Rower w komunikacji zbiorowej – przeglad rozwiązań (1/2)
Parę tygodni wcześniej opisywaliśmy na łamach Infobusa trzy etapy budowy systemu komunikacji rowerowej w mieście. Drugim etapem tego systemu była możliwość przewożenia roweru pojazdami komunikacji zbiorowej, co najbardziej jest związane z tematyka przewodnią portalu. Dziś przyjrzymy się kilku rozwiązaniom tego zagadnienia stosowanym w różnych miastach w Polsce.
Całkowity zakaz przewozu rowerów.
Najłatwiejszy sposób na podejście do zagadnienia to wymiganie się od niego, czyli całkowity zakaz przewożenia rowerów w pojazdach komunikacji miejskiej umieszczony w regulaminie przewozów. Jednym ruchem i w zasadzie bez kosztów rozwiązuje się problem roweru w zatłoczonym pojeździe, problem skarg pasażerów na ubrudzone ubranie, czy tym podobne sprawy. Sprawa załatwiona, przynajmniej w teorii. Są bowiem przynajmniej dwie skuteczne i sprawdzone metody, którymi rowerzyści omijają ten zakaz, a na internetowych grupach rowerowych, co bardziej zmuszeni potrzeba cykliści co chwila wymyślają nowe.
Pierwsza to wsiadanie ostatnimi drzwiami pojazdu. Często miejsca tam nie za wiele na rower, ale kierowcy trudno dostrzec wsiadającego z rowerem w lusterku, zwłaszcza, gdy pasażerów wsiada na danym przystanku więcej. Podobnie pasażerowi rzadko chce się przeciskać w obie strony przez cały autobus i robić awanturę kierowcy, że rowerzystę przeoczył. Więc w tym przypadku skutek jest odwrotny – mamy rower w autobusie w miejscu zupełnie do tego nie przeznaczonym, mamy kłótnie i nierzadko opóźnienia pojazdu z powodu tychże (kierowca nie jest w stanie jednocześnie prowadzić pojazd i kłócić się z pasażerem na jego końcu).
Drugi sposób jest o tyle lepszy, że nie zależy od szczęścia. Jest nim zdemontowanie np przedniego koła z roweru i wiezienie go osobno. Wtedy nie jest to już rower, gdyż nie da się na nim jechać, a jedynie części rowerowe, które oczywiście objęte zakazem przewozu nie są nigdzie. Zatem nie ma siły, łącznie z Policją, mandatami, czy sądami grodzkimi, by taką osobę z autobusu wyrzucić, gdy się uprze. Znam dwa takie przypadki i sprawy zakończyły się uniewinnieniem rowerzysty.
Jak widać zdesperowany człowiek, który koniecznie musi pojazd przewieźć, z problemem zakazu poradzi sobie śpiewająco. Większość rowerzystów jednak albo zrezygnuje z wożenia pojazdu (co za tym idzie także z jazdy samemu, czyli zapłacenia za bilet), albo zrezygnuje po awanturze z kierowcą i pasażerami oraz opóźnieniu danego kursu, czyli cel w 90% przypadków zostanie osiągnięty.
Możliwość wożenia roweru zależnie od woli prowadzącego pojazd.
To rozwiązanie jest z punktu widzenia przewoźnika najłatwiejsze, stosuje je m.in. wiele przedsiębiorstw PKS oraz część przewoźników komunikacji miejskiej. W końcu to kierowca, jako osoba znająca specyfikę danej linii, powinien wiedzieć najlepiej czy w danej sytuacji istnieje możliwość przewiezienia roweru, czy też nie ma takiej możliwości. W teorii piątka z plusem.
