Okiem związkowca: Czkawka po stuleciu TW
Była feta, były niemal fajerwerki, była Wielka Gala w Sali Kongresowej w PKiN, były odznaczenia państwowe, medale okolicznościowe. Jednym słowem, niemal wszystko, aby godnie uczcić stulecie Tramwajów Warszawskich. No, właśnie, –niemal…I to właśnie –niemal, odbija się jakąś czkawką i niesmakiem. Wiadomo –czkawka –jest na ogół objawem niestrawności albo stresu czy podrażnienia gardła (np. ciągłego powtarzania, że związek zawodowy jest ważnym elementem funkcjonowania firmy). Niesmak powstaje na ogół w wyniku tzw. konsumpcji tortu, który nie jest tortem. To tyle, tak pokrótce, tytułem wstępu.
Historia bez związków zawodowych
Obie przypadłości, że tak się wyrażę, dopadły związkowców licznie uczestniczących w „hucznych”obchodach stulecia. Dopadły, kiedy nie usłyszeli ani jednego, ba, nawet pół słowa, że w stuletniej historii Tramwajów Warszawskich związki zawodowe niejednokrotnie przysłużyły się do budowy i potęgi dzisiejszej firmy. Nie usłyszeli, że działają dłużej niż same elektryczne tramwaje warszawskie (wg źródeł historycznych –pierwsza wzmianka o związkowcach jeszcze w konnych tramwajach pojawiła się już w 1896 roku, a Związek Tramwajarzy oficjalnie zaistniał w 1904 roku). Nie usłyszeli, że to właśnie dzięki strajkowi tramwajarzy w 1920 roku i późniejszych latach przed 1939 rokiem, Magistrat m.st. Warszawy zwrócił uwagę na usystematyzowanie funkcjonowania Tramwajów Warszawskich, jako miejskiej firmy służącej mieszkańcom miasta, że należy rozwijać i sprzyjać komunikacji szynowej. Nie usłyszeli, że także po wojnie związkowcy niejednokrotnie „walczyli”o sprawy swojej firmy. Nie usłyszeli, że to właśnie, dzięki roztropności, umiejętności realnego spojrzenia w przyszłość, to właśnie związkowcy „wydeptali”wiele korzystnych dla firmy umów wieloletnich (aktualnie II umowa na 20 lat gwarantująca wielki boom inwestycyjny i rozwojowy). Nie usłyszeli, że to dzięki stanowczości związkowców Tramwaje Warszawskie są tym, czym są teraz, a mogły być już dawno wystawione na wyniszczającą konkurencję jak obecnie mają to autobusy (na szczęście, także dzięki związkowcom, udało się powstrzymać dalszą degradację MZA). Można, jeszcze wymienić kilkadziesiąt faktów ze stuletniej historii Tramwajów pokazujących, co związkowcy zrobili dla firmy i miasta pomijając ich wkład w kulturę, sport, oświatę, budownictwo mieszkaniowe i wiele, wiele innych działań. A wszystko zaczynać od sakramentalnego –Nie usłyszeli, że…-. Skoro, jak mniemam zapewne ze względów politycznych, czy „polskiej pseudo poprawności historycznej”, nie można było wymienić organizacji związkowych działających w Tramwajach Warszawskich każdej z osobna, to, choć można było powiedzieć –dziękuję związkowcom, którzy przyczyniają się do współtworzenia firmy.
