Okiem związkowca: Pierwsi kierowcy z Białorusi w MZA
Już wiadomo, że na dniach załogę kierowców w MZA zasili, jak na razie na próbę, grupa 15 Białorusinów. No cóż, Polacy pracują w Anglii, Niemczech, Francji, to wiadomym było, że kiedyś u nas także zabraknie kierowców. Pytanie –brakuje, bo społeczeństwo się starzeje, czy stawki za pracę nie są adekwatne do pracy i warunków codziennego życia? Zapewne nie prędko nasi kierowcy będą zarabiali tyle, co ich koledzy po fachu w Berlinie czy Londynie a problem braku kierowców jest już teraz. Trzeba szukać szybkich rozwiązań i „łatać dziury”. Osobiście nie mam nic do takiego rozwiązania, ale zastanawiam się czy aby wszystko zostało dokładnie przemyślane? Mam sporo wątpliwości i pytań, na które nie zawsze umiem sobie odpowiedzieć sam a czy ktoś podejmując decyzję miał również takie wątpliwości? Jeśli nie, to warto by było, aby zadał sobie zawczasu, zanim trzeba będzie znowu coś na szybko załatwiać.
Pierwsze pytanie
Pierwsze pytanie –to czy ktoś przewidział, że mimo wszystko w Polakach jest zakorzeniona i dodatkowo, co jakiś czas skutecznie odświeżana przez media –specyficzna nienawiść do wszystkiego, co ze wschodu. Oczywiście, Polacy nie są nacjonalistami czy rasistami. Podobno, ale co jakiś czas daje się słyszeć, że znowu jakiś obywatel ze wschodu dostał po twarzy za to tylko, że jest ze wschodu. Szczególnie jakoś źle zawsze mówi się właśnie o Białorusinach. A to, że Łukaszenko, a to przyjaciele Moskali itd. Jeśli jeszcze, załóżmy zostaną mile przywitani przez brać kierowców w MZA, to jak zostaną przyjęci na mieście?. Jak zareagują młodzi pasażerowie, powiedzmy z młodzieży Wszechpolskiej? Jak zareagują inni młodzi z ruchów nacjonalistycznych czy faszystowskich? To, co kierowca ma „milczeć jak grób”podczas pracy i udawać, że jest głuchym? Przecież kiedyś będzie musiał sprzedać bilet lub odpowiedzieć na pytanie jak pasażer ma dalej jechać. A informacja o Białorusinach szybciej się rozniesie niż sami oni zaczną pracować w MZA i zacznie się „polowanie na czarownice”różnych młodych kiboli lub innych oszołomów w imię hasła –praca dla Polaków.
Albo z innej beczki. Być może zostaną mile przyjęci przez kierowców z MZA i będą nawet tolerowani, ale nagle któregoś dnia owa tolerancja może ulec samozagładzie, jak się okaże, że biedni Białorusini chcąc pracować, bo dla nich te zarobki to góra złota będą pracować bez słowa w światek i niedziele, a czasami nawet ponad normę? Bo co mają robić jak do domu daleko, wszystko drogo, to lepiej spędzić czas w pracy niż wydawać pieniądze. Albo jak będą pokornie pracować za mniejsze stawki. Czy nie powstanie złość, że są swego rodzaju łamistrajkami, psującymi walkę o lepsze zarobki dla pozostałych pracowników? Tacy pracownicy zawsze są „łakomym kąskiem”dla pracodawcy i często zachęcającym do przyjmowania następnych –„cichych i pokornych”. Zatem, czy z czasem nie zostaną zepchnięci do swojego getta?
Inną sprawą jest czy będą mieli swojego obrońcę praw pracowniczych? Czyli powiedzmy, czy będzie im wolno zapisać się do związku zawodowego? Bo, przecież ktoś musi zadbać także o ich sprawy socjalne, a oni nie będą wiedzieli, co im przysługuje, –kiedy mają powiedzieć –nie, a kiedy powiedzieć –tak.
