Trójmiasto: Nie ma biletu, nie ma mandatu
Gdańscy radni wreszcie zamierzają zmienić kuriozalne przepisy, przez które pasażerowie musieli płacić mandaty, nawet gdy kierowca czy motorniczy nie miał biletów. Na rękę pasażerom idzie też ZTM. W niemal wszystkich większych miastach całego świata bilety kupuje się także u kierowcy, prowadzącego pojazd komunikacji publicznej. W Gdańsku także, z tą różnicą, że – zgodnie z uchwałą Rady Miasta – można zapłacić mandat nawet wtedy, gdy kierowca nie ma biletów. Pisaliśmy już o tym na początku listopada. Wytłumaczeniem takich przepisów miała być rzekoma duża dostępność biletów w kioskach. Tylko skąd ma je wziąć np. turysta, który przyjechał do Gdańska nocnym pociągiem?
– Ta uchwała to jakiś absurd. To tak, jakbym poszedł do restauracji i wprawdzie dostał posiłek, ale bez sztućców, a właściciel kazałby mi zapłacić – kręci głową Tomasz Wawrów, który zwrócił nam uwagę na ten problem.
Okazuje się jednak, że radni wreszcie zdecydowali się uchwałę zmienić. – Trzeba coś z tym zrobić, bo rzeczywiście nie jest to doskonały przepis. W najbliższym czasie zajmie się nią komisja gospodarki komunalnej, a jeśli szybko ustali nową wersję i będzie miała wsparcie w radzie miasta, nowy przepis w życie może wejść już na początku przyszłego roku – mówi Bogdan Oleszek (PO), przewodniczący rady miasta. Nową uchwałę wesprą również radni PiS.
Zanim kuriozalna uchwała zostanie zmieniona, pasażerowie mogą liczyć na ulgowe traktowanie ze strony kontrolerów. W momencie wystawiania mandatu powinni dopisać oni na blankiecie informację, że kierowca nie ma biletów i mandat zostanie anulowany. Do zapłacenia pozostaną jednak koszty manipulacyjne w wysokości kilkunastu złotych.
W Gdyni nie ma mandatów, gdy kierowca nie ma biletów. – Najważniejszy dla nas jest klient. Nie możemy go przecież karać za zaniedbania, które nie są jego winą – podkreśla rzecznik gdyńskiego ZKM Marcin Gromadzki.