Witamy na stronie Transinfo.pl Nie widzisz tego artykułu, bo blokujesz reklamy, korzystając z Adblocka. Oto co możesz zrobić: Wypróbuj subskrypcję TransInfo.pl (już od 15 zł za rok), która ograniczy Ci reklamy i nie zobaczysz tego komunikatu Już subskrybujesz TransInfo.pl? Zaloguj się

Strajk w PKS Kozienice

infobus
04.05.2004 21:59
0 Komentarzy

Początek strajku

16 lutego Mirosław Posłowski, przewodniczący zakładowej " Solidarności " w kozienickim PKS dostaje wypowiedzenie z pracy. Zarząd firmy oskarża go o uszkodzenie tachografu. Posłowski broni się – Jestem niewinny, nie tylko ja jeździłem tym autobusem. Poza tym tarczę tachografu wymontowano bez mojej wiedzy. Nie było mnie przy tym – twierdzi. Pracownicy przedsiębiorstwa są przekonani, że uszkodzony tachograf to tylko pretekst. Szef "Solidarności " jest niewygodny. Broni pracowników, patrzy zarządowi na ręce, krytykuje i wytyka błędy. Załoga postanowiła bronić Posłowskiego. Komitet strajkowy, który działa w PKS od dawna, kategorycznie żąda cofnięcia Posłowskiemu wypowiedzenia. Zarząd proponuje rozmowy. Zdaniem związkowców to gra na zwłokę. Do porozumienia nie dochodzi i po tygodniu przepychanek w przedsiębiorstwie rozpoczyna się bezterminowy strajk okupacyjny.

Kierownictwo PKS uznało strajk za nielegalny. „Nie można strajkować w obronie jednego zwolnionego pracownika. Ta sprawa powinna być rozstrzygnięta w Sądzie Pracy” – wyjaśnia Tadeusz Kosior, prezes PKS w Kozienicach. – To nieprawda – odpiera zarzut Zdzisław Maszkiewicz, przewodniczący radomskiego Zarządu Regionu "Solidarności". – Posłowski jest szefem związku zawodowego, ale też reprezentuje załogę w sporze zbiorowym z pracodawcą. Spór rok temu zarejestrowano w Państwowej Inspekcji Pracy. Nie można go, ot tak, zwolnić – dodaje.

Strajk okupacyjny w PKS Kozienice Wzajemne oskarżenia

Drugiego dnia strajku napięcie sięga zenitu. Zarząd informuje, że zamierza zwolnić dyscyplinarnie 114 pracowników spośród 209 zatrudnionych w firmie. Wypowiedzenia mają otrzymać wszyscy, którzy biorą udział w proteście. – Zarząd traktuje nas jak śmieci, wcale się z nami nie liczy. Jest tak, od kiedy nas sprywatyzowano. Nie ustąpimy – mówią kierowcy. – O złamaniu prawa i zorganizowaniu w zakładzie nielegalnego strajku zawiadomiliśmy już prokuraturę – informuje prezes Tadeusz Kosior i w asyście policji opuszcza firmę. Także strajkujący powiadamiają prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Oczywiście przez zarząd, który – ich zdaniem – porzucił zakład i nie wypełnia swoich obowiązków.

W nocy z 2 na 3 marca protestujących odwiedza Janusz Śniadek, przewodniczący " Solidarności". Komisja Krajowa popiera działania załogi. Strajk jest zgodny z prawem. Związek uważa, że prywatyzacja firmy powinna być unieważniona. Śniadek zapewnia pracowników PKS, że mogą liczyć na pomoc materialną i prawną krajówki.

