Autokarem w wulkaniczny pył
Chmura pyłu znad Islandii sparaliżowała komunikację lotniczą w Europie. Przestrzeń powietrzna zamknięto w ubiegłym tygodniu, gdy wulkanu Eyjafjoell zagroził uszkodzeniem samolotowych silników. Wówczas Europa ponownie przypomniała sobie o transporcie autokarowym. O autobusie przypomnieli sobie politycy, którzy chcieli pożegnać polskiego prezydenta podczas uroczystości pogrzebowych na Wawelu. Autobusem do kraju wracała m.in. kanclerz Niemiec –Angela Merkel, która w drodze z USA musiała lądować w Rzymie.
Także świat rozrywki ponownie zaczął podróżować autokarami. Najbardziej nagłośniona medialnie została podróż piłkarzy FC Barcelona, którzy do Mediolanu, na mecz w ramach Ligii Mistrzów, pojechali klubowym autobusem Noge Titanium. Piłkarze Barcelony spędzili w swoim komfortowym pojeździe ponad 14 godzin pokonując 1000 km (podróż została rozłożona na dwa etapy z noclegiem w Cannes). Jak powiedział trener FC Barcelony, Josep Guardiola: –„Wolę jechać 1000 km autobusem niż oglądać półfinał w telewizji …”Guardiola półżartem powiedział też, że cieszy się, że Inter w ćwierćfinale wyeliminował CSKA. –„Gdybyśmy musieli jechać do Moskwy, musielibyśmy wyruszyć w poprzednią niedzielę”- śmiał się trener Barcelony…Cóż, zespół wielkiej „Barcy”przegrał w wczoraj z Interem 3:1. Zobaczymy jak dzisiaj pójdzie zespołowi Olympique Lyon, który również dojechał na boisko swojego rywala (Bayernu Monachium) piłkarskim autobusem. A wszystko przez pył…
Autokar na topie
Te przykłady z pierwszych stron gazet pokazują, jakie prawdziwe oblężenie przeżywają teraz autobusowe linie międzynarodowe oraz promy i kolej. Tysiące ludzi, którym lotnicze plany pokrzyżowała chmura wulkanicznego pyłu próbuje realizować swoje plany i wydostać się z Polski wszelkimi możliwymi sposobami. Lub tutaj wrócić. Telefony przede wszystkim urywają się u przewoźników, którzy obsługują wyspy brytyjskie. Po latach dominacji „tanich”linii lotniczych na tym kierunku ponowie częściej zaczynają jeździć tutaj autokary. Elektroniczne systemy rezerwacji są na granicy wytrzymałości.
Tak będzie jeszcze przez parę dni. Oczywiście nikt nawet przez moment nie marzy o tym, żeby ta sytuacja miała się utrzymać na dłużej. Transport lotniczy na dalsze dystanse jest po prostu o wiele bardziej komfortowy i nie ma szans, żeby tutaj autokary ponownie wróciły do łask. Natomiast na pewno należy już teraz opracować awaryjny plan komunikacji na wypadek kolejnego lotniczego paraliżu. Nie może być tak jak obecnie, że linie lotnicze tylko odwołują loty, nie organizując transportu zastępczego. Wydaje się, że w takich awaryjnych sytuacjach mogły wcześniej dogadać się z przewoźnikami autobusowymi czy kolejowymi i zorganizować połączenia alternatywne. To jest jak najbardziej w zakresie ich możliwości. Przykład z branży autokarowej pokazuje, że w sytuacji awarii pojazdu zdecydowana większość przewoźników autobusowych szuka alternatywnego wyjścia z sytuacji –np. podnajmując autobus z konkurencyjnej firmy. To kwesta odpowiedzialności i tego powinny także nauczyć się lotnicze linie.
