Rower to wolność
Rower to wolność
Rower to wolność –pisze Maciek Kurek
na portalu ibikekrakow. Kultura popularna od lat wmawia nam, że samochód to symbol wolności. Rzeczywistość wygląda inaczej niż ta, którą oglądamy na ekranach kinowych. W zakorkowanych miastach prawdziwą wolność daje rower.
Hollywoodzkie mity
Przez ostatnie pół wieku samochód zapewnił sobie ważne miejsce w kulturze popularnej. Dobrze widać to w hollywodzkich produkcjach, takich jak „Znikający punkt”( reż. Richard C. Sarafian). Kowalski pędzący od wybrzeża do wybrzeża Dodgem Challengerem jest ucieleśnieniem wolności, niczym nieskrępowanego przemieszczania się z punktu A do punktu B.
Mamy również całe mnóstwo filmów, w których to jaki samochód posiada bohater decyduje o miejscu zajmowanym na drabinie społecznej. Gdy reżyser kręci film o nieudaczniku, jest prawie pewne, że posadzi go za kierownicą kilkunastoletniego grata. Świeży przykład –obraz Sama Mendesa „Para na życie”. Dwoje nieprzystosowanych do życia ludzi jeździ w nim starym Volvo 240. Jeżeli film opowiada o szkolnej młodzieży, prawie pewne jest, że klasowy niedorajda będzie jeździł na rowerze, bo rodzice nie kupili mu auta.
Samochód oglądany z perspektywy kinowego fotela zamienia się w nośnik znaczeń. Staje się symbolem. Chcesz poczuć wolność? Usiądź za kierownicą. Chcesz być lepszy od innych? Kup większy samochód. Wiele osób zapomina jednak o tym, że świat na ekranie ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Stąd bierze się część uprzedzeń, które powstrzymują ludzi przed zamianą czterech kół na dwa.
Rowerowe mity
Rowerem nie wypada jeździć, bo to utrata prestiżu –głosi jeden zrowerowych mitów. Rower to pojazd dla niepracującej młodzieży i ludzi, których nie stać na samochód –głosi inny. Rowerem jeżdżą ci, którzy nie mają prawa jazdy, a więc nieudacznicy, którym nie udało się zdać egzaminu.
Warto przez chwilę zastanowić się nad swoim podejściem do różnych środków transportu i zdrapać nieco warstwę mitologii, jaką przez lata wytworzyła kultura popularna. To nic trudnego, wystarczy potraktować samochód, autobus, tramwaj, kolejkę podmiejską czy rower jak zwykłe narzędzie.
Chcąc dojechać z miejsca zamieszkania do pracy, na zakupy czy do urzędu mamy zadanie do wykonania. Potrzebujemy do tego narzędzia, podobnie jak właściciel ogrodu, który chce uciąć zbędny pęd lub gałąź. Ogrodnik nie musi od razu kupować piły spalinowej za kilkaset złotych. Wystarczy sekator albo zwykła piła ręczna. Czy widząc sąsiada pracującego w ogrodzie z sekatorem w ręce nazwiesz go nieudacznikiem?
Wybieraj mądrze
Podobnie jest ze środkami transportu. Przykładowo, dla kogoś, kto mieszka w Wieliczce samochód nie będzie najlepszym narzędziem. Pociąg jedzie 20 minut do samego centrum, podczas gdy kierowcy stoją w korkach na ul. Wielickiej, rondzie Matecznego i alejach trzech wieszczów.
Masz małe dzieci, odwozisz je do przedszkola i robisz duże zakupy?Dziecko można przewieźć w rowerowym foteliku, a zakupy w sakwach, ale nie oszukujmy się –przy dużej rodzinie lub małym dziecku rower nie wystarczy i samochód jest lepszym rozwiązaniem.
Mieszkasz kilka kilometrów od centrum? Wsiądź na rower. Z własnego doświadczenia wiem, że są miejsca w Krakowie, skąd dojazd rowerem jest najlepszym możliwym rozwiązaniem. I wcale nie chodzi o emisję CO2 i ratowanie planety, ale o czysty pragmatyzm. Do pracy mam 6 kilometrów. W porannych godzinach dojazd komunikacją miejską „od drzwi do drzwi”zajmuje mi 45 minut. Trasa autobusu wiedzie przez kilka newralgicznych miejsc, takich jak skrzyżowanie ul. Czarnowiejskiej z alejami. Ta sama odległość pokonana na rowerze zajmuje 20 minut. Rachunek jest prosty.
Nie mam nic przeciwko samochodom, pod warunkiem, że służą czemuś więcej niż podratowaniu ego właściciela. Sam mam prawo jazdy i zapewne kiedyś kupię auto. Na razie nie kupuję z tego samego powodu, dla którego wspomniany ogrodnik nie pędzi do sklepu po piłę spalinową. Gdy będę miał rodzinę, dzieci i dom oddalony o kilkanaście kilometrów od miejsca pracy, zapewne go kupię. Na razie po prostu jest mi niepotrzebny.
Kierowco, mijając na ulicy rowerzystę nie traktuj go jak nieudacznika. Kogoś, kto radzi sobie w życiu gorzej od ciebie tylko dlatego, że aby jechać naciska dwa pedały, a nie jeden. Zastanów się czy sam nie dałeś się zrobić w balona, bo wmówiono ci, że skoro zarabiasz X zł miesięcznie, to powinieneś jeździć do pracy własnym samochodem. Pomyśl ile pieniędzy i czasu musisz poświęcić na to, by spełnić oczekiwania innych. Co się stanie, gdy przesiądziesz się na rower lub do tramwaju? Nic. Przysłowiowa korona nie spadnie ci z głowy, a jeżdżąc na rowerze dodatkowo poprawisz kondycję.
Rower to wolność
Na koniec wróćmy do hollywoodzkich mitów. Jazda przez Stany wielkim autem z silnikiem V8 mruczącym pod maską może kojarzyć się z wolnością. W prawdziwym życiu, gdzie zamiast pustych autostrad są zakorkowane ulice miast, symbolem wolności staje się rower.
Rower to wolność od marnowania czasu w korkach i na poszukiwaniu miejsca do parkowania. Dwa kółka to wolność swobodnego poruszania się po mieście. Rower to wolność od opłat. Rowerzyści nie płacą za ubezpieczenie i rejestrację, nie muszą oddawać swoich maszyn na obowiązkowe przeglądy techniczne. Nie zmieniają opon dwa razy w roku i parkują za darmo.
Na ramie pojawiła się rysa? Nie znam rowerzysty, który pojedzie z tym do lakiernika. Wulkanizator? Dziękuję, sam zmienię oponę i dętkę. I w końcu najważniejsze: rowerzyście nie skacze adrenalina za każdym razem gdy słyszy o podwyżce akcyzy na paliwo albo o szybującej cenie ropy na światowych rynkach.