W ciągu następnych dni w Ministerstwie Skarbu Państwa dochodzi do spotkania wszystkich zainteresowanych stron. Są przedstawiciele załogi oraz obu właścicieli przedsiębiorstwa, jest i zarząd. Strajkujący przypominają postulaty. Domagają się cofnięcia 114 karnych zwolnień i przywrócenia do pracy szefa zakładowej " Solidarności " Mirosława Posłowskiego. Zarząd gotów jest rozważyć pierwszy z postulatów, na drugi się nie godzi. Rozmowy kończą się fiaskiem.

– Oznacza to, że protest będzie kontynuowany – mówi uczestniczący w rozmowach wiceprzewodniczący radomskiej "S" Zbigniew Dziubasik. – Jesteśmy przekonani, że właściciel, czyli łódzki Instytut Postępowania Twórczego chce wykorzystać okazję, wykorzystać strajk i zlikwidować działalność przewozową w PKS. Zwolnią kierowców, mechaników, a zachowają jedynie stacje diagnostyczną i paliw.

Strajk okupacyjny w PKS Kozienice Kolejne mediacje i widmo upadku

Kilka dni później mediacji podejmuje się burmistrz Kozienic Tomasz Śmietanka. Spotkanie w magistracie trwa kilka godzin, ale sporu nie udaje się zakończyć.

Strajkujący proszą o pomoc byłego marszałka Sejmu Macieja Płażyńskiego, który obiecuje zająć się sprawą i… przyjeżdża do Kozienic. – Musicie trwać w strajku – przekonuje podczas spotkania z załogą. Płażyński zapewnia, że sprawdzi czy można unieważnić umowę prywatyzacyjną, chociaż od razu zastrzega, że nie będzie to proste.

Zarząd proponuje strajkującym ugodę. Wszystkie wypowiedzenia zostaną wycofane. Pracownicy w zamian za to mają zarejestrować jednoosobowe firmy i świadczyć usługi przewozowe, korzystając z autobusów PKS. Związkowcy propozycję odrzucają i jadą na spotkanie z marszałkiem województwa mazowieckiego, Adamem Struzikiem, który jest zaniepokojony sytuacją w przedsiębiorstwie. Zgodnie z prawem firma, która ma trzymiesięczną przerwę w świadczeniu usług przewozowych, traci koncesję. Ubiegać się może o nią ponownie dopiero po trzech latach. To poważny problem, ale nie jedyny. Każdy dzień strajku to straty około 30 tysięcy złotych. Dodatkowo zarząd PKS musiał zapewnić transport zastępczy i wynająć prywatnych przewoźników. Protestujący nie przestali wozić jedynie pracowników Elektrowni Kozienice.

23 dnia strajku w radomskiej delegaturze Urzędu Marszałkowskiego dochodzi do spotkania wicemarszałka województwa Bogusława Kowalskiego z komitetem strajkowym i kierownictwem firmy. Zaproszono również udziałowców spółki: Instytut Postępowania Twórczego w Łodzi (właściciel 51% udziałów) i Ministerstwo Skarbu Państwa (właściciel 49% udziałów). Załoga jest konsekwentna. – Żądamy przywrócenia do pracy wszystkich zwolnionych dyscyplinarnie – mówi Danuta Wójcik, szefowa związków branżowych, działających w kozienickim PKS. – Oczekujemy też, że zarząd nie będzie stosował represji i zapłaci pensje za okres strajku. A prezes Tadeusz Kosior ostrzega: „Jeśli strajk potrwa dłużej, PKS upadnie.”

Strajk okupacyjny w PKS Kozienice Pojawia się właściciel…

Mimo wszystko wicemarszałek Kowalski jest dobrej myśli i podsumowuje pierwszą turę negocjacji – Po obu stronach widać wolę zawarcia porozumienia i zakończenia konfliktu. Jednak podczas kolejnych rozmów okazuje się, że ten optymizm był przedwczesny. Kowalski nie kryje rozczarowania: „Wygląda na to, że inwestor nie jest zainteresowany rozwiązaniem problemu. Może lepiej by było, gdyby sprzedał swoje udziały…” Strajkujący uważają, że to dobry pomysł. Są gotowi poprowadzić firmę i wziąć za nią odpowiedzialność. Dwa lata temu mieli taką możliwość, ale – jak mówią – nie byli na to gotowi. Sprawa przybiera nieoczekiwany obrót. Faktycznie, Instytut Postępowania Twórczego w Łodzi jest gotów odsprzedać swoje udziały w PKS. Stosowne pismo trafiło już do Departamentu Nadzoru Właścicielskiego w Ministerstwie Skarbu Państwa. Pismo analizują ministerialni prawnicy. Decyzji – brak…