Historia związków
A powinno się powiedzieć o tym, że Związek Zawodowy Pracowników Komunikacji Miejskiej jest spadkobiercą i kontynuatorem właśnie tych najlepszych tradycji tych pierwszych związkowców z 1904 roku. Czyli patrząc w pewnym uproszczeniu ma ponad stuletnią tradycję w warszawskich tramwajach. Tradycję w wielu wypadkach udokumentowaną licznymi zapisami, dokumentami. Zawsze w tramwajach byli związkowcy i tworzyli swoją firmę. Nawet w sanacyjnej Polsce, kiedy wszelkie ruchy robotnicze, związkowe były napiętnowane nawet wieloletnimi wyrokami więzienia, zawieszaniem działalności –związkowcy z warszawskich tramwajów byli szanowani i poważani. Wielokrotnie Magistrat dziękował właśnie związkowcom z warszawskich tramwajów za ich obywatelską postawę w czasie wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku, po przewrocie majowym w 1926 roku, po licznych strajkach generalnych w latach trzydziestych. Dziękował za bezinteresowną pomoc rannym, pomoc w prowiancie, zaopatrzeniu żołnierzom na warszawskim froncie. Dziękował we wrześniu 1939 roku. Dziękowali związkowcom z tramwajów powstańcy warszawscy w 1944 roku. Dziękowała związkowcom również ówczesna Dyrekcja Tramwajów Miejskich. Widziała ich, i być może czasami „zaciskała zęby”, ale w wielu wypadkach widziała ich działalność dla firmy i miasta. Czasami nawet była z nich dumna –szczególnie z zaangażowania w sprawy reklamowania firmy orkiestrą dętą, chórem czy sportowcami z klubu sportowego. Jednym słowem –w przedwojennych tramwajach byli związkowcy i widziała to dyrekcja i magistrat. Po 1945 roku również byli związkowcy. Być może trochę mniej widoczni do 1956 roku pomijani, ale również byli dostrzegani. Dostrzegano ich wkład w rozwój kultury, oświaty, sportu nie tylko dla pracowników, ale również mieszkańców Warszawy.
Niestety, dzisiejsza Dyrekcja nie widzi wkładu związkowców w rozwój firmy, w budowanie jej potęgi, lepszego, stabilniejszego jutra na przynajmniej 20 lat. Dla niej związkowcy, to „zakała”, „sól w oku”, maruderzy, wiecznie niezadowoleni ludzie, którzy przeszkadzają w normalnej pracy (z przykrością przeczytałem o tym w monografii –100 lat Tramwajów Elektrycznych). Dyrekcja milczy i udaje, że w firmie nie ma związkowców. Jakby się naprawdę ich wstydziła. A skoro ich nie ma –to trudno się dziwić, że nie uhonorowała ich okazjonalnymi medalami na stulecie. Nie chodzi o pojedynczych działaczy. Chodzi o podziękowanie całej organizacji. Podziękowanie ludziom ją tworzącym, którzy są nie tylko związkowcami, ale przede wszystkim pracownikami. Docenienie ich wkładu. Rozumiem, trudno dać wszystkim organizacjom działającym w TW, bo zapewne nie wszystkie mają znaczący wkład w historię firmy. A więc, skoro nie można wyróżnić jednej, dwóch to najlepiej nie dać żadnej. Wszystkich wrzucić do jednego kotła z napisem –nie ma was. Ale czy o to chodzi?
Podziękowania
Czy można zapomnieć o tym faux pas? Być może i można, ale niesmak pozostanie a i czkawka powróci, gdy będzie się chciało prosić związkowców o wyrażenie zgody na zwiększenie liczby godzin nadliczbowych, przeprowadzenie niepopularnych decyzji finansowych, czy zrozumienie dla prowadzonej polityki kadrowej, finansowej i innych decyzji. Nagle wtedy zobaczy się związkowców i być może trzeba się nawet im podlizać?
Szczerze mówiąc –siadając do napisania powyższego tekstu byłem tematem ogromnie zbulwersowany. Chciałem napisać go tak po prostu, nie owijając niczego w bawełnę. Jak to się mówi –prostym robotniczym, niepozbawionym „pieprzu”słowem. Jednak doszedłem do wniosku, że nie warto. Lepiej pisać o tym nie jeden raz a kilka razy. Wówczas problem, sprawę widać wyraźniej i dociera ona do umysłów większej grupy ludzi. A chyba o to chodzi?
Nie wiem czy mogę i czy ja w tym momencie nie popełnię jakiegoś faux pas. Ale trudno. W imieniu własnym jak również licznej rzeszy Warszawiaków korzystających, na co dzień z tramwajów dziękuję Wam związkowcy z ZZPKM za wasz codzienny wkład w rozwój firmy, w budowę jej jutrzejszego dnia. Dziękuję także innym związkowcom z innych organizacji. Dziękuję związkowcom, którzy są przede wszystkim pracownikami, ludźmi. Życzę Wam następnych przynajmniej 100 lat i mam cichą nadzieję, że będziecie dostrzegani, jak było to robione w poprzednich stu latach istnienia warszawskich elektrycznych tramwajów. Bo, należy się Wam to. Tego wymaga zwykła ludzka godność i szacunek dla innych.