Autobusy pomagają Ukrainie! Kierowcy-wolontariusze i transport pomocy
Kierowcy wolontariusze przywożą uchodźców ze Lwowa do Polski. Na najwyższych obrotach pracują autobusy jeżdżące na Ukrainę z Lublina.
Ważne są także zbiórki darów i przewozy z granicy, które m.in. organizuje PKS Słupsk, MZK Kędzierzyn-Koźle i MPK Świdnica. Firma PA Gryf udostępniła trzy autobusy, które pojechały na Ukrainę celem transportu mieszkańców. Z kolei do Muzeum w Dąbrówce k. Wejherowa (którego właścicielem jest Marian Kotecki - szef PA Gryf) dojechało na ten moment 15 uchodźców, w tym 9 dzieci i są już zakwaterowane. Właściciel jest gotowy przyjąć tam w dawnych koszarach do 70 osób. Na granicy jest też "kultowy ikarus", czyli Łukasz Staniszewski.
Wymarłe miasto
Jak informuje Radio Kraków – kierowcy autobusów-wolontariusze Łukasz i Mariusz pojechali na Ukrainę pustym autobusem. Ze Lwowa wrócili z 60 pasażerami.
Dwójka wolontariuszy po skontaktowaniu się z grupą wolontariacką otrzymała konkretne zadanie przewiezienia z Ukrainy kilkunastu osób uciekających przed wojną. Decyzja o wyjeździe do Lwowa zapadła błyskawicznie.
-„Nie było żadnych problemów – odpowiedział „Radiu Kraków” Łukasz Kodlaś, zapytany o trudności z wjazdem do Lwowa. – To był błyskawiczny przejazd, zarówno przez polską odprawę graniczną, jak i ukraińską. Muszę podkreślić niesamowite działanie służb polskich i ukraińskich i życzliwość, szczególnie po stronie ukraińskiej.
Kierowcy wolontariusze odwiedzają Lwów od wielu lat, jednak tym razem wyglądał on zupełnie inaczej. Światło wieży telewizyjnej, która zawsze stanowiła punkt orientacyjny, przestało być widoczne. Rozmówca reportera Radia Białystok opisał Lwów jako "wygaszony".
-„To, poza okolicami dworca, wymarłe miasto. Na rogatkach miast są barykady. Stoją posterunki wojskowe, posterunki obrony cywilnej – relacjonował Łukasz Kodlaś. – Podjechaliśmy pod lwowski dworzec PKP o północy. Była tam duża grupa osób. Padło hasło: "jedziemy do Krakowa". Zaufali nam i przyjechali z nami. Niektóre osoby nie miały nawet walizki – opowiadał.
Z Kartuz
Jak informuje Urząd Miejski w Kartuzach, zebrane dary są już w drodze do Ukrainy. Autobus, którym pojechał transport, po wyładunku produktów pierwszej potrzeby, będzie kursował po Ukrainie i zawoził na granicę ukraińskie dzieci, matki, kobiety oraz seniorów.
Pomoc zapakowano do autobusu, który grupie Profika odsprzedała "po cenie złomu" firma P.A. "Gryf". Paliwo zapewniła firma P.B. "Górski".
Do Ukrainy wysłane zostały trzy autobusy z darami z różnych części Polski. Pierwszy autobus pojechał do Żytomierza, drugi do Lwowa, trzeci do mniejszych miejscowości położonych pod Lwowem. Wszystkie trzy autobusy po opróżnieniu z darów na Ukrainie będą kursowały na granicę z uchodźcami, którzy mogą przekroczyć granicę i schronić się w Polsce przed wojną.
Z Lublina
Jak podaje „Dziennik Wschodni” autokarów na ukraińskich rejestracjach, które podjeżdżają na stanowisko pierwsze dworca PKS w Lublinie, jest mnóstwo. Na przednich szybach kierunki: Poznań-Kijów, Warszawa-Lwów, Chersoń-Poznań.
