Szwedzka kultura rowerowo-alkoholowa
Szwedzka kultura rowerowo-alkoholowa
Szwecja kojarzona jest bezpieczeństwem na drogach, a skoro tak, to „zapewne nikt tam nie wsiada na rower po alkoholu”. Nic bardziej mylnego, twierdzi Kristin Larsson –szwedzka lektorka mieszkająca od roku w Polsce. Dla Szwedów większym zagrożeniem niż alkohol u rowerzysty jest np. …szaleńcza jazda rowerem po chodnikach. Szwedzki punkt widzenia zaszokuje wielu –pisze Adam Łaczek na I bike Kraków
Adam Łaczek: Polacy mówią, że macie liberalne prawo, bo Szwed nie wsiądzie na rower po alkoholu. Czy jesteście narodem świętych?
Kristin Larsson: Szwed po alkoholu nie wsiądzie ale do samochodu –tu faktycznie można spotkać się ze społecznym ostracyzmem. Szwedzi to naród „uzależniony”od bezpieczeństwa, mimo że mamy jedne z najbezpieczniejszych dróg w UE w mojej ocenie ok. 65% rowerzystów w Sztokholmie jeździ w kasku, a 5% również w kamizelkach odblaskowych, chociaż te nie cieszą się dużą popularnością, bo ludzie wolą odblaski. Tu nawet nie chodzi o „kulturę strachu”i obawę przed jazdą po ulicy bez kasku, ale po prostu utarło się poprzez wieloletnie akcje propagandowe, że rowerzysta powinien jeździć w kasku. Wiele osób ma też za dużo pieniędzy, z którymi nie wiedzą co robić, a że chcą wyglądać na profesjonalnych cyklistów to kupują kolejne gadżety i ubierają je, a kask jest jednym z nich. I przy tym wszystkim alkohol na rowerze w ogóle nie jest postrzegany jako zagrożenie, to jest coś tak naturalnego jak oddychanie. Szwed bez problemu wypije 3 piwa i wsiądzie na rower, nie będzie uważał, że robi coś niebezpiecznego i groźnego. Nic Ci nie powiedzą przyjaciele, chyba że będziesz chciał wsiąść na rower kompletnie pijany. Jak byłam mała jeździliśmy do restauracji, gdzie rodzice wypijali po 2 lampki wina, a potem o 22-23 wracali się ze mną do domu –rowerami, siedziałam na bagażniku. Ja tysiące razy wsiadałem na rower po alkoholu i tylko raz niegroźnie się przewróciłam. To coś normalnego, w pełni akceptowalnego, społeczeństwo nie widzi tu potrzeby regulacji i obostrzeń. Jeśli gdzieś pojawiają się w mediach tematy związane z bezpieczeństwem rowerzystów to zwykle chodzi o separacje i drogi dla rowerów. Oraz kaski, co czasem jest absurdalne, bo artykuł jest np. o rowerzyście, którego zgniotła przy skręcie ciężarówka, a dziennikarz napisał, że „rowerzysta pewnie by przeżył gdyby jechał w kasku”.
AŁ: Czy można mówić o jakichś zwyczajach szwedzkich rowerzystów?
KL: Tak jak mówiłam, 3 piwa, ale może to wyglądać bardzo różnie np. 5 piw, albo 2 lampki wina i 3 piwa, ale są też tacy, którym wystarcza 1 piwo i wiedzą, że przy większej ilości nie powinni jechać rowerem. Pijemy tak jak Polacy: raczej nie codziennie, do obiadu, a dużo w weekendy. Chociaż teraz dochodzą do tego wypady na 3 piwa w środku tygodnia, ale bez zarywania nocy. Natomiast źle patrzymy na picie nałogowe, to stygmatyzuje.
AŁ: I naprawdę nie ma takich, którzy by jednak przesadzili? Bo przypomnijmy, że szwedzkie prawo nie precyzuje limitu alkoholu we krwi, a po prostu zabrania jazdy gdy już nie możemy tego zrobić w bezpieczny sposób.
KL: Oczywiście że się zdarza, chociaż nie jest powszechne. Najczęściej problem sam się rozwiązuje, bo jak za dużo wypiłeś to masz problem z równowagą, wywracasz się, to samo odfiltrowuje najgorsze przypadki. Mój przyjaciel był tak pijany, że jak wsiadał na rower to obrócił kierownicę o 180 stopni i nie pojechał, bo stwierdził, że coś tu jest nie tak, a rower jest zepsuty. Jak masz większe doświadczenie z alkoholem i z rowerami to jesteś w stanie racjonalnie ocenić kiedy już lepiej nie wsiadać na rower. Policja generalnie nie zatrzymuje by sprawdzić stan trzeźwości, możesz być za to pewien, że nie przepuszczą Cię jeśli nie masz oświetlenia.
