Najnowsze w Infoship
Brakuje najnowszych.

Jazda na rowerze po krakowskim Starym Mieście to piekło

infobike
16.09.2008 15:37

Lista pułapek, które czyhają na krakowskich rowerzystów ciągnie się w nieskończoność. Przejechanie przez najbardziej urokliwą jego część, Stare Miasto, przypomina często heroiczną walkę o życie. Reporterzy Gazety Krakowskiej na własnej skórze przekonali się, jak ciężko poruszać się po centrum na dwóch kółkach. Oto relacja:
Startujemy z ulicy Karmelickiej. Nie chcemy mijać slalomem przechodniów, zatem wjeżdżamy na jezdnię. Odległość między wysokim krawężnikiem a torowiskiem wynosi kilkadziesiąt centymetrów. Podczas jazdy trzeba wykazać się precyzją snajpera, żeby kołem roweru nie wcelować w szynę, co może skończyć się upadkiem, nawet wprost pod koła nadjeżdżającego z tyłu samochodu. Pod Bagatelą chcemy skorzystać z drogi rowerowej biegnącej przy pasach dla pieszych. Kiedy zapala się zielone światło, tłum przechodniów śmiało wkracza na ścieżkę uniemożliwiając nam jazdę. Docieramy do Rynku. Mamy szczęście. Miejsca jest sporo i bez problemu wymijamy turystów i jadące dorożki.
Z Rynku wyjeżdżamy ulicą Mikołajską. Cudem unikamy zderzenia z rozpędzonym samochodem, który pojawia się nagle zza ostrego zakrętu z dołu ulicy Krzyża. Pole manewru jest tutaj mocno ograniczone. Wszędzie parkują meleksy, a krawężniki są wysokie niczym chiński mur. Docieramy do Plant, za którymi widzimy już ulicę Kopernika. Dostępu do niej broni jednak złowrogi 'przejazd’ przez ul. Westerplatte. Rowerzysta, żeby przedostać się na drugą stronę, musi przejechać przez torowisko, uniknąć zderzenia z nadjeżdżającymi z prawa i lewa autami i wbrew prawu przeciąć linię ciągłą. Trzeba także wierzyć w rozwagę kierowców autokarów, które parkują pod hotelem Wyspiański. Może zechcą zauważyć nas w lusterku, dzięki czemu unikniemy rozjechania.
Na ulicy Kopernika wdychamy spaliny z tłoczących się w korku aut. Ostro hamujemy, gdy kierowcy parkujący na chodniku bez zastanowienia otwierają drzwi w naszym kierunku. Inni jadą tak blisko krawężnika, że nie sposób się przecisnąć. W końcu docieramy na 'nowoczesne’ rondo Mogilskie. Czerwony dywan ścieżki rowerowej wiedzie nas stromo w dół. Nagle zderzamy się z jadącym z przeciwka innym rowerzystą. Nie mogliśmy go zauważyć z powodu braku luster, które pokazywałyby kto nadjeżdża na nas zza rogu. Nieźle poobijani wracamy do redakcji. Rowerzysta w Krakowie nie ma lekko.