-„Te kierunkowe tablice nic dziś nie znaczą – mówią mi panie z Lubelskich Dworców, które widzą co się dzieje na płycie dworca z okien swojego biura na pierwszym piętrze. – Większość autobusów jedzie teraz tylko do Lublina i wraca. Zdarza się, że przez pół godziny nie podjeżdża nic, a potem znowu jest fala. Pewnie tak na granicy je puszczają.
Przed wojną przez dworzec w Lublinie przewijało się dziennie ok. 40 autobusów z Ukrainy. Teraz to nawet kilka razy więcej. Nikt już nawet nie liczy ile.
-„Pani, ja 25 lat jeżdżę i jak teraz na granicy pracują to jeszcze nigdy nie pracowali! – powiedział „Dziennikowi Wschodniemu” Leonid, kierowca rejsowego autobusu na trasie Puławy- Łuck. – W 45 minut 81 osób mi odprawiają. Biorę wszystkich, nawet na stojąco jadą. A polscy pogranicznicy to jeszcze szybciej. Na trzy pasy autobusami przez przejście jedziemy.
Leonid zaraz odjeżdża. Gdy pytam, czy jedzie na pusto, zaprasza do środka. – Pani wejdzie zobaczy. W środku pięciu młodych mężczyzn i jedna dziewczyna. Jadą na wojnę. Na pierwszym siedzeniu leżą leki.
– Ja wszystko wezmę, co tam potrzeba – deklaruje kierowca. – Jeszcze na granicy w punkcie humanitarnym mi dorzucają.
Ze Słupska
W Polsce PKS Słupsk przyłączył się do zbiórki darów dla Ukrainy, który zbiera potrzebne obecnie rzeczy środki opatrunkowe, środki higieny osobistej etc. Dodatkowo firma wspólnie z Starostwem Powiatowym przewozi mieszkańców Ukrainy w tych trudnych chwilach bezpłatnie, specjalne komunikaty umieściliśmy także w autobusach.
-"Wszystkie nasze autobusy zostały symbolicznie oznaczone symbolami wsparcia i solidarności między Polską a Ukrainą. Wraz z samorządami wdrażamy program zatrudnienia w PKS członków rodzin uchodźczych, w ramach istniejących możliwości prawnych - informuje PKS Słupsk. - To jednak nie koniec. W razie potrzeby i wznoszenia się fali uchodźców w razie konieczności jesteśmy gotowi do uruchomienia na dworcu specjalnego punktu sanitarno-socjalno informacyjnego. Dziś naszym obowiązkiem jest wspieranie tych, którzy nie że swojej winy musieli opiscić swoje domy w kraju, który broniąc się broni także Polski.
Do akcji przewozów darów i uchodźców włączyły się także firmy MZK Kędzierzyn-koźle i MPK Świdnicą:
Z Danii
Na krakowskim dworcu autobusowym,, oprócz ochotników ze zorganizowanego wolontariatu, można spotkać osoby z kartkami, informującymi o darmowym transporcie i pomocy.
-"Jestem z Danii, przyjechałam prywatnym samochodem. Mamy ze sobą autobus, w którym pomieści się ponad 40 osób" - deklaruje starsza kobieta. Pytana o to, co skłoniło ją do przyjazdu do Polski wskazuje, że część jej rodziny pochodzi ze Słowenii, stąd takie zaangażowanie.
Inna drobna kobieta, kolejna z duńskiej grupy, to kierowca autobusu. Stoi obok pięcioosobowej rodziny. -"Mam nadzieję, że pojadą z nami. Zapewnimy im wszystko" - deklaruje i czeka na pomoc ukraińsko-angielskiego tłumacza, który wszystko wyjaśni. Oczekująca rodzina to dwie kobiety - starsza i młodsza, z trójką dzieci w różnym wieku. Mają ze sobą przeróżne pakunki, w większości zwykłe, plastikowe siatki wypchane różnymi rzeczami.
Muszą poczekać kilka minut, bo młody tłumacz rozmawia z dwiema kolejnymi osobami - młodym chłopakiem i mężczyzną, który w plastikowym opakowaniu niesie pościel. Najwyraźniej oni też rozważają wyjazd do Danii.
