Rok Karty Brukselskiej – Wojtek Makowski
Rok Karty Brukselskiej – Wojtek Makowski
7 stycznia mija rok od podpisania przez Łódź Karty Brukselskiej. O podsumowanie tego roku prosimy rzecznika niezmotoryzowanych – Wojtka Makowskiego z Fundacji Normalne Miasto Fenomen, który był pomysłodawcą przystąpienia Łodzi do grona miast rowerowych – pisze Rowerowa Łódź
Jesteś osobą, która od początku prowadziła starania o podpisanie Karty Brukselskiej. Czemu uznałeś, że to takie ważne dla Łodzi?
Karta spodobała mi się z paru powodów. Po pierwsze pokazuje, że jest ogólnoeuropejskie środowisko miast, które starają się rozwijać ruch rowerowy. Po drugie ma właściwie sformułowany główny cel. Jest nim udział rowerów w ruchu, a nie długość dróg rowerowych. Długość można łatwo podbić budując w parkach, czy malując chodniki. A przecież chodzi o masowe używanie roweru w codziennych podróżach. Podpisując Kartę Brukselską podpisaliśmy, że to rozumiemy. Po trzecie –to taki skromny postulat, żeby podpisać coś gotowego, nawet nie trzeba tego opracowywać – ale potem jest argument, żeby uwzględniać rowery w czym się da.
Jakie były Twoje działania i czy ciężko było znaleźć radnego, który wykazałby się zainteresowaniem?
Nie było trudno znaleźć, bo znalazł się sam! Pomysł z Kartą wysunąłem na pierwszym spotkaniu rowerowym w Zarządzie Dróg i Transportu z ówczesnym nowym dyrektorem ZDiT Maciejem Winsche, to było w czerwcu 2010 roku –w sumie niedawno, ale to już trzech dyrektorów ZDiT temu (śmiech). Winsche tego nie kupił, ale na spotkaniu był radny Domaszewicz, z którym już wcześniej współpracowaliśmy przy okazjirowerowych wytycznych. Niedługo potem przeprowadził to przez Radę. Słuchanie, jak Mateusz Walasek występując w imieniu klubu opowiada historię skrzyżowania Piotrkowskiej z Mickiewicza dało mi dużo satysfakcji.
Czy trudno było przekonać innych radnych?
Do Karty Brukselskiej nie, chociaż rozpatrywanie tego punktu zajęło sporo czasu, bo rowery to dla wielu radnych taki wdzięczny temat, na którym każdy się zna. Tak więc posypały się pytania, Domaszewicz musiał wielokrotnie tłumaczyć charakter tego dokumentu, dostarczać oryginał, dostarczać tłumaczenie, poprawiać przecinki… ponad dwie godziny to trwało. Bardziej kontrowerysyjny okazał się pełnomocnik, bo na sesji byli protestujący pracownicy MOPSu, a tu ktoś nowe stanowisko urzędnicze proponuje. Tak więc na Radzie przepadło, ale przy wyborach był już konsensus. I Hanna Zdanowska, i Dariusz Joński to obiecywali.
Co jest sukcesem 2011 roku, a co porażką?
Myślę, że to był rok przełomu jeżeli chodzi o, że tak powiem, widoczność rowerów w procesie decyzyjnym i planistycznym. Łódź ma Pełnomocnika, który ogarnia temat rowerowy po stronie urzędu miasta, były pierwsze w historii badania ruchu rowerowego, została zamówiona strategia transportowa, która ma uwzględniać wskaźnik z Karty, był pierwszy przypadek, kiedyKomisja Planu zaopiniowała negatywnie koncepcję planu przestrzennego za brak dróg rowerowych, wreszcie jest tenwyświetlacz, który pokazuje, że jest nas dużo nawet w grudniu. Nieustającą porażką jest to, co się dzieje w ZDiT. Po prostu ani Pani Prezydent, ani kolejni dyrektorzy nie panują nad tym i nie chodzi tu tylko o stosunek do rowerów. Zmieniają się osoby na górze, niektórzy są całkiem sympatyczni, ale w odpowiedzi na pisma dostajemy wciąż te same teksty, copy/paste, tylko z innymi podpisami. Niektóre sformułowania znam już na pamięć. Ta instytucja regularnie robi z siebie pośmiewisko na cały kraj. Ludzie z innych miast też narzekają na swoich zarządców dróg, ale nam współczują, bo to ogólnopolski wzorzec betonu. Może się komuś wydaje zabawne, że potem się można powyzłośliwiać w mediach, że się dziewięć minut pod nowym sygnalizatorem stoi, ale mnie to już nudzi. Naprawdę wolałbym tam chodzić i dyskutować o nowych projektach zamiast komentować w gazecie kolejną wtopę.