W tym samym czasie uaktywnia się, tajemniczy dotąd, Makary Stasiak, właściciel 51 % udziałów w kozienickim PKS (właściciel Instytutu Postępowania Twórczego w Łodzi) i szef Rady Nadzorczej spółki. Twierdzi, że jest szykanowany przez strajkujących i oczerniany w mediach.

– Nikt pana Stasiaka w PKS nie szykanował, to raczej my byliśmy i jesteśmy przez niego szykanowani – dziwi się Mirosław Posłowski, przewodniczący komitetu strajkowego. Stasiak nie poczuwa się do winy. Jest filozofem, wie jak postępować z ludźmi, pisze o tym książki. Uważa, że w całej tej sytuacji to on jest poszkodowany. – Nikt nie wie, ile zdrowia mnie to kosztuje” – skarży się w radiowym wywiadzie.

Strajk okupacyjny w PKS Kozienice Szansa i nieoczekiwany zwrot akcji

Strajk trwa już przeszło miesiąc. Teraz inicjatywę znowu przejmuje Ministerstwo Skarbu. Po jednym ze spotkań w Warszawie wydaje się, że jest szansa na szybkie zakończenie konfliktu. Władze spółki zgadzają się na przywrócenie do pracy przewodniczącego zakładowej "Solidarności" oraz już prawie 160 osób, które zwolniono dyscyplinarnie. Jest jednak pewne "ale". Zarząd chce podpisać z pracownikami nowe umowy, a strajkujący domagają się anulowania wszystkich wypowiedzeń. Propozycja – jak mówią – jest dla nich niekorzystna, bo stracą ciągłość pracy i nie będą objęci pakietem socjalnym. Wszyscy zwolnieni złożyli pozwy w Sądzie Pracy. Liczą, że sprawy wygrają. Wolą poczekać. W negocjacjach – znowu pat. Tuż przed Wielkanocą do Kozienic przyjeżdża wicemarszałek Mazowsza, Bogusław Kowalski. Przywozi protestującym paczki. "Solidarność" wypłaca im po 200 złotych zapomogi. Pensji za luty nadal nie otrzymują. Zarząd Regionu "S" apeluje do związkowców i mieszkańców regionu radomskiego o pomoc finansową i rzeczową dla załogi kozienickiego PKS.

Tymczasem zarząd firmy zmienia zdanie. Nie dość, że nie chce już przywrócić do pracy szefa " Solidarności ", to nieoczekiwanie zwalnia go po raz drugi. Tym razem dyscyplinarnie – „za ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych". Mirosław Posłowski nie jest zaskoczony. – Gdy pierwsi pracownicy dostali karne wypowiedzenia, wiedziałem, że i mnie to spotka – mówi.

