W stolicy światowego rowerzyzmu
W stolicy światowego rowerzyzmu
W każdym chyba przewodniku zainteresowany turysta przeczyta, że najlepszym środkiem transportu po Amsterdamie jest rower. Amerykanie, Hiszpanie, Francuzi i Niemcy przyjeżdżają więc tłumnie, aby często po raz pierwszy od lat wsiąść na wszelkiej maści batavusy, gazele i sparty i podziwiać miasto tysiąca mostów –pisze Hubert Mazur na I bike Kraków
W pierwszym tygodniu stycznia również autor niniejszego tekstu, rodem z Polski, miał przyjemność bawić w tej holenderskiej metropolii, w związku z czym kilka rowerowych refleksji, którymi postanowił się podzielić z czytelnikami ibikekrakow.com.
Niekończąca się masa krytyczna
Jak się jeździ rowerem po Amsterdamie? O dziwo, wielu pytanych przeze mnie Polaków odpowiada z kwaśną miną: ciężko, zbyt dużo rowerzystów. Istotnie, mówiąc obrazowo, korki rowerowe nie są dla amsterdamczyków niczym niezwykłym. Nawet w środku zimy, poza wczesnymi godzinami porannymi i zupełnymi peryferiami, właściwie zawsze i wszędzie znajdzie się w polu widzenia jeden lub kilku rowerzystów. Pewien mój znajomy po wizycie w Holandii stwierdził w związku z tym, że panuje tam wręcz rowerowy terror wobec wszystkich innych. Byłem i nie potwierdzam. Stosunkowo nieliczni piesi (po co iść pieszo skoro można jechać rowerem?) muszą co prawda uważać na obecność rowerzystów, ale mogę powiedzieć, że to i tak lepsze niż los pieszego w nadwiślańskiej krainie dominacji samochodu nad człowiekiem.
Jakość infrastruktury
Obecność turystów, ale przede wszystkim doświadczenie dziesiątek lat budowania infrastruktury i ogromny rodzimy ruch rowerowy powodują, że projektanci starają się o jak największą intuicyjność stosowanych rozwiązań. Żadnego tam przejeżdżania z jednej strony jezdni na drugą, w zależności od tego, gdzie było wygodniej urządzić drogę dla rowerów. Priorytetem jest ciągłość, a także dbałość o dobre pole widzenia rowerzysty. W efekcie Holendrzy są w stanie na swoich rowerach, często pozbawionych przerzutek, poruszać się z zadziwiającą szybkością. Poczucia bezpieczeństwa nie zakłócają jeżdżące po drogach dla rowerów skutery, ani nawet czterokołowe „motorowery”canta.
Próżno szukać wysokich krawężników i innych niespodzianek, jakie znamy z Polski. Do tego mało która ulica nie jest dwukierunkowa dla rowerzystów. Rowerowy raj.
Infrastruktura to również stojaki, a tych nie brak chyba nigdzie. Mimo to o miejsce do zaparkowania jest niezwykle ciężko, ponieważ prawie wszystkie rowery stoją na ulicach, a jest ich w całej Holandii 18 milionów, o 1,5 miliona więcej niż mieszkańców.
Prawo i bezprawie
PRZESIĄDŹ SIĘ NA:
A jak jeżdżą Holendrzy? W tej dziedzinie panują u nas, mówiąc brutalnie, jakieś bzdurne wyobrażenia: wysoka kultura, więc na pewno rowerzyści suną po jezdni się z gracją, a do tego wszyscy prawidłowo oświetleni i nikt bynajmniej nie jeździ po alkoholu. Otóż okazuje się, że Holendrzy łamią wszystkie możliwe przepisy. Podczas gdy kierowcy grzecznie stoją na czerwonym (i lepiej dla nich, żeby stali, mandaty są surowe), większość rowerzystów rozgląda się tylko czy nic nie nadjeżdża i w drogę. Ulica jednokierunkowa czy jednokierunkowy pas dla rowerów? Żaden problem. Kawałek chodnikiem, gdy zaistnieje potrzeba? Oczywiście. Zakaz ruchu kołowego? Nie widziałem żadnego znaku. Do tego, moim skromnym zdaniem, najwyżej dwóch na trzech ma jakąkolwiek lampkę. Jeśli chodzi o jazdę po alkoholu to dość powiedzieć, że w noc sylwestrową jakoś znacząco nie ubyło rowerzystów.
Już widzę grymas oburzenia na twarzach polskich „specjalistów”od ruchu drogowego. Pewnie przy takiej ilości rowerzystów holenderska policja nie jest w stanie wyłapać wszystkich tych wandali. Otóż wspomniane przeze mnie praktyki odbywają się często na oczach policjantów, mają oni jednak ważniejsze rzeczy do roboty. Tylko, jak w takim razie wytłumaczyć to, że Holandia jest europejskim liderem w bezpieczeństwie na drogach, szczególnie gdy chodzi o bezpieczeństwo niechronionych uczestników ruchu? Może brakiem agresji? A może tym, że wszyscy bywają rowerzystami?
Nie byłoby jednak prawdą, gdybym powiedział, że wśród holenderskich cyklistów nie panują żadne reguły. Jest kilka bardzo prostych: we własnym interesie sygnalizuj skręt w lewo, ustępuj pojazdom z Twojej prawej strony i zjedź do prawej, gdy usłyszysz dzwonek lub klakson. To działa.
Inne ciekawostki
Rower jest dla Holendrów pojazdem wyraźnie użytkowym, naturalnym elementem krajobrazu, ale –na ile mogę ocenić –traktowanym bez zbędnych sentymentów. Wielu miłośników dwóch kółek zapłakałoby nad niszczejącymi tu i ówdzie rowerami, o których właściciel całkiem zapomniał. W związku z brakiem miejsc do parkowania (rowerów oczywiście) władze amsterdamskich dzielnic uprzątają co jakiś czas zalegające pojazdy.
To co uderzyłoby z pewnością polskich cyklistów, to sposoby przewożenia bagażu, a wozi się praktycznie wszystko. Holendrzy mają na to swoje patenty: solidne przednie bagażniki, bardzo pojemne sakwy i rowery cargo. Wożenie pasażerów na rowerze, nie tylko dzieci, jest bardzo powszechne, nadaje się do tego bagażnik tylni (często wyposażony w poduszkę), przedni i rama. Jeśli ktoś twierdzi, że tego i owego nie da się zabrać na rower, to z pewnością należy mu poradzić wycieczkę do kraju tulipanów.
PS. Niniejszego tekst dedykuję mojemu koledze Krzysztofowi, który ukuł pojęcie użyte w tytule.
Źródło: http://ibikekrakow.com/2013/01/31/w-stolicy-swiatowego-rowerzyzmu/