Drogi rowerowe albo parada blagierów

infobike
14.12.2012 00:14

Drogi rowerowe albo parada blagierów

 logo_krakow

Rowerowe refleksje dotyczące infrastruktury drogowej (i nie tylko) Krakowa pióra Konrada Myślika na I bike Kraków

 

W poprzednim odcinku zasygnalizowałem Państwu, że co najmniej część dróg rowerowych budowanych w Krakowie uważam za propagandowy pic, który starannie wygląda jedynie tam, gdzie „oko pańskie konia tuczy”. Wymienianie kolejnych pozycji z listy głupich/niechlujnych rozwiązań rowerowych w Krakowie nie jest wielkim wyzwaniem. Konsumujemy te głupstwa na co dzień –i każde z nas ma swój ulubiony spis. Oczywiście sporządzenie listy (powiedzmy …) tysiąca największych głupstw w mieście en bloc wymagałoby pracy zespołowej –ale „dasiezrobićjagbyco”. Jako ludzie inteligentni spróbujmy tymczasem zająć się rzeczami poważniejszymi.

 

Słowo o miejskiej Europie
Ogólna niemożność ścieżko-rowerowa w Krakowie bierze się (na linii wschód-zachód) z tego, że jakiś „wesoły Romek”w 1951 roku zdecydował się połączyć Nową Hutę z Krakowem. Przyczyny tego zabiegu są znane, ale tu ich nie objaśnię. Dość wspomnieć, że z dwóch, mniej-więcej krągłych organizmów miejskich, z których każdy projektowany był i rozwijany oddzielnie (i z głową) zrobiła się podługowata, zlepiona klucha, której ktoś nadal, mimo upływu sześćdziesięciu z górą lat wmawia, że jest jednym miastem. No…nie jest. Krągło rozwijają się Londyn, Paryż, Berlin, Rzym, Lyon, Stuttgart, Mediolan, Turyn, Frankfurt, Amsterdam czy Monachium. Dodać należy, że niektóre z tych miast są znacznie od Krakowa mniejsze.

 

Odległość drogowa od granicy miasta w Balicach do wyjazdu na Sandomierz w Cle (wschód) równa się trasie z rynku w Wiesbaden przez Moguncję do lotniska międzynarodowego we Frankfurcie nad Menem (~31 km). Z Luwru na lotnisko Charles de Gaulle trzeba przejechać podobną odległość, jak z Rynku Gł. do mostu przy ul. Brzeskiej (wjazd do Niepołomic). Amsterdam jest od Krakowa o 1/3 mniejszy, podobnie Stuttgart. Nb lista bardzo (BARDZO) znanych miast europejskich, mniejszych obszarowo od Krakowa jest długa. Rozlazłość powierzchniowa jest spadkiem po PRL, który „na chama”zespawał z Krakowem Nową Hutę w 1951 roku, a następnie –w 1973 r. –pożarł Tyniec, Bieżanów i 21 innych okolicznych wsi. Ten bezmyślny i szkodliwy ROZROST nazwano ROZWOJEM. I do dziś się go tak nazywa.

 

Kaszana dalekich osiedli
Wiele się słyszy o walorach nowego Studium dla Krakowa a szczególnie o respektowaniu zasad tzw. miasta zwartego. Rzut oka na mapę sporządzanych planów zagospodarowania pozwala nam jednak stwierdzić, że najwięcej gęsto utkanych osiedli sytuuje się dziś …przy granicach Krakowa. Jest to skutkiem oczywistego dyktatu producentów mieszkań i pośredników nieruchomości, których obchodzą głównie (i jedynie) tzw. PUM-y (powierzchnia użytkowa mieszkań) a nie jakieś abstrakcyjne „dobro miasta”lub „interes publiczny”.

Zabudowywana właśnie do pełna Górka Narodowa leży 6,5 km od Wawelu, osiedla w Kobierzynie i na Klinach –o 7,5 km. Z Bronowic Wielkich –8,5 km, z osiedla Piastów –9,5 km a ze sławnego od czasów wielkiej powodzi osiedla Złocień w Bieżanowie –11 km, z Nowego Bieżanowa? 8,5 km. Niektóre z tych odległości są trudne do pokonania rowerem dla pracowników czy studentów, nie zdecydowanych na wyczyn. A takich jest przecie większość. Prosimy też pamiętać, że jeśli zmierzamy do powszechności komunikacji rowerowej, to jej oferta musi być kierowana do wszystkich, a nie tylko do tzw. wysportowanej młodzieży.