Drugie pytanie
Innym nie mniej ciekawym jest, –na jakich warunkach zostaną zatrudnieni? Czy wieloletnia umowa, co byłoby najlepsze ze względów mniejszych kosztów dość kosztownego przeszkolenia (tłumacz, opiekun grupy znający inne przyzwyczajenia kulturowe czy nawet jadłospisowe, patron na zajezdni, itd.). Załatwienie dla Białorusinów wieloletniej wizy i pozwolenia na pracę graniczy z cudem. Ale może ktoś potrafi te cuda robić? Jeśli zatem, będą to krótkotrwałe umowy, to koszt może być nieopłacalny. A w przypadku, gdy faktycznie dostaną wieloletnie umowy, to jest inne niebezpieczeństwo. Polskie pozwolenie i wiza pozwalają odskoczyć dalej np. do Berlina i dopiero tam układać sobie życie. Czyli znowu my wyszkolimy a inni będą zarabiać. Mamy wiele przykładów na cudzoziemcach z Afryki czy Azji, którzy Polskę potraktowali jako swego rodzaju przystanek, bo Polacy nie są tolerancyjni. Są zawistni i tak szczerze mówiąc nie bardzo nadają się do życia w globalnej wiosce.Jeszcze inną sprawą jest zapewnienie Białorusinom równego traktowania w pracy. Czyli zapewnienie dostępu do takiego samego taboru, do takich samych tras a nie tylko tych najgorszych. I kto będzie tego pilnował? Jak zapewni im się opiekę lekarską i medyczną? Przecież jako obcokrajowcy podlegają innej opiece. Często za usługi medyczne musi zapłacić pracodawca a na takich płatników tylko czekają głodne pieniędzy szpitale i przychodnie.
Czy „import”kierowców jest konieczny?
Także pytań ciśnie się na usta bez liku. Na wiele naprawdę trudno odpowiedzieć. Nie wydaje mi się, aby wszyscy kierowcy byli na tzw. Kartach Polaka, która jest pewną wiosną dla Białorusinów polskiego pochodzenia, ale otrzymanie jej nie jest takie łatwe. No nie wydaje mi się, aby Białorusini chcieli pracować „na czarno”, bo jak im płacić itd. MZA to nie jakiś tam prywaciarz, który płaci”bokiem”i nie wiadomo skąd tak faktycznie ma na te „boki”. Będę wdzięczny, jeśli ktoś odpowie mi na te wszystkie pytania i co najważniejsze rozwieje wątpliwości wśród obecnie pracujących kierowców w MZA. A może w ramach przyszłego przewidywania braku kierowców pójść nieco inna drogą i np. powrócić do szkolenia zawodowego na szczeblu szkół średnich? Np. z internatem zapewnioną pracą w MZA przez 5 lat po skończeniu szkoły? Są jeszcze rejony kraju, w których dla wielu młodych ludzi zapewnienie nauki i dalszej, dobrze płatnej pracy w MZA jest naprawdę wielką przepustką w świetlaną przyszłość? Ot, choćby rejony koszalińskiego, rzeszowskiego, białostockiego. Może warto pomyśleć i zainwestować także w tę przyszłość. Pieniądze na szkolenie mogłyby pochodzić miedzy innymi z puli Ministerstwa Edukacji a niekoniecznie tylko z puli MZA.
Tak czy inaczej należy się spodziewać, że wcześniej czy później coraz więcej kierowców nie będzie mówić po polsku a i zapewne z podpisem na liście płac będzie miało sporo kłopotów. Przynajmniej na początku. Jednak jakby nie patrzeć, jest to zawsze osłabienie roli związków zawodowych, które z czasem może doprowadzić do ich samounicestwienia się. A to jest na rękę pracodawcy, ale czy zawsze z pożytkiem dla firmy? Warto, aby pomyśleli o tym wszyscy związkowcy a nie tylko ci, którym zależy na pomyślnym jutrze MZA. A jednymi z nich są właśnie związkowcy z ZZPKM.