Autokarowy protest w Warszawie! 200 autobusów na ulicach
30 października ruszył kolejny protest branży przewozowej. Tym razem w centrum Warszawy, gdzie przyjechało ponad 200 autokarów z całej Polski.
W proteście przede wszystkim biorą udział małe firmy przewozowe, które najbardziej ucierpiały przez pandemię.
Prawie rok!
-„Jesteśmy manifestacją pokojową, która ma na celu pokazać nasz problem, a nie upolitycznić cokolwiek – powiedziała Polsat News współorganizatorka protestu Alina Dybaś.
Dodała, że podczas manifestacji wszystkie obostrzenia związane z pandemią koronawirusa będą przestrzegane.
-„Tak naprawdę za chwile minie rok, jak nie możemy funkcjonować, nie możemy pracować, jak nasi kierowcy i pracownicy nie mają co do przysłowiowego garnka włożyć – mówi Alina Dybaś.
Dodała, że od kilku miesięcy branża nie ma żadnego źródła dochodu. Dlatego protestujący przygotowali postulaty, które chcą złożyć na ręce premiera Mateusza Morawieckiego.
Autokarowe postulaty
-„Przede wszystkim oczekujemy tego, że zostaniemy m.in. zwolnieni z ZUS-u i to nie tylko do końca roku, ale również z myślą o rozszerzeniu tego na cały przyszły rok, ponieważ nie wiadomo kiedy będziemy mogli z powrotem wystartować. Oczekujemy tego, że PFR (tarcza finansowa z Polskiego Funduszu Rozwoju – red.), który otrzymaliśmy na utrzymanie naszych pracowników, jego spłata, zostanie nam anulowana, ponieważ my nie mam z czego spłacać czegokolwiek – poinformowała Dybaś.
Wśród zaprezentowanych postulatów, których realizacja pomóc ma branży w przetrwaniu kryzysu spowodowanego pandemią, znalazł się ten o udzielenie dopłat do utrzymania autobusów, których wysokość uzależniona miałaby zostać m.in. od wielkości pojazdów. Kolejny postulat wiąże się z odroczeniem płatności rat kredytów i leasingów do czerwca przyszłego roku.
PRZESIĄDŹ SIĘ NA:
Jak podkreślali przedstawiciele, spełnienie zaprezentowanych postulatów „da szansę przetrwać branży do czasu, kiedy wycieczki, wyjazdy turystyczne, konferencje, kolonie i ferie zimowe znów będą czymś normalnym
Małe firmy
Co warto podkreślić, w dzisiejszym proteście w Warszawie biorą udział głównie małe firmy, prowadzone często przez całe rodziny. To właśnie w nie kryzys uderzył najmocniej. Średnia liczba pojazdów w takich firmach to około sześciu sztuk; są to małe, zatrudniające około dziesięciu kierowców przedsiębiorstwa. Ich największy problem to koszty stałe, które muszą ponosić. Możliwość utraty środków to z kolei wielki stres, w związku z czym poziom ich desperacji jest wysoki.
Zdaniem protestujących obecna sytuacja związana z koronawirusem jest trudniejsza niż ta, w której branża znalazła się wiosną. Wtedy mieliśmy przed sobą perspektywę sezonu, który zaczyna się w okolicach marca-kwietnia i trwa do października. W tej chwili weszliśmy – można powiedzieć, że w sposób naturalny – w nowy lockdown. Obecnie mamy przed sobą perspektywę niskiego sezonu, który potrwa do marca. W poprzednich latach „martwe” miesiące przewoźnicy byli w stanie przetrwać głównie dzięki wiosenno-letnim zarobkom. Teraz ich nie mają…