A co na to praktyka? Cała odpowiedzialność w razie jakichkolwiek problemów z rowerem w autobusie spada na kierowcę, który się zgodzi (a który i bez tego ma wiele problemów na głowie). Ten widząc w myślach tłok na trasie i 'gramolenie się z rowerem’ z autobusu na przystanku w połowie trasy, które najpewniej spowoduje opóźnienie kursu, 'na wszelki wypadek’ odmawia w 9 przypadkach na 10, niezależnie czy jest to zasadne czy nie. Przynajmniej takie są doświadczenia moje i osób przeze mnie sondowanych. Choć oczywiście znane są sytuacje, gdzie kierowca się zgadza… jak i sytuacje, gdzie kierowca pozwolił przewozić rower, a później okazało się, ze z powodu zatłoczenia był to błąd.
Z powodu tego, że decyzja jest zależna od kierowcy, rozwiązanie bywa też niepraktyczne z punktu widzenia pasażera. Nigdy nie może on być pewny, czy w razie potrzeby, będzie mógł rower przewieźć, czy też zostanie odprawiony z przysłowiowym kwitkiem. Oczywiście w razie nagłej potrzeby jak awaria, czy deszcz, spróbuje on na pewno, ale wszelkie przejazdy bardziej planowane będą raczej przez rowerzystów ograniczane nawet wtedy, gdy teoretycznie nie ma przeszkód by rower bezpiecznie przewieźć.
Przewóz rowerów dozwolony jedynie w pojazdach przystosowanych
Wożenie rowerów wyłącznie w pojazdach specjalnie do tego przystosowanych, posiadających bagażniki na rowery, które jeżdżą na określonych liniach. Rozwiązanie to, przynajmniej w wariancie krakowskim, umożliwia jedynie wożenie rowerów od pętli (krańca) do pętli, co sprawdza się wyłącznie w miejscach, gdzie ruch rowerowy jest w pewien sposób skanalizowany i wszyscy jadą w określonej relacji (właśnie od krańca do krańca). Co za tym idzie metoda ta sprawdza się bardziej w przypadku linii podmiejskich, czy wręcz międzymiastowych, a w komunikacji miejskiej jest zbyt mało elastyczna z punktu widzenia rowerzysty. Rowerzysty który, aby z niej skorzystać musi dojechać na jeden z krańców i akurat chcieć jechać dokładnie na kraniec drugi.
Dodatkowo wszelkie samochodowe bagażniki rowerowe mają to do siebie, że nie są uniwersalne – sporej części rowerów (poziome, dziecięce, o dużych rozmiarach ram, o nietypowej geometrii ram, o ramie ze ściankami cienkościennymi itp itd) do stojaków po prostu przyczepić się nie da, albo da się, ale grozić to będzie uszkodzeniem roweru. Zmniejsza to dodatkowo
Dla przewoźnika ta metoda też daleka jest od optimum, gdyż wymaga instalacji bagażników w pojazdach obsługujących daną linię, co oczywiście stanowi koszt. Prócz kosztu zakupu są jeszcze koszty eksploatacji, gdyż bagażniki z czasem się zużywają, a wystając poza obrys autobusu, dodatkowo niosą za sobą jeszcze podwyższone (być może w sposób ledwie zauważalny, trudno mi tu polemizować) zużycie paliwa.
Przewóz rowerów tylko w razie konieczności.
To ostatni pomysł, który zastosowano właśnie w Poznaniu. W regulaminie przewozów jest tam od kilkunastu dni zapis, że rowerzysta może przewieźć rower komunikacją miejska w razie konieczności, czyli awarii roweru uniemożliwiającej jazdę na nim lub nagłego załamania pogody. I oczywiście jest to dokładnie to, o co rowerzystom chodzi. Przecież mało kto wozi ze sobą ważący kilkanaście kilogramów rower dla przyjemności komunikacją miejską, gdyż o wiele wygodniej się na nim jedzie niż go nosi.