Na Ukrainę
-"Jadę przede wszystkim, by wesprzeć bliskich, a gdy będzie trzeba – by bronić swojego miasta i swojego kraju – tłumaczył 37-letni Witalij, odjeżdżający z katowickiego dworca autobusowego na Ukrainę. U polskiego pracodawcy wziął trzytygodniowy urlop. Wie, że powrót w tym czasie może być niemożliwy.
"Szef i koledzy podeszli do mojej decyzji o wyjeździe z dużą wyrozumiałością, a od firmy dostałem pomoc finansową. Powiedzieli: będziemy na ciebie czekać tak długo, jak będzie trzeba. Jestem im za to bardzo wdzięczny" – powiedział PAP 37-latek, mieszkający na Śląsku od blisko czterech lat. Jest monterem w firmie dostarczającej klimatyzację i systemy wentylacyjne.
W lipcu zeszłego roku Witalij odwiedził na Ukrainie rodzinę: mamę mieszkającą w pobliżu miasta Kropywnycki, ok. 250 km na południe od Kijowa, i rodzeństwo w Krzywym Rogu w środkowej części kraju. Od czasu wybuchu wojny jest z nimi w kontakcie. Jak mówi, na tym terenie nie ma na razie działań wojennych, a rodzina nie chce obecnie wyjeżdżać z Ukrainy. Witalij ma jednak poczucie, że jest potrzebny na miejscu.
"Mama ma już swoje lata, siostra jest sama z dwojgiem dzieci. Pomoc finansowa to nie wszystko" – tłumaczy Ukrainiec, który w pierwszej kolejności chce wesprzeć swoją rodzinę. Nie ukrywa jednak, że jedzie również po to, by bronić swojej ojczyzny.
"Ojczyzna to duże słowo. Wolę powiedzieć, że chcę bronić swojego miasta, swoich bliskich – bo to jest właśnie ojczyzna. Czy jestem patriotą? Chyba każdy musi lubić swój kraj, identyfikować się z nim. Dla mnie Ukraina to mój kraj" – powiedział Witalij, który – urodzony w 1984 r., jeszcze w Związku Radzieckim – dorastał i wchodził w dorosłe życie w niepodległym państwie ukraińskim.
Bardzo trudne – przyznaje 37-latek – było poinformowanie o wyjeździe na ogarniętą wojną Ukrainę bliskich w Polsce.
"Witalij zwlekał z tym niemal do ostatniej chwili. Powiedział, że nigdy nie wybaczyłby sobie, gdyby wybrał wygodne życie w Polsce, zostawiając mamę i rodzeństwo bez pomocy, której na pewno będą potrzebować. Płakałam, ale rozumiem jego decyzję" – relacjonowała pani Anna, polska partnerka Witalija.
Darmowy transport na Ukrainę Witalij znalazł poprzez jedną z grup, w której ramach obywatele Ukrainy komunikują się w portalach społecznościowych. Gdy we wtorkowy wieczór spóźniony o godzinę autokar przyjechał do Katowic, był już prawie pełny – jechali nim sami mężczyźni, w większości młodzi. Autobus ma zawieźć ich do miejscowości Chmielnicki. Stamtąd do miasta Kropywnycki Witalij ma jeszcze ok. 450 km, a do Krzywego Rogu ponad 100 km więcej. Nie wie jeszcze, jak i kiedy uda mu się dotrzeć na miejsce.
W 2014 r. Witalij, jako ukraiński żołnierz, brał udział w wojnie w Donbasie. "Wiem, co znaczy być żołnierzem i wiem, co się teraz dzieje w moim kraju. Jadę tam świadomie, wiem, na co się decyduję. Uważam, że tak trzeba" – mówi krótko 37-latek, pytany o świadomość zagrożenia i gotowość do udziału w walce. W bagażu, oprócz rzeczy osobistych, ma trochę środków opatrunkowych, powerbank, latarkę. Gdy będzie to możliwe, chce wrócić do pracy w Polsce i do polskich przyjaciół. "Czekamy tu na niego. Ta wojna musi się szybko skończyć" – mówi pani Anna.(PAP)