Zapnij pasy. Dla bezpieczeństwa.
Start –zapnij pasy. Wznoszenie –ciągle pasy. Turbulencja –znowu pasy. Zniżanie i lądowanie –jeszcze raz: zapnij pasy. Do tego słyszysz, że byłoby dobrze, gdybyś je zapinał zawsze, kiedy siedzisz w fotelu. Masz wrażenie, że przez większą część lotu jesteś bezsensownie skrępowany? Kusi cię, żeby zignorować polecenie kapitana i oszukać stewardessy? Pewnie Ci się uda, tylko czy warto? Niektóre lotniczy przepisy bezpieczeństwa wydają się nieżyciowe, restrykcje przesadzone a załoga niepotrzebnie skrupulatnaw ich egzekwowaniu. A jednak wszystkie te ograniczenia mają sens. Większość z nich wprowadzono w życie jako zalecenia po wypadkach, w których ktoś zginął lub odniósł poważne obrażenia.
Pasy bezpieczeństwa w samolocie różnią się od samochodowych konstrukcją i przeznaczeniem. W samochodach instaluje się najczęściej pasy trójpunktowe, które podczas gwałtownego hamowania zapobiegają przemieszczaniu się ciała do przodu, a więc i uderzeniu wkierownicę albo szybę. W samolocie pasy obejmują pasażera tylko w talii, tułów nie jest przytrzymywany. Dlatego w sytuacji zagrożenia nagłym hamowaniem lub wyjechaniem poza pas startowy niezbędne jest przyjęcie pozycji bezpiecznej, demonstrowanej przed startem przez personel pokładowy i pokazanej na schematach umieszczonych w instrukcjach bezpieczeństwa. Pasy wielopunktowe, podobne do stosowanych w samochodach rajdowych, instaluje się jedynie na fotelach pilotów i personelu pokładowego.
Pojedynczy „pasażerski”pas biodrowy, zapobiega przede wszystkim urazom powstającym przy gwałtownych zmianach wysokości, na przykład w turbulencji. Podczas normalnego lotu manewry wznoszenia i zniżania rozpoczynają się i kończą łagodnie, są wykonywane z prędkością pionową zazwyczaj nie przekraczającą 10 –15 m/s. W niespokojnym, turbulentnym powietrzu samolot opada lub wznosi się bardzo gwałtownie, często z prędkością przekraczającą 30 m/s. Tak nagłą utratę wysokości można porównać z niespodziewanym, brutalnym wyszarpnięciem fotela spod pośladków. Siedzisko „ucieka”w dół a pas biodrowy ma pociągnąć ciało w ślad za nim. Nieprzypięty pasażer, zgodnie z zasadą bezwładności, będzie się poruszał w dół ale z prędkością znacznie mniejszą niż samolot. A to oznacza, że bardzo szybko dogoni go sufit kabiny, oddalony od głowy o nie więcej niż jeden metr. Ponieważ masa pasażera jest pomijalnie mała w porównaniu z masą samolotu (powiedzmy 70 kg i 20 000 kg) efekt spotkania głowy ze ścianką kabiny jest łatwy do przewidzenia.
Powie ktoś –zaryzykuję, moje bezpieczeństwo, moja sprawa. Gdyby „zbuntowany”pasażer zagrażał tylko sobie, być może załoga pokładowa nie nalegałaby tak bardzo na przestrzeganie przepisów. Problem w tym, że w wykonującym gwałtowne manewry samolocie wszystko, co raz zostanie wyrzucone w powietrze staje się pociskiem o nieprzewidywalnym kierunku, zasięgu i sile rażenia. Obojętne, czy będzie to pasażer, jego bagaż podręczny, aparat fotograficzny, książka, lornetka, laptop albo… dziecko. Z każdą „górką”i „dolinką”wykonaną przez samolot niezabezpieczone osoby i przedmioty będą się odbijać od ścian, wyposażenia kabiny i współpasażerów nabijając sińce, łamiąc kości, siejąc zamęt i spustoszenie.
Jak bardzo prawdopodobne jest wystąpienie podczas lotu sytuacji, w której zapięte pasy mogą uratować życie lub przynajmniej uchronić przed złamaniami i stłuczeniami? Trudno powiedzieć, bo nagła zmiana wysokości może wynikać z wielu przesłanek: meteorologicznych, technicznych, nawigacyjnych. To nie znaczy, że latanie jest niebezpieczne. Tak, jak nie jest niebezpieczna jazda autobusem komunikacji miejskiej. Trzymanie się uchwytów w autobusie trudno uznać za przesadną ostrożność. To samo można powiedzieć o pasach w samolocie: są środkiem bezpieczeństwa adekwatnym do sposobu podróżowania. Dobrze wyregulowane, niezbyt mocno dociągnięte nie przeszkadzają.