O ile taki zapis jest wystarczającym z punktu widzenia rowerzysty, tym niemniej odpowiedzialnym za ewentualne sprawdzanie rowerzystów, czy nastąpiła ww konieczność został – znowu – kierowca. A kierowca zazwyczaj nie będzie umiał trafnie zinterpretować, czy dana awaria uniemożliwia jazdę (czasem takiej awarii nie widać na pierwszy rzut oka), czy też odwrotnie – rower jest sprawny, a tylko został 'odpicowany’ na zepsuty celem przewiezienia. Zapis ten zatem najpewniej pozostanie zwyczajnie martwy, choć oczywiście jego idea jest słuszna i być może wystarczająco zniechęci do kombinowania rowerzystów.
Przewóz rowerów w dozwolony w wyznaczonych kursach.
W Polsce o ile mi wiadomo, żadne miasto nie stosuje podziału w rozkładach na kursy, w których rower przewozić można i kursy, w których jest to zabronione. Ciężko zatem opisać w praktyce takie właśnie rozwiązanie, choć w Europie w paru miejscach jest stosowane. Takie rozwiązanie wydaje się jednak mieć głębszy sens, gdyż umożliwia prawne zabronienie jazdy kursami i liniami o dużym zatłoczeniu, gdzie rower zwyczajnie byłby problemem, a umożliwienie przejazdu liniami mniej obciążonymi i kursami poza szczytem. Trudno jednak sondować na ile takie rozwiązanie byłoby praktyczne, gdy za określanie kursów 'dozwolonych’ i 'zakazanych’ zabraliby się świetni fachowcy od komunikacji, ale mający niewielkie pojęcie o rowerach. Obawiam się, że wiele decyzji które kursy do której grupy zaliczyć mogłyby budzić uzasadnione kontrowersje.
Przewóz rowerów dozwolone w każdym pojeździe KM.
Przykładem takiego miasta, które umożliwia przewóz roweru środkami komunikacji miejskiej, od lipca 2003 jest Warszawa. Jedynym prawnym (zawartym w regulaminie przewozów) ograniczeniem w przypadku Warszawskim jest fakt, że właściciel roweru nie może z nim wsiadać do pojazdów zatłoczonych oraz powinien sam zadbać aby jego rower nie był problemem dla innych pasażerów, czyli by np nie pobrudził nikogo. Z punktu widzenia rowerzysty takie rozwiązanie jest w miarę optymalne, bo pozwala na dużą elastyczność w dobieraniu trasy jazdy komunikacja miejską, co pozwala wybrać linie mniej zatłoczone i dojechać nimi do wybranego przez siebie celu. Rozwiązanie to prawnie zabezpiecza też innych pasażerów przed ewentualnymi, tak często podawanymi jako powód zakazu przewożenia rowerów w innych miastach, skutkami tego transportu. I w końcu trzecią zaletą jest fakt, że rozwiązanie to nie wymaga w zasadzie żadnych nakładów finansowych od przewoźnika, gdyż nie trzeba instalować żadnych stojaków, bagażników na rowery i tym podobnych rzeczy.
Na minus rozwiązania można zaliczyć tylko jedną rzecz: Niewielki ułamek rowerzystów w mimo zakazu wsiadania do zatłoczonych autobusów, próbuje jednak się do nich zmieścić.
PODSUMOWANIE:
Starałem się nie oceniać żadnego z wymienionych rozwiązań, a tylko sucho podać wady i zalety poszczególnych rozwiązań, bazując na moim doświadczeniu jako pasażera, ale i jako rowerzysty, który z tych rozwiązań korzysta. Dyskusję nad poszczególnymi rozwiązaniami z punktu widzenia przewoźnika, kierowcy, czy zarządzającego transportem, pozostawiam Państwu.
ZAPOWIEDŹ
W drugiej części tekstu, postaram się (w miarę skromnych możliwości) ocenić różne rozwiązania stosowane na kolei. Ocenić wagony rowerowe i zwykłe pod kątem ich praktycznego wykorzystania do przewozu rowerów, ocenić stojaki w SKM Gdańskim, Warszawskim, a także zaproponować kilka sposobów na bezpieczne i wygodne przewiezienie roweru składem nie wyposażonym w przedział rowerowy.