukrainę normalnie. Rośnie liczba przyjeżdżających pasażerów
Dalekobieżne i lokalne połączenia autokarowe między Polską a Ukrainą 24 lutego działały normalnie.
Ruch na polsko – ukraińskim przejściu Medyka-Szeginie odbywa się bez zakłóceń.
Otwarta granica
-"Nie mamy informacji od przewoźników, że zawieszają, czy odwołują połączenia autokarowe z Ukrainą. Granica jest otwarta" – powiedziała PAP Elżbieta Kołodziejczyk z firmy Eurobus.
Jak zaznaczyła, Eurobus "współpracuje z blisko 50 przewoźnikami".
Połączeń nie zawiesił także firma Neobus, która wykonuje połączenia m.in. z przejścia granicznego w Medyce w głąb Polski. Przed południem jej autobusy odjeżdżały z Medyki.
Według normalnych zasad kursują również busy, które dowożą pasażerów z przejścia granicznego w Medyce do Przemyśla i z powrotem.
Na lubelskim dworcu
-„Od rana obserwujemy wyraźnie zwiększoną liczbę osób przyjeżdżających z Ukrainy To więcej niż zazwyczaj”– poinformował w czwartek PAP prezes spółki Lubelskie Dworce SA Andrzej Wójtowicz. Jak zaznaczył, ruch pasażerski odbywa się w obu kierunkach normalnie; żadne kursy nie zostały zawieszone.
Autobusy i busy przyjeżdżają i odjeżdżają z dworca w Lublinie zgodnie z planem.
-„Nie ma żadnych zawieszonych kursów. Przewoźnicy podejmują to ryzyko, że może uda im się wjechać na Ukrainę, ponieważ wiozą obywateli Ukrainy i powinni być wpuszczani. Kiedy okazałoby się, że są jakieś trudności na granicy, będziemy przekazywać o tym informacje na bieżąco” – wyjaśnił prezes.
Z dworca autobusowego w Lublinie można dojechać m.in. do Lwowa, Łucka, Kijowa.
PRZESIĄDŹ SIĘ NA:
Ukraińska ewakuacja
24 lutego po rosyjskim ataku na Ukrainę niektórzy mieszkańcy Kijowa próbują uciekać, inni robią zapasy żywności - informuje w czwartek agencja Reutera. "Wyjeżdżam, bo wybuchła wojna, Putin nas zaatakował, boimy się bombardowań" – powiedziała Oksana, kierująca jeden z samochodów, który utknął w korku na drodze wylotowej ze stolicy.
Kobieta wraz z trzyletnią córka na tylnym siedzeniu zamierzała wydostać się z Kijowa, a kiedy to się uda, zdecydować dopiero, dokąd jechać dalej.
W czwartek rano ogromny korek zablokował czteropasmową drogę z Kijowa w kierunku Żytomierza i dalej Lwowa, daleko od obszarów najbardziej narażonych na ataki. Miejscami zatrzymał się ruch uliczny, a kolejki samochodów ciągnęły się przez dziesiątki kilometrów.
Kilka tysięcy kijowian próbuje uciec ze stolicy po tym, jak siły rosyjskie zaatakowały Ukrainę, podczas gdy inni stoją w długich kolejkach sklepowych, mając nadzieję, że wybiorą pieniądze z bankomatów i zaopatrzą się w zapasy.
"Nie spodziewałem się tego. Do dzisiejszego ranka wierzyłem, że nic się nie stanie" – powiedział agencji Reutera 34-letni specjalista ds. marketingu, Nikita, czekając w długiej kolejce w supermarkecie z butelkami wody piętrzącymi się w koszyku.
Supermarkety i sklepy spożywcze są pełne kupujących przygotowujących się do pozostania w mieście. Karty nadal działają, ale przed bankomatami tworzą się długie kolejki - relacjonuje Reuters.
Niektórzy ludzie z torbami i walizkami szukali drogi wyjazdu z miasta - autobusem, samochodem lub samolotem.
"Mieliśmy dzisiaj polecieć z Kijowa do Baku. Powiedziano nam jednak, że lot został odwołany z powodu eskalacji wojny na Ukrainie. Nikt nam nie mówi, co się stało, co będzie z naszym lotem, co powinniśmy zrobić, dokąd się udać. Nie mamy dokąd iść. Nikt nam nie odpowiada" – powiedziała Gulnara.(PAP)