W tym roku życie w tej instytucji wielokrotnie przerosło kabaret –na przykład w sierpniu, w któryś poniedziałek spotykamy się, żeby podyskutować o strefach uspokojonego ruchu, bo podobno jest zielone światło dla tego tematu, natomiast we wtorek przychodzi podpisane w poprzedni piątek pismo od tego samego dyrektora, że nie ma mowy o czymś takim. We wrześniu tenże dyrektor znika, więc w październiku spotykamy się na kawie z kolejnym, który wyraża się w samych superlatywach o naszym raporcie – ale na gwiazdkę przesyła nam pismo, że tempo-30 jest jednak absolutnie niemożliwe. Do tego ten chaos z inwestycjami. Jeszcze w kwietniu mówiliśmy dyrektor Wasilewskiej-Kłąb, że nie bardzo wierzymy w realizację budżetu na ten rok, skoro projekty dróg będą w lipcu i że trzeba stworzyć plan B. Na to ona, że spoko, „wyprocesujemy z klauzulą natychmiastowej wykonalności i będzie”. To jest zaklinanie rzeczywistości, a efekt widzimy –gorączkowe montowane detektorów i stojaków, żeby wydać kasę na ostatnią chwilę.
Czy zapowiadana suma 10 mln złotych w 2012 jest według Ciebie wystarczającą kwotą?
Ostatnio budowało się tak mało, że trudno określić, na co te 10 milionów starczy. Biorąc pod uwagę, że jak dotąd nie ma żadnego projektu drogi, którą można by zbudować, chyba nie ma sensu zapisywać większych kwot. A zamówione są projekty łączników w paru kluczowych miejscach, w tym na Widzew. Jeżeli uda się je wybudować w 2012 roku, będzie to naprawdę dobry rok. Chociaż jeżeli chcemy mieć podstawowy system dróg rowerowych gotowy w 2015, wydatki powinny być bliższe 15 niż 10 milionom rocznie, a jeżeli Hanna Zdanowska chce poważnie podejść do swojej obietnicy rowerostrad do ościennych miast, to jeszcze więcej. Aczkolwiek ten ostatni temat może jeszcze poczekać, aż warunki w centrum Łodzi trochę się poprawią. Uważam, że Łódź z ościennymi gminami powinna wziąć na to unijne pieniądze z budżetu 2014-2020. Czyli już w 2012 trzeba zacząć wokół tego chodzić.
Co powinno być wykonane w 2012 roku w pierwszej w kontekście realizacji Karty Brukselskiej?
Poza wybudowaniem tego, co jest w projektowaniu, konieczne jest ruszenie tematu uspokojenia ruchu w centrum. Nie ma możliwości zrowerowania Łodzi, jeżeli centrum będzie tak niebezpieczne dla rowerów, jak teraz, z takimi prędkościami, nad którymi nikt nie próbuje zapanować. Zresztą wpływ tak dużego ruchu na kamienice nie może być pozytywny. Dziwię się, że nowy Architekt Miasta Marek Janiak tego nie rozumie i chce zwiększyć ilość miejsc postojowych w ścisłym centrum. Może i warto wybudować jakieś parkingi wielopoziomowe w centrum, ale nie po to, żeby ich było więcej, tylko żeby usunąć parkowanie przykrawężnikowe! Jego poprzednik akurat to lepiej rozumiał.
Dobrze się składa, że ma być miejski program działań na rzecz bezpieczeństwa ruchu. Oczekuję, że przy tej okazji uda się ustalić, gdzie ruch zostanie uspokojony i przejdziemy do realizacji tych planów.
Czy zapisy Karty Brukselskiej są realne do spełnienia do 2020 roku? Co należy zrobić jak najszybciej?
Jest to cały czas w pełni realne w sensie technicznym i finansowym. Tak jak pisaliśmy z Piotrem Szałkowskim w raporcie rowerowym, budowa podstawowej sieci dróg rowerowych to zadanie na cztery lata. W tym samym czasie można uspokoić ruchu na kluczowych obszarach. A następnie czekać ze dwa-trzy lata, aż skończona sieć zapełni się użytkownikami. Natomiast z takim nastawieniem i sprawnością działania ZDiT jak teraz nie jest to w ogóle realne. No chyba że nagle nadejdzie oil peak i po prostu nie każdego będzie stać na jeżdżenie samochodem. Co w sumie jest dość prawdopodobne.
Co jest według Ciebie największą przeszkodą na drodze wprowadzanych zmian?
W tej chwili to myślę, że ślepy upór kilku osób…
Prezydent Hanna Zdanowska podpisała Kartę po miesiącu urzędowania. To pusty gest, czy faktycznie jej zależy na zmianach?
Hmm, odniosłem wrażenie, że po prostu naprawdę lubi rowery –jak bardzo wielu łodzian!
Jak oceniasz Witka Kopcia, który został pełnomocnikiem Zdanowskiej do spraw realizacji Karty Brukselskiej?