Znaleźć alternatywę
Sprawą zajęła się już Unia Europejska – według komunikatu prasowego PE, w czasie wtorkowej sesji plenarnej europarlamentarzyści wskazywali na konieczność znalezienia alternatywnego środka transportu na wypadek paraliżu ruchu lotniczego, podobnego do tego, który wywołała erupcja islandzkiego wulkanu. Europa XXI wieku musi mieć sieć kolejową łączącą wszystkie kraje UE, która przejęłaby obowiązki samolotów w razie konieczności zamknięcia przestrzeni powietrznej nad kontynentem –uważają Socjaliści, liberałowie i Zieloni w Parlamencie Europejskim. Naszym zdaniem stworzenie transeuropejskiej kolejowej autostrady to oczywiście dobry pomysł, natomiast nie wszędzie jest w stanie ona dojechać. Dlatego warto pomyśleć o powołaniu specjalnego europejskiego zespołu, którego zadaniem byłoby wprowadzenie awaryjnych rozwiązań komunikacyjnych, opierających się na różnych środkach transportu. Wtedy będzie można uniknąć sytuacji ogólnego paraliżu –na pewno na obszarze Europy. Być może należałoby zmienić też przepisy, aby w sytuacjach kryzysowych zmusić linie lotnicze do poszukiwania innych sposobów przetransportowania pasażerów do miejsca docelowego z wykorzystaniem różnych środków transportu zbiorowego. Teraz wszyscy na lotniskach tylko rozkładają ręce, wskazują niebo i mówią o swoich astronomicznych stratach. To nie jest wyjście z sytuacji.
150-200 milionów euro dziennie
O samolotowych stratach już zaczęli myśleć europosłowie z grupy Europejskiej Partii Ludowej (należą do niej europarlamentarzyści Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego). Kładli nacisk na ekonomiczne skutki „zamkniętego nieba”i sugerowali udzielenie przewoźnikom lotniczym wsparcia z budżetu UE. Według Zrzeszenia Międzynarodowego Transportu Lotniczego (IATA), europejskie linie tracą co najmniej 150-200 milionów euro dziennie nie licząc kosztów opieki nad pasażerami, którzy utknęli na lotniskach. Gospodarka krajów UE odnotowała po kilku dniach odwołanych lotów, przerwanych dostaw towarów i wstrzymanej produkcji w niektórych zakładach miliardy euro strat. Komisarz ds. konkurencji Joaquin Almunia zapowiedział już, że na pomoc publiczną mogą liczyć linie lotnicze. Komisarz podkreślił, że KE będzie szybko zatwierdzać pomoc publiczną, jaką rządy państw UE zdecydują się przekazać liniom lotniczym. Dotychczas żaden kraj o zgodę na taką pomoc do KE nie wystąpił, ale kilka linii lotniczych zapowiedziało, że będzie się o nią ubiegać.
Oczywiście jesteśmy za pomocą dla firm, które potencjalnie mogę zwolnić nawet kilka tysięcy pracowników, ale wydaje nam się, że warto tutaj zadać pytanie o równie traktowanie transportu lotniczego i drogowego. Pierwszy z nich już od wielu lat korzysta z wydatnej pomocy państwa m.in. poprzez zwolnienia podatkowe i ogromne nakłady państwa na infrastrukturę. Czy np. w sytuacji znacznych opadów śniegów, które na parę dni sparaliżują europejskie autostrady również przewoźnicy autobusowi otrzymają unijną pomoc? Nie wydaje nam się to prawdopodobne. Dlatego naszym zdaniem powinniśmy maksymalnie ograniczyć tego typu wsparcie ze strony podatników dla linii lotniczych i np. wspomagać wydatniej te firmy, który postarały się o transport zastępczy dla swoich pasażerów. Może wówczas nie będzie potrzeba specjalnych unijnych rozporządzeń dt. awaryjnej komunikacji i tylko same linie lotnicze poczują interes w tym, aby jednak nie zostawiać swoich klientów „na lodzie”–nawet jak niebo jest pełne pyłu.
Polecamy również „ABC pasażera, któremu odwołali lot”, który opublikowała Gazeta Wyborcza –tutaj.