Izrael ma problem z dyskryminacją kobiet w autobusach. Z powodów religijnych
W Izraelu rośnie liczba przypadków, w których kobiety są dyskryminowane w autobusach z powodu noszonej odzieży.
Zdaniem gazety "Jerusalem Post", kierowcy autobusów w jeden dzień trzykrotnie dopuścili się dyskryminacji Izraelek z przyczyn religijnych. W tym kontekście bezpartyjna organizacja Bonot Alternativa powołała w Tel Awiwie kobiecą milicję do walki z ultraortodoksyjnymi Żydami. Czym to sie skończy?
do Aszdodu
Nastolatki podróżujące do Aszdodu usłyszały od kierowcy, że powinny zasłonić ramiona i nogi. Kazano im również usiąść z tyłu autobusu. Kiedy próbowały protestować, usłyszały, że "są nagie i nic nie rozumieją". Jadącym z nimi chłopcom kierowca nie pozwolił usiąść obok koleżanek. „Byliśmy w szoku” – powiedziały dziewczyny. „Wszyscy odwracali od nas wzrok. Czułyśmy się bezradne i upokorzone". Pasażerami autobusu, powiedziały nastolatki, byli poza nimi tylko członkowie ultraortodoksyjnej społeczności.
Tego samego dnia w autobusie innego przewoźnika kobiecie usiłującej wsiąść do pojazdu, powiedziano, że jest to linia "obsługująca tylko mężczyzn" - podała izraelska telewizja Kan. W trzecim przypadku kobieta podróżująca z mężem usiłowała zadać kierowcy pytanie, jednak była systematycznie ignorowana. Kiedy jej mąż zwrócił uwagę prowadzącemu autobus, usłyszał że kierowca "nie rozmawia z kobietami".
Portal podkreślił, że są to zaledwie ostatnie z przypadków, w których kobiety są dyskryminowane w autobusach z powodu noszonej odzieży, lub tylko z powodu swojej płci. W końcu lipca - przypomniał portal - kierowca odmówił przewiezienia pasażerki, ponieważ nosiła bluzkę bez rękawów. Zaledwie parę dni później innej nie wpuszczono do autobusu, bo - jadąc na siłownię - miała na sobie legginsy i T-shirt. A w ubiegłym tygodniu dwie kobiety miały zostać zaatakowane przez ultraortodoksyjnych pasażerów, przy czym mimo ich próśb kierowca odmówił zatrzymania pojazdu do przybycia policji.
PRZESIĄDŹ SIĘ NA:
zdaniem premiera
Premier Izraela Benjamin Netanjahu potępił opisane incydenty, stwierdzając, że Izrael jest wolnym krajem, w którym "nikt nie może ograniczać nikomu dostępu do publicznej komunikacji, ani dyktować, gdzie kto ma siedzieć. Ktokolwiek tak postępuje, łamie prawo i powinien ponieść karę" - powiedział.
Z kolei izraelska minister transportu Miri Regev zapewniła, że kobiety nie będą wykluczane w transporcie publicznym. "W opisanych przypadkach kierowcy zostali natychmiast zawieszeni w obowiązkach do czasu zakończenia dochodzenia" - podkreśliła. (PAP)