Rowerem po Helsinkach

infobike
20.01.2014 23:44

P {}A:link {}

Muminki, Święty Mikołaj, renifery, Nokia i sauna –to wszystko znaki rozpoznawcze Finlandii. A rowery? Wydawać by się mogło, że w kraju, w którym zima trwa ponoć 9 miesięcy, nie ma miejsca na ruch rowerowy. Podobnie jednak jak reszta Skandynawów, Finowie stawiają bardzo serio na tę formę transportu i nawet w zimie wielu z nich nie rezygnuje z dwóch kółek –pisze Huber Mazur

helsinki_stojak_rowerowy_760

Od razu muszę zaznaczyć, że nie wszystkie fińskie rozwiązania można uznać za warte naśladownictwa. Specyficzny jest stosunek do rowerzystów jako takich. Na fundamentalne pytanie: „kim jest rowerzysta”–A) kierowcą czy B) rodzajem pieszego, Finowie odpowiedzieli sobie bowiem już dawno: „zdecydowanie B”. Trzeba przyznać, że są w tym przynajmniej konsekwentni, choć takie podejście różni się diametralnie od stanowiska Holendrów czy Duńczyków, na którym my staramy się wzorować. Nikogo nie dziwi więc, że droga dla rowerów kończy się na chodniku, po którym rowerzysta kontynuuje jazdę. Dominują zresztą drogi dla pieszych i rowerów, na których –przynajmniej teoretycznie –to piesi są grupą uprzywilejowaną. Podobnie często brakuje przejazdów rowerowych czy osobnej sygnalizacji, a cykliści korzystają po prostu z pasów razem z pieszymi, nie wiem nawet czy legalnie, ale wszyscy tak robią. Konsekwencją fińskiego podejścia jest również dominująca tendencja do separacji ruchu rowerowego, co nie zawsze się sprawdza. Plusem są za to bardzo przyjemne drogi przez parki (np. pięciokilometrowy Kaivopuisto, biegnący brzegiem morza) czy lasy. Ścieżki takie biegną w oddaleniu od głównych arterii drogowych. Te ostatnie są zresztą jak ze snu polskiego drogowca. Niestety.

Chociaż to pewnie akademickie Turku należałoby uznać za rowerową stolicę kraju, to także Helsinki nie mają się czego wstydzić. Wedle danych helsińskiego ratusza w mieście znajduje się 750km ścieżek rowerowych, co samo w sobie robi spore wrażenie (przy całym sceptycyzmie dla mierzenia jakości infrastruktury ilością DDR). W efekcie, inaczej niż w Polsce, w tym w Krakowie, praktycznie każdy punkt w Helsinkach jest dostępny na rowerze. Rowerem można się także w miarę wygodnie poruszać między miastami, zarówno w aglomeracji Helsinek (Espoo, Vantaa), jak i dalej.

Na każdym kroku widoczne są ułatwienia dla rowerzystów. Jeśli na czas remontu konieczne jest zamknięcie jakiegoś fragmentu drogi rowerowej, zawsze można liczyć na objazd, choćby po wyłączonej z ruchu samochodowego części jezdni. Szczególnie po najnowszych inwestycjach widać, że rowerzyści są oczkiem w głowie lokalnych władz. Przykładem niech będzie choćby Baana –wydzielona droga dla rowerów prowadząca w wykopie po zlikwidowanej kolejce, łącząca centrum z zachodnimi dzielnicami. Nie brakuje również stojaków –nieco innego typu niż znane w Polsce –jest to najczęściej słupek z łańcuchem po dwóch stronach, który służy do zapięcia dwóch rowerów o-lockami. Parkingi rowerowe często bywają zadaszone –Finowie trzymają swoje rowery na zewnątrz przez cały rok. Sporo rowerzystów korzysta z możliwości zabrania dwóch kółek do metra, nie wolno ich niestety wozić tramwajami i autobusami.

Mimo tego co można zobaczyć na Helsinki Cycle Chic, zdecydowanie dominują, jak w całej Finlandii, lajkrowcy w kaskach i okularkach. Używanie kasku jest zresztą obowiązkowe, ale za jego brak nie grozi żadna kara. Kolejna rzecz, na której nie warto się wzorować. Zachęty do jazdy rowerem działają –zauważyłem w tym roku 20% wzrost liczby rowerzystów odnotowanych przez licznik w Baanie w stosunku do 2012 r. Być może niektórych zaciekawi informacja, że fińscy rowerzyści to również patrioci –dominują lokalne marki Tunturi i Helkama. Nie bywałem jeszcze w Finlandii zimą, ale wiem z relacji znajomych, że nawet wtedy amatorów roweru nie brakuje. Białe drogi i zimne wiatry nie zachęcają, ale przynajmniej nie odstrasza ich smog –Helsinki szczycą się najwyższą jakością powietrza wśród europejskich stolic.

To, co niewątpliwie różni stolicę Finlandii od Krakowa, to poziom odczuwalnego bezpieczeństwa. Kultura jazdy autem jest taka sama, jak we wszystkich zachodnich krajach. Polski rowerzysta nieraz dębieje, gdy samochody zatrzymują się przed pasami (bo przejazdu nie ma, jak już wspominałem), choć nawet jeszcze nie zaczął się do nich zbliżać. Wyprzedzenie roweru wedle fińskiego standardu wymaga nie metra, ale trzech. Pomimo nie zawsze najszczęśliwszych rozwiązań infrastrukturalnych, można bez opieki pozwolić na jazdę po mieście 10-latkowi.

Wypadałoby jeszcze dodać coś od siebie. Czemu, gdy myślę o rowerowym raju, przypomina mi się widok naszych rowerów i zachodzącego słońca nad wyspą Lauttasaari? Nie umiem tego w prosty sposób wytłumaczyć.

Tekst pochodzi z Masówki, gazetki Krakowskiej Masy Krytycznej, z numeru 11/2013