Przede wszystkim, cały czas jestem pełen wdzięczności dla Witka, że podjął to wyzwanie. Bo lobbując za powołaniem Pełnomocnika nie miałem niczyjej deklaracji, że stanie do konkursu. Miałem przeświadczenie, że ok, ukształtowało się pewne środowisko rowerowe, sporo już umiemy, więc zapewne ktoś się znajdzie. Ale miałem dużego stresa, że jednak nikt ze środowiska w to nie wejdzie, a ja potem oberwę, że chciałem oficera, a została nim przypadkowa osoba.
Myślę, że czas na taką solidną ocenę będzie za parę lat, bo taki jest horyzont inwestycji drogowych. A najwcześniej wtedy, kiedy będzie można się przejechać pierwszym dłuższym odcinkiem drogi rowerowej zbudowanej „za Pełnomocnika”. Bo byliśmy na radach technicznych i wiemy, że parcie na psucie projektów jest w ZDiT duże. Chcą kostki, esów-floresów przy skrzyżowaniach, krawężniczków, żeby się oczka wodne tworzyły dla ułatwienia orientacji niewidomym, przerywania drogi przy każdej bramie z wyjazdem. Pełnomocnik dostał uprawienia, żeby zablokować te szaleństwa –może po prostu nie podpisać. Widzę jednak, że jest sam przeciwko wszystkim i nie ma dostatecznego wsparcia z góry – kontrapasy i uspokojenie ruchu zablokowane, inwestycje się ślimaczą, MPU odmawia wpisywania normatywów parkingowych dla rowerów do planów miejscowych, dyrektorka szkoły każe wywalić stojaki spod szkoły…
Jakie dobre praktyki z Polski/ Świata należałoby wdrożyć w Łodzi w pierwszej kolejności?
Z takich ogólnych to myślenie o sieci dróg zamiast o poszczególnych odcinkach. Pytanie, które wszyscy powinni sobie zadawać, to „co zrobić, żeby rowerem można było się poruszać przy większości codziennych podróży”? Benchmarki takiego myślenia toSewilla czy Londyn.
A z mniejszych rzeczy –potrzeba nam szkół wyższych czy firm, które umasowią korzystanie z roweru w krótkim czasie. Chciałbym, żeby np. UŁ zrobił coś naprawdę ambitnego, na przykład pożyczył studentom chociaż z 500 rowerów na cały rok. Wtedy nowych rowerzystów będzie z 2500, bo to zaskoczy i się zmultiplikuje.
Warto też wprowadzić procedurę audytu inwestycji rowerowych z udziałem użytkowników, wzorowaną na przykład na tej obowiązującej przez jakiś czas w Krakowie. Bo pojawiły się pewne rzeczy, które może nie są dużymi błędami, ale jak dla mnie są kontrowersyjne. Na przykład te podpórki dla rowerów –niby fajne, ale w niektórych miejscach utrudniają skręcanie, jakby nie brały pod uwagę, że z tych dróg się czasem zjeżdża i na nie wjeżdża. Spróbuj na przykład wjechać z Sienkiewicza na drogę rowerową w kierunku Widzewa –musisz bardzo wyhamować, żeby się nie rozbić o tą barierkę, a przecież za tobą rozpędzają się samochody. Takie sprawy trzeba omawiać na rowerach i to w dużym gronie ludzi o różnym stylu jazdy.
Czym poruszałeś się w ubiegłym tygodniu (ile razy samochodem, ile MPK, ile rowerem i ile pieszo)?
Jechałem dwa razy taksówką, raz prywatnym samochodem, z pięć razy MPK, ale głównie jak zwykle rowerem. Najbardziej oczywiście pamiętam przejazdy przez skrzyżowanie Mickiewicza i Żeromskiego.
Czy dziś bez obaw wypuściłby swoje dziecko / rodzeństwo rowerem na małe zakupy?
Musiałbym najpierw zobaczyć, jak jeździ, albo sam przejechać z nim tę trasę. A udało mi się już zrowerować kilka osób w różnym wieku, czy też zachęcić do jazdy po jezdni zamiast po chodniku. Niestety, kursy na kartę rowerową w szkołach są słabe, bo nie obejmują praktyki w zwykłym ruchu ulicznym. Prowadziłem w ostatnim roku trochę zajęć w gimnazjach i wiele dzieciaków przyznawało się, że nie czują się pewnie, chociaż było już po kursie. Tym też trzeba się w Łodzi zająć. W każdym razie wierzę, że każde dziecko powyżej powiedzmy 10 lat można wyposażyć we właściwe nawyki, aby mogło samodzielnie jeździć rowerem po Łodzi. Choć nie jest to Holandia –bo tam budują infrastrukturę tak, żeby była bezpieczna nawet dla pięciolatka.
{hb}
{foto: Zuzanna Zachara}
Źródło: http://rowerowalodz.pl/aktualnosci/539-rok-karty-brukselskiej-wojtek-makowski