Co trzeba zrobić, aby rząd zmienił pojemnościowe limity?
Rząd poluzował obostrzenia związane z epidemią w życiu społecznym i gospodarczym, ale zapomniał o złagodzenie restrykcji dla transportu publicznego.
Żadne apele i prośby nie pomagają. Nie ma na nie nawet odpowiedzi.
Dochody spadły, a liczba wzkm ta sama
Wraz ze znoszeniem związanych z epidemią ograniczeń w życiu społecznym i gospodarczym, konieczne jest łagodzenie restrykcji dotyczących komunikacji miejskiej. Przy obecnych ograniczeniach dotyczących liczby pasażerów w pojazdach komunikacji miejskiej , możliwości i rezerwy operatorów wyczerpują się.
Przypomnijmy, że we wszystkich miastach w Polsce dochody ze sprzedaży biletów w kwietniu br. spadły o co najmniej 80 proc.
Równolegle cały czas obowiązuje rozporządzenie Ministra Zdrowia dotyczące maksymalnej liczby pasażerów (tyle, ile wynosi połowa miejsc siedzących), które zmniejszyło możliwości przewozowe taboru miejskiego do 25 proc. dotychczasowych. To wynika z większej liczby miejsc stojących niż siedzących. Przykładowo teraz do 12-metrowego autobusu klasy MAXI może wsiąść … 14 osób.
Dobrze nieżyciowość obowiązujących obecnie przepisów pokazuje grafika przygotowana przez firma PTC Marcin Gromadzki, ilustrującą dopuszczalną aktualnie pojemność różnych środków ulicznego publicznego transportu zbiorowego – drogowego i szynowego.
Integracja branży?
Wszystkie do tej pory apele i prośby o zmianę pojemnościowych limitów wysyłane, czy to wysyłane przez miasto Warszawę, Izbę Gospodarczą Komunikacji Miejskiej, Unię Metropolii Polskich, Polski Związek Pracodawców Transportu Publicznego, czy Zarząd Transportu Metropolitalnego nie odnoszą skutku.
Dlaczego? Naszym zdaniem wynika to ze słabego nacisku, jaki branża komunikacji miejskiej potrafi wywrzeć na rząd. Niestety, w tym względzie daleko nam do skuteczności górników czy policjantów. Tego oczywiście nie da się zmienić z dnia na dzień, ale od czegoś trzeba zacząć. Dobry pomysłem na start byłoby sformułowanie spójnych i takich samym postulatów. Jeżeli każdy wysyła do rządu co innego to samym zarówno obniża skuteczność swojego apelu, jak i pokazuje, że samo środowisko, które reprezentuje nie jest spójne i nie ma jednego zdania w tej kwestii. Tym samym ministrowie mogą w ogóle nie odpowiadać na te apele, gdyż nie widzą po stronie społecznej silnego gracza.
Dlatego proponujemy wypracowanie przez branżę jednego, wspólnego stanowiska, które jeszcze raz – przez wszystkie organizacje – zostałoby wysłane do Ministerstwa Infrastruktury i Ministerstwa Zdrowia.
PRZESIĄDŹ SIĘ NA:
Za Marcinem Gromadzkim proponujemy kompromis: czyli zasadę 2,5 osób na każdy rozpoczęty metr bieżący długości pojazdu – z zastrzeżeniem, że w miarę znoszenia kolejnych obostrzeń związanych z koronawirusem, wskaźnik ten mógłby także wzrastać. Organizatorzy, operatorzy i przewoźnicy zobowiązani byliby natomiast do wyklejenia przy pierwszych drzwiach informacji o dopuszczalnej liczbie miejsc, wynikającej z zastosowanego przeliczenia.
Trzy różne propozycje
Poniżej zestaw dotychczasowych postulatów poszczególnych branżowych organizacji:
-
Unia Metropolii Polskich i Zarząd Transportu Metropolitalnego proponuje zasadę „połowa pojemności”, czyli autobusem miejskim mogłaby podróżować liczba osób odpowiadająca połowie jego pojemności, bez odniesienia do liczby miejsc siedzących. W 12-metrowym pojeździe klasy MAXI mamy wtedy ok. 50 miejsc i około ok. 75 miejsc w autobusie przegubowym, o długości 18-metrów, klasy MEGA.
-
Izba Gospodarcza Komunikacji Miejskiej chce przelicznika pojemnościowego, gdzie dopuszczalna liczba pasażerów wynika z przelicznika powierzchni pasażerskiej. Wtedy dopuszczalna liczba pasażerów w autobusie 12-metrowym klasy MAXI wyniosłaby ok. 30 pasażerów, a w autobusie przegubowym 18-metrowym klasy MEGA – ok. 45.
-
Polski Związek Pracodawców Transportu Publicznego z kolei promuje model wielkościowy. Przelicznik to iloczyn długości i 2 osób na jej każdy metr bieżący. Czyli w 12-metrowym pojeździe klasy MAXI mamy wtedy ok. 24 miejsc, a w autobusie przegubowym, o długości 18-metrów, klasy MEGA – ok. 36 miejsc.
Wagę tych zmian dla komunikacji miejskiej pokazuje jedna liczba. Gdyby tylko na terenie GZM podnieść pojemność autobusów do 40 osób to mogłyby one przewozić aż trzy razy więcej pasażerów niż aktualnie. Przy odmrażaniu gospodarki i rosnącej liczbie pasażerów, stanowi to ogromną różnicę i wręcz niezbędny krok do przeżycia dla branży. Tylko trzeba do niego zmusić rząd. I trzeba zrobić to razem.
„