Drugi miesiąc strajku

Strajkujący od 2 miesięcy prowadzą okupację zakładu. Zarząd PKS Kozienice podejmuje jeszcze jedną próbę zakończenia sporu i przedstawia dwie kolejne propozycje. Pierwsza: 70 % zwolnionych dyscyplinarnie osób wraca do pracy, reszta zostanie zatrudniona ponownie, gdy firma odzyska swoją pozycję na rynku. I druga: wszyscy wracają do pracy pod warunkiem, że zgodzą się na czasowe obniżenie wynagrodzeń o 1/3. Wynik przeprowadzonego referendum nie pozostawia złudzeń. Odpowiedź jest jedna: „nie". Związkowcy ślą do wojewody mazowieckiego oświadczenie, informując go o tym, że oferta władz spółki została odrzucona i prosząc o podjęcie działań, które doprowadzą do unieważnienia prywatyzacji przedsiębiorstwa. Piszą, że stracili zaufanie do obecnego zarządu. Liczą na szybką odpowiedź. – Jesteśmy bardzo zmęczeni – wzdycha Danuta Wójcik, wiceprzewodnicząca komitetu strajkowego – A z tym zarządem nie mamy już o czym rozmawiać…

Strajk okupacyjny w PKS Kozienice Decyzyjne błędne koło

Tak w skrócie wygląda obecna sytuacja w kozienickim przedsiębiorstwie PKS. Z jednej strony mamy racje kierownictwa firmy, które w dobie ciężkiej sytuacji na rynku przewozów pasażerskich próbuje „twardą ręką” zarządzać spółką. Zaś z drugiej – racje pracowników, którzy nie zamierzają stracić swoich dotychczasowych przywilejów i dzięki silnym tradycjom związkowym twardo bronią swoich praw. A cały ten dramat odbywa się w scenerii coraz bardziej kurczącego się czasu i realnej groźby utraty licencji na działalność przewozową, co oznacza likwidację firmy. Nie mówiąc już o setkach tysięcy złotych straty wynikających z nierealizowania działalności transportowej…

To klasyczny przykład starcia się wzajemnie sprzecznych interesów, z którymi mamy do czynienia przy prawie każdym procesie prywatyzacyjnym państwowych firm przewozowych w naszym kraju. Jednak w przypadku PKS Kozienice doszło do gwałtownej eskalacji tego konfliktu, za co winą należy przede wszystkim obarczyć inwestora strategicznego w postaci nikomu nieznanego w branży Instytutu Postępowania Twórczego w Łodzi, który po prostu nie ma pomysłu na funkcjonowanie spółki w gospodarce rynkowej. Kolejny, wielki nieobecny konfliktu, to drugi współudziałowiec przedsiębiorstwa, czyli Ministerstwo Skarbu Państwa, które w tej sytuacji po prostu umywa ręce i nie podejmuje żadnych konkretnych działań na rzecz zmian w firmie. Wydaje się, że w tej sytuacji Ministerstwo mogłoby naprawić swoją poprzednią decyzję, co do wyboru łódzkiego Instytutu jako inwestora, ale ze strony urzędników nie widać takiej inicjatywy… A ta k naprawdę w kozienickim PKS źle się dzieje od dwóch lat, właśnie od momentu prywatyzacji firmy. Nowy właściciel zobowiązał się do inwestowania m.in. w nowy tabor. Zdaniem związkowców słowa nie dotrzymał, ale za to pożyczył z kasy przedsiębiorstwa 1 milion złotych. Stosowną umowę podpisano dopiero po miesiącu, no i były kłopoty ze spłatą pierwszej raty pożyczki. Zarzuty załogi, w tym Mirosława Posłowskiego, znalazły potwierdzenie w pokontrolnym raporcie NIK, a ówczesny zarząd PKS – Jarosław K., były prezes PKS Kozienice i Wacław K., były członek zarządu tej firmy, będą odpowiadać przed sądem za działanie na szkodę spółki. Prokuratura oskarżyła ich o bezprawne udzielenie pożyczek trzem spółkom w wysokości 2,3 mln zł i zawarcie niekorzystnych dla PKS umów leasingowych pięciu pojazdów na 896 tys. zł. Akt oskarżenia wpłynął do Sądu Rejonowego w Kozienicach. Grozi za to kara nawet do 5 lat więzienia…

O rozwoju sytuacji w PKS Kozienice będziemy informować w kolejnych wydaniach InfoBusa.

Komentarze