 

Refleksje nieprzyjemne vs. błogostan
Lecz jeśli się patrzy okiem rowerzysty na sposoby realizowania w Krakowie infrastruktury rowerowej, to można odnieść wrażenie, że wiedza praktyków, a pośród nich ludzi bywałych rowerowo w świecie i Europie, jest nieprzyjemnym obciążeniem dla urzędników a SZCZEGÓLNIE dla wykonawców. I że –ogólnie rzecz ujmując –żaden z wykonawców i projektantów nie używa roweru w mieście. Supremacja ruchu samochodowego (Czytelnik pamięta: autostrada z dużego pokoju do pracy i SUV z rurami jako szczyt marzeń) napotyka nagle w swym bezrefleksyjnym rozdęciu na jakichś …rowerzystów.

Podejrzewam, że osoby decydujące o wydawaniu naszych pieniędzy na infrastrukturę rowerową nie odpowiadają sobie w cichości ducha na ważne pytanie: PO CO? Po co to wszystko? Po co rowery, po co drogi dla nich? Robią –bo tak trzeba, kazali i kasa wypłacana wykonawcom musi się mielić. Owe PT Osoby nie zawracają sobie główek tym np., że wielkie zespoły mieszkaniowe powstające w komunie i po niej MUSZĄ mieć rowerowe, bezkolizyjne połączenie z resztą świata, a osobliwie z dzielnicą śródmiejską/staromiejską. A nie mają. Za poprzedniej kadencji obecnego prezydenta udało się –i owszem –połączyć w miarę bezpiecznym przejazdem rowerowym (dwie kładki!) Kurdwanów i Wolę Duchacką z centrum.

 

Na północy –ciemność
Ale północ miasta w gminnej świadomości rowerowej nie istnieje. Mieszkańcy Prądnika Czerwonego i Białego, Górki Narodowej, Witkowic, Batowic, Azorów, os. Krowoderskich Zuchów, wschodniej i coraz gęściej zabudowywanej części Bronowic Wielkich (to świat na płn. od ul. Conrada) zdani są na własną pomysłowość i współistnienie z agresywną samochoderią i/lub przepychanie się „29. Aleją”w spalinach.

Na tle tych zaniedbań i parady złej woli nieźle wygląda nasze współżycie z pieszymi. Przykład światowy: w miejscowości Wiedeń, poprowadzona jest –o krakowska zgrozo –WSPÓLNA aleja dla pieszych i rowerów. Trakt ukryty w zieleni Heinz-Conrads-Park pozwala uprzytomnić sobie, że to działa tak samo jak nasze Planty: piesi i rowerzyści respektują swoje prawa, nie przejeżdżamy małych dzieci ani wózków, a pieski na długich i niewidocznych linkach coraz rzadziej zastawiają na nas swoje wnyki. I to bez znaków drogowych!

Natomiast: drogi rowerowe –także te prowadzące donikąd, niedokończone, z głupimi zakrętami, z „progami”, zmuszające do kolizji z pieszymi, zdominowane przez linie kolejowe i zastawione straganami –świetnie wyglądają w telewizji/sieci i –uwaga –nie trzeba ich pokazywać w całości. W krytyce ścieżkowej nieudolności liczmy zatem na własne siły, na nasze portale, nasze gazety, nasze wideo-klipy i nasze –rosnące –wpływy towarzyskie. Sukces jest pewny, bo naszymi sprzymierzeńcami są (o tym już było) MODA i ZDROWY

 

ROZSĄDEK!

Człowiek, który wprowadził do urbanistyki światowej nowe myślenie o tłocznych miastach, były już burmistrz Bogoty, Enrique Peńalosa zauważył coś, co odnosi się także do rowerów: rozwinięte miasto to nie takie, w którym biedni jeżdżą samochodami. W rozwiniętym mieście bogaci podróżują komunikacją publiczną.

 

Tekst pierwotnie ukazał się w Masówce, gazetce Krakowskiej Masy Krytycznej, w numerze 11/2012.

 

Źródło: http://ibikekrakow.com/2012/12/12/drogi-rowerowe-albo-parada-blagierow/