Warszawa: 105 lat temu ruszyły pierwsze autobusy miejskie. Z Placu Zbawiciela na Zamkowy
Pierwsze autobusy w Warszawie zaczęły wozić pasażerów 29 czerwca 1920 r. dzięki strajkowi tramwajarzy.
Zaraz potem się przydały jako sanitarki, gdy pod stolicę podchodziły wojska bolszewickie.
Rozkład jazdy:
105 lat temu
-"Dokładnie 𝗗𝗭𝗜𝗦́ przypada rocznica wyjazdu pierwszych autobusów na ulice Warszawy. Zaczęło się od witanych z zachwytem autobusów piętrowych marki Saurer, potem zaś znaczenie nowego rodzaju komunikacji miejskiej rosło w szybkim tempie. Dzisiaj posiadamy niemal 1500 autobusów, co stawia nas w pierwszym szeregu największych europejskich firm miejskiego transportu publicznego. Warszawskie autobusy to od zawsze nowoczesny tabor – już przed wojną Warszawianki i Warszawiaków woziły najnowocześniejsze Somuy, Mercedesy czy Chevrolety, po wojnie zaś konstrukcje francuskie – Chausson i Berliet, a współcześnie Solarisy czy MANy. Od zawsze jesteśmy liderem nowoczesnych technologii – już w 1937 r. wprowadziliśmy pierwsze pojazdy gazowe, obecnie zaś w szybkim tempie powiększamy flotę elektrobusów. Naszym celem jest zawsze niezawodność i komfort usług. Zapraszamy Was na kolejnych 105 lat przygody z warszawskimi autobusami - napisały Miejskie Zakłady Autobusowe w Warszawie.
Poprzednikami warszawskich autobusów były w XIX wieku omnibusy konne. Takie powozy nazywano wielojazdami lub wielowozami i mieściły na ogół dwanaście osób. Zdarzało się jednak, że kosztem wygody pasażerów w takim omnibusie upychano dodatkowe osoby. „Kurier Warszawski” w 1879 roku utyskiwał: „Wehikuł ciężki, para koni nędznych, woźnica zaspany i brudny, konduktor chciwy i opryskliwy – oto omnibus warszawski. W sobotę widzieliśmy na ulicy Chłodnej operację pakowania (jak śledzie do beczki) 16, wyraźnie - szesnastu - pasażerów do omnibusu”.
Jak przypomniał historyk dr Bartosz Zakrzewski w 1896 roku planowano wprowadzić w Warszawie autobusy elektryczne. Prośbę o wydanie koncesji złożoną przez kilku finansistów władze miasta jednak odrzuciły. Magistrat posiadał bowiem większość udziałów w transporcie tramwajowym (wówczas jeszcze konnym).
W rezultacie autobusy zaczęły jeździć po Warszawie dopiero po I wojnie światowej. Co ciekawe, z pomysłem stworzenia linii autobusowych w maju 1919 roku wystąpił dyrektor Tramwajów Miejskich w Warszawie, Alfons Kühn. Za wprowadzeniem autobusów przemawiał fakt, że tramwaje obsługiwały tylko niektóre rejony. Jak informował „Kurier Warszawski” plan zakładał, że linie autobusowe (wtedy nazywane automobilowymi) biec będą m.in. na Ochotę, Wolę, Marymont, Nowe Bródno, Targówek i Grochów, a także na trasie plac Zbawiciela - placem Teatralny.
Latem 1919 roku złożono zamówienie w Austrii - w filii szwajcarskiego przedsiębiorstwa Saurer. Sprowadzone stamtąd pojazdy były piętrowe, zaś górny pokład pasażerski (zwany imperiałem) w zależności od wersji pojazdu był otwarty lub zadaszony. Prócz „Saurerów” zamówiono również z Niemiec autobusy marki Benz-Gaggenau.
Autobusy, które miały trafić do Warszawy jeszcze przed Bożym Narodzeniem 1919 roku, ostatecznie dostarczono dopiero w czerwcu następnego roku. „W czerwcu 1920 roku nadeszła z Wiednia z firmy Saurer pierwsza partia autobusów piętrowych (z imperjalem zakrytym). Zaznaczyć należy, że transport ten, ze względu na wysokość wozów, odbył się na kołach, szosą, gdyż gabaryt nie pozwalał na normalny przewóz koleją” – informowała publikacja z 1933 roku.
Pomocny strajk
W uruchomieniu linii pomógł, paradoksalnie, zorganizowany w tamtym czasie strajk, do którego przyłączyli się tramwajarze. Przypomniał o tym w „Historii warszawskich autobusów” Włodzimierz Winek. Koordynacją przygotowań zajął się inżynier Antoni Dąbrowski, przyszły kierownik Wydziału Autobusów. Pierwsze „Saurery” wyjechały po pasażerów w zastępstwie miejskich tramwajów. Jak podaje publikacja z okazji 25-lecia Tramwajów Warszawskich z 1933 roku: „Wozy te przybyły do Warszawy tuż przed strajkiem tramwajowym i w chwili wybuchu strajku, pomimo braku zajezdni i warsztatów, były uruchomione przy pomocy Stowarzyszenia Samopomocy Społecznej, dzięki czemu dano ludności miasta, choć w ograniczonym stopniu, zastępczą komunikację na głównym szlaku: pl. Zamkowy — pl. Zbawiciela”.
