Najnowsze w Infoship
Brakuje najnowszych.

Trójmiasto: Falstart tramwajów wodnych w majówkę

infotrans
13.05.2009 21:59

Od początku maja można było popłynąć z Gdyni na Hel tramwajem wodnym. Czy przewoźnikowi przydałaby się dłuższa przerwa zimowa?
Trwa już drugi weekend majowy. Podczas poprzedniego, podobnie jak w ubiegłym roku, można było popłynąć z Gdyni na Hel tramwajem wodnym. Ta forma wypoczynku szybko stała się popularna w Trójmieście – od początku kursowania katamaranów przepłynęło nimi już ponad pół miliona osób, chętnych wciąż nie brakuje, ale… przewoźnik linii 520 mógłby być lepiej przygotowany do pływania w tę i z powrotem.
Jeden z kursujących podczas majówki z Gdyni na Hel katamaranów wypłynął punktualnie, dopłynął na miejsce z niewielkim, 10- minutowym opóźnieniem, ale tych, którzy chcieli nim tego samego dnia powrócić do Trójmiasta, spotkała niemiła niespodzianka.
100 minut opóźnienia
– Na Hel podstawiono tramwaj należący nie do ZKM Gdynia, ale do ZTM Gdańsk – opowiada jeden z płynących nim pasażerów, pan Grzegorz. – `Onyks` wypłynął z prawie 100-minutowym opóźnieniem. Na pokład udało się wejść tylko tym pasażerom, którzy mieli wykupione bilety w jedną i w drugą stronę. Ci, którzy przybyli na Hel pociągiem albo PKS- em musieli radzić sobie sami.
W tramwaju zmieściło się 400 osób. Nie wszystkich poinformowano o powodach opóźnienia.
Zrobiliśmy wszystko, co było można
– Bóg wie, ile będziemy płynąć – mówili panowie z obslugi, co zdecydowanie nie uspokajało pasażerów. – Tramwaj popłynie z jednym działającym silnikiem zamiast trzech.
Atmosfera na statku, a przedtem jeszcze na lądzie robiła się coraz bardziej nieprzyjemna, na co wpływ miała również pogarszająca się pogoda. Informacje były niejasne albo nie było ich wcale – twierdzą pasażerowie. Co na to żegluga?
– To była pierwsza sytuacja tego typu od kiedy kursują tramwaje wodne – tłumaczy Marcin Gromadzki, rzecznik ZKM Gdynia. – W pierwszym sezonie katamaran staranował motorówkę, ale pasażerowie zachowywali się wtedy znacznie spokojniej. Tak, to prawda, zepsuł się 1 z silników, ale część pasażerów nawet się z tego cieszyła, bo rejs trwał przez to dłużej. Zawiodła technika, ale wszystko co mogliśmy, to zrobiliśmy. Przed rejsami nasz pracownik wyłuskiwał pasażerów i udzielał informacji, w kasach można było oddać bilety bez potrącenia odpowiedniej kwoty, a na samym statku kapitan informował, że rejs będzie trwał dłużej.
Tajemniczy megafon
– Ktoś w odblaskowej kamizelce mówił bardzo mgliście, że coś się popsuło – mówi inna pasażerka feralnego tramwaju, chcąca pozostać anonimowa. – Nikt nas nie przeprosił, z megafonu nie padła żadna informacja, tylko głośno wyło radio całą drogę. Na pewno niektórzy pasażerowie nie zachowywali się spokojnie, ale jak mogli inaczej, skoro nie wiedzieli, co się dzieje i kiedy dotrą do domu?
– Pasażerowie byli na tyle wulgarni, że krzyczeli, a nawet `zwolnili` naszego pracownika – przedstawia wersję żeglugi Gromadzki. – Nałożyliśmy kary umowne na firmę przewozową (żeglugę gdańską) , kasjerzy zostali po godzinach, by uspokajać klientów, zrobiliśmy co było można. Na statku, wedle prawa morskiego, rządzi kapitan i to on jest odpowiedzialny za swoje decyzje. Może nie powtarzał informacji o awarii tramwaju za często, by nie wzbudzić paniki?
Jak było naprawdę – wiedzą sami pasażerowie i przewoźnik. Najważniejsze, by podobne sytuacje miały miejsce na tyle rzadko, na ile jest to możliwe. A pogoda wpływała uspokajająco zarówno na klientów, jak i na przedstawicieli żeglugi.