Kraków pełny rowerowych absurdów
Dumnie podkreśla się fakt, że z roku na rok przybywa w Krakowie dróg rowerowych. Wydłużają się ich kilometry, a z nimi lista absurdalnych rozwiązań i pominięć. – Nie jest wielkim problemem przemknięcie na rowerze po centrum, gdzie prędkość samochodów jest mała. Naprawdę niebezpiecznie robi się na drogach wylotowych i dojazdach do 'sypialni miasta’, gdzie brak ścieżek rowerowych, a jeżdżąc po jezdni, rowerzysta czuje się jak uczestnik gonitwy byków – mówi Adam Bartosik, twórca krakowskiego serwisu 'Rowerem przez Kraków’. Tak jest na ulicach Wielickiej, Zakopiańskiej czy Konopnickiej. Brak ścieżki lub odpowiednio wydzielonego pobocza (a nie wąskiego paska) zmusza do używania jezdni, gdzie oprócz samochodów osobowych, pędzą ciężarówki. Jazda chodnikiem wzdłuż szybkich ulic, choć dopuszczalna pod pewnymi warunkami przez prawo, często nie jest możliwa, bo brak chodnika lub jest on zupełnie zdewastowany. Natomiast na ulicy Turowicza ścieżka jest, ale nagle i niespodziewanie się urywa. – Dlaczego wybudowane w ostatnich latach nowe mosty, choć posiadają drogi rowerowe, mają je fatalnie skomunikowane z drogą rowerową na bulwarach wiślanych? – pyta Bartosik. Wielu z użytkowników dwóch kółek narzeka na brak prostego zjazdu, który prowadziłby z mostu Kotlarskiego na bulwary. Obecnie rowerzysta musi wykonać 'w miejscu’ zakręt o 180 stopni, a następnie przekroczyć bardzo ruchliwą ulicę Podgórską. Z mostu Dębnickiego po stronie centrum zjechać nad Wisłę można tylko po 'dzikiej’ ścieżce. – Na most Piłsudskiego czy Powstańców w ogóle nie da się bezpośrednio wjechać z bulwaru, chyba że wejdziemy z rowerem po schodkach – dodaje szef serwisu. Zdziwienie budzi również brak oświetlenia na bulwarach wiślanych – popularnym trakcie, który po zmroku staje się zupełnie bezużyteczny i niebezpieczny. Więcej: http://miasta.gazeta.pl/krakow/1,35798,4352139.html?nltxx=1077762&nltdt=2007-07-31-03-06 .