Autobusy, które 29 czerwca zaczęły kursować między Placem Zamkowym a Placem Zbawiciela należały do pierwszych w mieście. Jednak kursy autobusowe, według „Kuriera Warszawskiego”, uruchomiono już wcześniej na innych trasach: „Po raz pierwszy uruchomiono wczoraj 4 autobusy. Ożywiło to wielce wygląd miasta. Autobusy z częścią górną do siedzenia, czyli z tzw. +imperiałem+ krążyły przy pomocy studentów i skautów z S. S. S (Stowarzyszenia Samopomocy Społecznej – PAP). Cenę za przejazd pobierano jak w tramwajach po 2 marki. Stopniowo ma być uruchomionych więcej autobusów. Przybyło już do Warszawy 11 +Saurerów+. W drodze zaś jest jeszcze 9 +Benz+ z Gaggenau. Od dziś S. S. S. ma objąć pracę w warsztatach tramwajowych, szpitalach oraz w niektórych piekarniach” – donosił 14 czerwca „Kurier Warszawski”.
Pierwsze warszawskie autobusy nie należały do wygodnych, za jakie uchodziły sprowadzone 8 lat później do miasta francuskie pojazdy „Somua”. Wkrótce po ustaniu strajku tramwajarzy, dotychczas pełne autobusy zaczęły pustoszeć. Powodem była m.in. decyzja o podniesieniu cen biletów autobusowych, które stały się ponad dwa razy droższe od tramwajowych oraz bardzo niski komfort podróży. Na zarzuty pasażerów odpowiedział na łamach „Kuriera Warszawskiego” dyrektor Tramwajów Miejskich w Warszawie, Alfons Kühn: „Opłata za przejazd tramwajami również musi ulec zwyżce ze względu na podwyższenie płac personelu. Przy sposobności zaznaczyć muszę, że autobusy trzęsą się nie wskutek swej konstrukcji, lecz wskutek opłakanego stanu bruku” – wyjaśniał Kühn.
Piętrowe „Saurery” w istocie nie należały do wygodnych, bo zamiast opon na kołach była tylko cienka warstwa gumy. Mniej niewygodne pod tym względem musiały być zamówione obok „Saurerów” autobusy „Benz-Gaggenau” wyposażone już w opony.
Czas wojny
Nieprzyjęte ciepło i stosunkowo drogie autobusy wkrótce zyskały jednak zgoła odmienną opinię – powodem stały się wydarzenia wojny polsko-bolszewickiej. Pierwsze 10 autobusów dowództwo Frontu Północnego pod wodzą gen. Józefa Hallera przejęło na potrzeby wojska już 10 sierpnia. Pojazdy przewoziły żołnierzy na front pod Radzyminem, służyły także jako sanitarki. Pułkownik sztabu generalnego i główny kwatermistrz Stanisław Starzewski napisał pod koniec sierpnia 1920 roku:
-„W czasie dwutygodniowych walk w pobliżu stolicy, autobusy spełniły chlubnie swe zadanie, oddając wielkie usługi operacyjne przy transporcie wojsk na najbardziej zagrożone punkty. W imieniu generała Hallera wyrażam niniejszym podziękowanie za pomoc w uruchomieniu i pracy wymienionych samochodów”.
Po wojnie ta dobra opinia autobusom jednak nie pomogła i w 1924 roku ostatnia z kilku uruchomionych wcześniej linii została zlikwidowana. Reaktywacja nastąpiła 29 czerwca 1928 roku, dokładnie osiem lat po uruchomieniu linii łączącej Plac Zamkowy z Placem Zbawiciela. Nowa linia „A”, podobnie jak tamta pierwsza, jeden z końcowych przystanków miała na Placu Zbawiciela, a drugi – na Placu Teatralnym. Władze stolicy kupiły eleganckie francuskie autobusy „Somua” i stworzyły sieć stałych przystanków. Jeden z nich – przy zbiegu Chmielnej i Brackiej – wyposażono w poczekalnię i telefon dla pasażerów.
Zalety nowych autobusów chwalił w sierpniu 1928 „Kurier Warszawski”:
-„Autobus jest tego samego typu, co w Paryżu: długi, niski, wygodny, chyży, dobrze zawieszony na sprężystych resorach, o wygodnych miękkich siedzeniach i szerokich oknach, z obszerną tylną platformą dla palaczy, z bardzo dogodnym wejściem bez stopni. Widać od razu, że to model starannie wypróbowany i praktyczny”.
Dbając o korzenie
W 2020 roku Miejskie Zakłady Autobusowe zaprezentowały publiczności zrekonstruowany model autobusu „Somua Six” (ulepszonej, sześciocylindrowej wersji pojazdu) w wersji z początku lat 30. Autobus był jedną z atrakcji Nocy Muzeów.
„Podróż +Somuą+ należała do bardzo wygodnych, skórzane fotele były nawet wygodniejsze od tych, które dziś mamy w autobusach miejskich. +Somua+ jest w stanie wyciągnąć prędkość nowoczesnego autobusu, co wiąże się z pięknym rykiem silnika. W porównaniu z dzisiejszymi autobusami +Somua+ jest głośny. Pod nogami czuć również zmiany biegów. Mimo to autobus jest bardzo komfortowy, a w swoich czasach musiał robić bardzo pozytywne wrażenie” – tak przejazd +Somuą+ opisał jeden z uczestników Nocy Muzeów. (PAP)
Komentarze