Najnowsze w Infoship
Brakuje najnowszych.

Kraków: Wandale niszczą rowery

infobike
17.08.2007 13:27

Coraz więcej rowerów pozostawianych w centrum Krakowa pada ofiarą wandali. Niszczone są ramy, urywane elementy wyposażenia, wkopywane w bruk koła, przecinane opony… Po Berlinie, Amsterdamie czy innych miastach Europy, gdzie rower od dawna stał się jednym z podstawowych środków miejskiej komunikacji, ta zdrowa moda powoli opanowuje nasze miasta, także Kraków. Kilka dni temu opisywaliśmy perypetie tych, którzy przyzwyczajeni, że rower można przypiąć w centrum gdziekolwiek, natykają się na zakazy właścicieli prywatnych kamienic. Pisaliśmy również o tym, że miasto – po naszych artykułach – ma po wakacjach rozpocząć instalowanie w kilku strategicznych dla rowerzystów miejscach nowych stojaków, być może takich jak w Paryżu – usytuowanych wzdłuż chodników.
Parkowanie swoich pojazdów to jednak niejedyny problem naszych cyklistów. Coraz częstsze są bowiem przypadki demolowania rowerów, które pozostawione przy latarniach czy ogrodzeniach stają się łatwym łupem dla włóczących się po mieście wandali. Zdarza się przy tym, że zniszczonych w ten sposób rowerów właściciele nawet nie zabierają. W ten sposób przechodnie potykają się o takie wraki, nadal zresztą przytwierdzone łańcuchem do jakiejś barierki czy znaku w centrum miasta lub na Kazimierzu. Trudno jednak oszacować, jak duża jest skala zjawiska i czy może częściej dochodzi dziś do niszczenia rowerów niż ich kradzieży.
– Przypięłam rower pod pubem Alchemia dosłownie na pół godziny. Gdy wróciłam, miał przecięte nożem opony, scentrowane koło i pękniętą ramę. Nikt nic nie widział, o niczym nie wie, a przecież, żeby to zrobić, ktoś musiał nieźle się przyłożyć – żali się Matylda, studiująca w Krakowie Szwedka, która choć zabrała z Kazimierza swój uszkodzony, wart 400 zł rower, w serwisie usłyszała, że naprawa kosztować będzie… 250 zł. Autor tego tekstu, idąc w weekend koło skweru przy ul. Jakuba, był świadkiem, jak grupa z ogolonymi głowami młodych mężczyzn niszczyła i rzucała oderwanym chwilę wcześniej z zapięcia przy ogrodzeniu górskim rowerem, dosłownie w pięć minut obracając go w złom. Niedaleko naszej redakcji na ul. Szewskiej od wielu dni stoi przypięty do latarni pojazd z uszkodzonym poważnie tylnym kołem. Taki rower widziano też koło znaku drogowego na rogu ul. Karmelickiej i Rajskiej. Dopiero niedawno z ul. Starowiślnej zniknął rower, w który ktoś kopał z takim uporem, że owinął się wokół słupa bodaj trzykrotnie…
Problem coraz bardziej martwi krakowskich cyklistów. – Od kiedy ktoś potraktował 'z buta’ mój przypięty na Plantach rower, przestałem zostawiać go w niepilnowanych miejscach. Wolę przypiąć go do ogrodzenia któregoś z kawiarnianych ogródków, gdzie z reguły, nawet w nocy, czuwa ochroniarz – mówi Marcin Hyła, ekolog, promotor rowerowej turystyki i współautor projektu 'Miasta dla rowerów’. On także zauważył, że takich dewastacji jest coraz więcej, choć na pewno nie jest to najpoważniejsza przeszkoda, z jaką muszą borykać się poruszający się po Krakowie rowerzyści.
Wstrzemięźliwie na temat nowego zjawiska wypowiadają się policjanci. – Czasem na mieście widać więcej zniszczonych rowerów, czasem uszkodzone pojazdy, do których widoku zdążyliśmy się już przyzwyczaić, znikają z dnia na dzień – mówi funkcjonariusz z posterunku przy Rynku Głównym, przed którym od kilku lat można przypiąć rower do stojaka i gdzie przez wiele miesięcy 'pod okiem stróżów prawa’ straszył przechodniów powyginany wrak.
Uogólnień unikają też strażnicy miejscy. – Nie mamy takich doniesień. Ale pewnie pokrzywdzeni nie zgłaszają nam takich przypadków, bo wiedzą, że sprawcy są niezwykle trudni do znalezienia. Mogę tylko zaapelować do wszystkich rowerzystów, aby o każdym takim wydarzeniu natychmiast informowali policję – mówi Monika Chylaszek-Jarosz, rzeczniczka prasowa krakowskiej straży miejskiej.