AŁ: A ile w praktyce można wypić by jechać rowerem w bezpieczny sposób?
KL: Dla mnie granicą jest 5-6 piw, chociaż jak mówiłem każdy ma indywidualną granicę. Pamiętajmy też, że piwa w Szwecji są troszkę słabsze niż w Polsce i sprzedaje się je często w pojemności 0,4 l. Bardzo ważna jest też kwestia tego, czy z knajpy wracasz się do domu dobrze znaną drogą. Jeśli znasz drogę na pewno możesz wypić więcej niż gdy jesteś w obcym miejscu i możesz się zgubić.
AŁ: A jak poznać, że się wypiło za dużo alkoholu i nie powinno się wsiadać na rower?
KL: Problemy z równowagą, przewracasz się. Generalnie jeśli zaczynasz robić i mówić głupoty i to czego byś nigdy nie powiedział na trzeźwo.
AŁ: A możesz opisać jak to jest jeździć na rowerze pod wpływem alkoholu? Co się zmienia?
KL: Nic wielkiego: pogorszony balans, reagujesz wolniej, nie zauważasz części szczegółów.
AŁ: W Polsce za najbardziej karygodne zachowanie u rowerzystów postrzegana jest właśnie jazda pod wpływem alkoholu. A co jest nim w Szwecji?
KL: Samowolka drogowa, czyli jazda tak, jak gdyby znaki i przepisy nie istniały. Pędzenie po chodnikach, brak oświetleniach.
AŁ: A czy można powiedzieć, że w Szwecji dzięki liberalnemu prawo dla nietrzeźwych rowerzystów macie mniej pijanych kierowców?
KL: Oczywiście! Pieszo można przejść do 2 km, transportu zbiorowego nie ma na wsiach i w małych miastach, a nawet w dużych wieczorami kursuje naprawdę kiepsko, a taksówki są bardzo drogie. Wybór jest więc prosty: rower albo samochód, a liberalne prawo skłania do wybrania roweru.
AŁ: A czy łączenie alkoholu i rowerów to część Waszej kultury mobilności? Czy dzięki temu ludzie chętniej przesiadają się na co dzień na rower zamiast samochodu?
KL: Tak, chociaż nie jest to najważniejszy powód. Dla mnie argumentem nr 1 jest wolność, parkowanie gdzie mi się tylko chce. Ja nie lubię np. metra, które jeździ co 10 min, bo muszę się podporządkować godzinom odjazdu i iść na przystanek. Oczywiście jeśli jeździsz samochodem do pracy i masz się napić z przyjaciółmi w mieście to masz problem i musisz przeorganizować swój dzień, a jak jeździsz rowerem to tego problemu nie ma i dlatego jeśli prowadzisz bogate życie towarzyskie to myślę że liberalne prawo jest w stanie zmienić Twoje przyzwyczajenia transportowe.
AŁ: Czy Szwedzka policja sprawdza wyrywkowe kontrole trzeźwości rowerzystów tak jak dzieje się to w Polsce?
KL: Jeśli przestrzegasz przepisów ruchu drogowego i masz światła to nigdy Cię nie zatrzymają. Zresztą Policja ma takie podejście, że jeśli Cię złapią i widzą autentyczną skruchę i poczucie winy to nie dają mandatów rowerzystom. Nie znam takich przypadków, ale jestem pewna, że gdybyś się zataczał na rowerze to wylądowałbyś w izbie wytrzeźwień.
AŁ: Szwedzi tłumnie odwiedzają Polskę. Czy ktoś Was ostrzega przed polskimi przepisami dla nietrzeźwych rowerzystów?
KL: Nikt o tym nie ma pojęcia i nikt nie ostrzega.
AŁ: A gdyby jakiś szwedzki polityk zaproponował Wam wprowadzenie polskiego prawa, pod hasłem „zero tolerancji dla alkoholu na drogach”? Co byś mu odpowiedziała?
KL: Nic bym nie musiała, bo nikt nie uważa, że jest to niebezpieczne. Więc to polityk ma problem, bo wychodzi na oszołoma chcącego karać za coś, co reszta uważa za normalne.
