Kraśnik: Przewoźnik kręci?
Mieszkaniec Kraśnika, jadąc autobusem MPK zauważył, że kierowca w trakcie kursu bezpodstawnie nabijał na kasę 'zerowe”, bezpłatne bilety, nikomu ich nie wydając. Przewoźnik obiecuje wyjaśnić sprawę. W ubiegłym roku miasto przekazało spółce 1 mln 282 tys. zł na pokrycie kosztów związanych ze sprzedażą biletów ulgowych jednorazowych, miesięcznych oraz tzw. biletów zerowych
A było to tak: w piątek ok. godz. 19 Jerzy D. jechał autobusem MPK na trasie z ulicy Narutowicza do dzielnicy Fabrycznej. W tym czasie zauważył, jak kierowca nabił na kasie trzy bezpłatne bilety. – Kiedy kupowałem bilet dla siebie, to kierowca najpierw nabił 'zerowy”oddarł go, zmiął, a potem nabił bilet dla mnie – relacjonuje pan Jerzy. – Nie pierwszy raz się z tym spotkałem. To jest skandal, złodziejstwo i zwykłe oszukiwanie mieszkańców Kraśnika i władz miasta – dodaje. Miasto bowiem przekazuje przewoźnikowi dotacje na podstawie sprzedanych biletów bezpłatnych. Władze miejskiej spółki przyznają, że…słyszały o takim procederze.
– Zanim jeszcze zacząłem kierować firmą, to słyszałem o takich praktykach – mówi Waldemar Toporowski, dyrektor MPK w Kraśniku. – W lutym ubiegłego roku, zaraz na pierwszym zebraniu z kierowcami – jak tylko zacząłem pracować – kategorycznie zabroniłem stosować tego typu praktyki. Nie miałem od tej pory sygnałów, że kierowcy dalej tak robią. Przez to w ubiegłym roku miasto przekazało nam o 140 tys. zł mniej dotacji. Liczba wydawanych biletów zerowych znacznie spadła. Jeżeli kierowca nie jest pewien, czy ktoś jest uprawniony do bezpłatnego biletu, to powinien odstąpić od tego i żądać pieniędzy za bilet – podkreśla Toporowski.
Zaskoczone sytuacją są władze miasta. – Pracujemy nad tym, aby uszczelnić ten system. Doraźnie, w związku z pojawiającymi się sygnałami o możliwych nieprawidłowościach, skierujemy do spółki kontrolę – komentuje Daniel Niedziałek, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Kraśniku. Wyjaśnienie sprawy zapowiadają też władze spółki. – Muszę to sprawdzić, wszczynam procedurę wyjaśniającą, ale taką rzecz jest bardzo trudno udowodnić. Trzeba złapać kierowcę na gorącym uczynku – mówi Toporowski.