AŁ: W Szwecji prawo jest bardziej liberalne dla pijanych rowerzystów, niż dla kierowców przekraczających dozwoloną prędkość. Z czego to wynika? Kto jest bardziej groźny: pijany rowerzysta, czy kierowca przekraczający prędkość o 20-50km/h?
KL: Oczywiście jak weźmiesz totalnie pijanego rowerzystę i kierowcę, który jedzie za szybko tylko o 1 km/h to możesz polemizować, ale w praktyce najgorsza jest nadmierna prędkość, szczególnie w miastach. W Szwecji prawo jest tu bardzo surowe.
AŁ: Czy to jakie mamy prawo dla nietrzeźwych rowerzystów wpływa na to, jak postrzegacie Polskę?
KL: Tak jak mówiłam większość osób o tym nie wie, a jak ktoś wie to reakcją są żarty, czasem głupie, część osób mówi o spuściźnie komunizmu, a spotkałam się nawet z trochę żartobliwym hasłem „pieprzeni faszyści”.
AŁ: Opowiedz nam o swojej przygodzie z polskim prawem.
KL: W grudniu wypiłem 2 wina do obiadu, potem wieczorem 3 piwa i ok. 1 w nocy zatrzymano mnie w okolicach Wawelu. Policjanci grzecznie spytali czy coś piłam –odpowiedziałam zgodnie z prawdą, bo nie wiedziałam jak do tego podchodzicie. Potem komisariat, było miło i kulturalnie. Zadzwoniłam po przyjaciela, który był moim tłumaczem. Miałam ok. 0,8 ‰, dostałam 300 zł grzywny, 160 zł zwrotu kosztów sądowych i 1 rok zakazu jazdy na rowerze!
AŁ: Jak odebrałaś ten wyrok i całą tą sytuację?
KL: Czysty surrealizm, co oni wyprawiają? Za co oni karzą? Jak to możliwe, przecież przestrzegałam przepisów, miałam oświetlenie, jechałam po jezdni, a nie po chodniku, miałam kask …W Szwecji byłabym wzorową rowerzystką, a tu zrobili ze mnie przestępcę. Grzywna chociaż stanowiąca ok. 25% moich zarobków była do przełknięcia, ale ten zakaz! Popłakałam się, bo miałam wtedy kontuzje nogi, a oni zakazują mi jedynego wygodnego środka transportu, a miałam wtedy tyle zajęć na mieście i zakaz jazdy rowerem mocno ograniczał moją mobilność. Śmieszna była też reakcja części moich polskich znajomych na facebooku. Pisali „co Ty zrobiłaś, przecież mogłaś zabić jakieś dziecko po tylu piwach”, a przecież jest to praktycznie niemożliwe. Polaków cechuje tu hipokryzja, bo potrafią wymyślać niestworzone historie o niebezpieczeństwie generowanym przez pijanych rowerzystów, a jednocześnie do niebezpiecznej jazdy rowerem po chodnikach podchodzą całkowicie bez wyobraźni, a przecież to tutaj ktoś może zabić dziecko! To nie rowerzysta po 3 piwach na jezdni jest niebezpieczny, ale szaleniec pędzący po chodniku tuż obok pieszego. Tu nikt nie karze, tu nikt nie ostrzega i tu nie ma przestępstwa. A najbardziej bezrefleksyjnie podchodzicie do kwestii ograniczeń prędkości: „szybko i bezpiecznie”, a przecież to właśnie tutaj giną dzieci! Nie rozumiem skąd w Polakach to zaślepienie i hipokryzja w ocenie nietrzeźwych rowerzystów. Co Wam tak bardzo zwichrowało optykę?
AŁ: A co uważasz za największy absurd w polskim prawie dla nietrzeźwych rowerzystów?
KL: Największym absurdem jest to, że to prawo nie daje kompletnie żadnych rezultatów. Teoretycznie ma to zapewniać bezpieczeństwo, ale w praktyce macie przez to masę pijanych kierowców, którzy gdyby nie to prawo to może jeździli by bezpiecznie rowerem. To prawo zamiast poprawiać, pogarsza bezpieczeństwo na drodze. Co gorsza marnuje się energia i zasoby kadrowe Policji, bo jak walczą z rowerzystami to brak ich tam gdzie na drodze kierowcy generują większe zagrożenia. Np. ta akcja na Kładce Bernatka –to czyste marnotrawstwo i głupota ze strony Policji.
AŁ: A gdybyś została Ministrem Sprawiedliwości i miała byś zaproponować Polsce reformę prawa to co byś zaproponowała?
KL: By Policja zajęła się w większym stopniu kierowcami. Zaproponowałabym też szwedzkie prawo dla nietrzeźwych rowerzystów, które sprawdza się idealnie, bo pozwala legalnie wypić nieduże ilości alkoholu, ale eliminuje z ruchu drogowego zataczających się pijaków. Chociaż warto się też zastanowić jaki wpływ na bezpieczeństwo ma też restrykcyjne prawo alkoholowe w Szwecji: ograniczenia w dostępie do wódki, w godzinach otwarcia knajp i dostępu piwa w sklepie.
AŁ: Wielu Polaków mówi jednak, że Polacy są narodem krnąbrnym, który trzeba trzymać „na smyczy”surowym prawem, bo inaczej jak tylko zliberalizujemy prawo to ulice zapełnią się zataczającymi się pijakami na rowerach. Czy jest w tym trochę racji?
KL: To bez sensu, bo przecież szwedzkie prawo karałoby takich zataczających się pijaków, więc w żaden sposób nie ma na coś takiego przyzwolenia. Śmieszne jest też to, że identyczne tezy wygłaszane są w Szwecji, tzn. część osób twierdzi, że gdyby w Szwecji znieść restrykcyjną politykę alkoholową , to Szwedzi zapiliby się na śmierć. Czy by tak było? Nie wiem, ale jak przyjechałam do Polski, to zszokowana byłam tym jak łatwo kupić u Was alkohol: „Aaa! Ile wódki można kupić w takiej Biedronce! Nic tylko kupować i pić!”A przecież tak nie jest, są przecież inne priorytety w życiu i mimo olbrzymiej dostępności alkoholu nie zamieniłam się w pijaka. Więc prawdopodobnie po liberalizacji prawa w Polsce również nie mielibyście masy zalanych rowerzystów, tak jak nie macie masy zalanych pieszych leżących na jezdniach, mimo że przecież nikt pieszych nie karze za picie alkoholu. Ludziom włączy się samokontrola, bo nadmiar alkoholu na rowerze jest niebezpieczny przede wszystkim dla nich samych. W Szwecji mieszka ok. 100 000 Polaków i nie słychać byście sprawiali problemy z powodu liberalnego prawa.
AŁ: Szwecja to lider w dziedzinie bezpieczeństwa ruchu drogowego, jedynie 33 zabitych w wypadkach na 1 000 000 mieszkańców. Polska jest na samym dnie rankingu UE: 109 zabitych/1 000 000. Jakie jeszcze wzorce może czerpać Polska ze Szwecji w dziedzinie BRD?
KL: Mnie przeraża u Was wyprzedzanie na trzeciego, musicie ostro z tym walczyć, do tego nadmierna prędkość. Więcej separacji ruchu rowerowego i samochodowego. No i Policja musi w większym stopniu zająć się kierowcami, niż to czyni do tej pory. Różni na trochę podejście do ograniczeń prędkości: Szwed ma lekko luźne podejście do ograniczeń poza miastem, ale jak tylko zaczynają się zabudowania to zmienia optykę, czego chyba brak Polakom.
AŁ: A co oprócz prawa dla nietrzeźwych rowerzystów zszokowało Cię najbardziej w Polsce?
KL: Nieprzepisowe parkowanie, to jest koszmar, chociaż pocieszam się tym, że widziałam kraje gdzie nie było wiele lepiej niż u Was. Jazda rowerami po chodnikach to horror.
AŁ: Zaraz Ci wielu „chodnikowców”zarzuci, że Ty nic nie wiesz, bo w Szwecji macie wszędzie drogi dla rowerów, a w Polsce pewnie sama jeździsz po chodniku. Przykładowo czy na ul Józefa Dietla w Krakowie jeździsz po jezdni?
KL: Jeżdżę po jezdni, czuję się mało komfortowo, ale jeżdżę. Tak zostałam wychowana, w szacunku do chodnika, oraz pieszych i staram się w większości przypadków korzystać z jezdni. Wracając do rzeczy, które mnie zszokowały: Macie paskudne zanieczyszczenie powietrza, a miasto nie robi praktycznie nic, by szybko powstało dużo tras dla rowerzystów co mogłoby zmniejszyć ten problem. Brakuje też intensywnej promocji jazdy na rowerze do pracy, czy na uczelnie, kompletnie nie rozumiem czemu …Fatalne wrażenie robi też nawierzchnia dróg, bo rowerzyście ciężko jechać blisko prawej krawędzi jezdni.
Źródło: http://ibikekrakow.com/2012/07/09/szwedzka-kultura-rowerowo-alkoholowa/