GDDKiA: Personalne zmiany na szczycie
Premier Donald Tusk odwołał Lecha Witeckiego z funkcji pełniącego obowiązki dyrektora Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostradowy szefem Dyrekcji została Ewa Tomala-Borucka, dotychczasowa dyrektor śląskiego oddziału GDDKiA. Stało się tak na wniosek wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej. Nowy dyrektor będzie pełnić swoje obowiązki do czasu wyłonienia w konkursie nowego dyrektora GDDKiA. –„Rozpoczynamy kluczową kampanię inwestycyjną, więc od nowej dyrektor GDDKiA oczekuję sprawnej realizacji inwestycji oraz poprawy relacji z wykonawcami i branżą budowlaną”–powiedziała wicepremier Elżbieta Bieńkowska.
Pani Ewa Tomala-Borucka to praktyk z wieloletnim doświadczeniem, zarówno w projektowaniu i budowaniu dróg, jak i w nadzorze i zarządzaniu inwestycjami drogowymi. Jest absolwentem Wydziału Budownictwa Politechniki Śląskiej w Gliwicach o specjalności konstrukcje budowlane i inżynierskie. Z zawodu jest projektantem mostów. Od ponad 3 lat pełni funkcję dyrektora śląskiego oddziału GDDKiA. Dzięki jej pracy i zaangażowaniu udało się rozwiązać problem naprawy i dokończenia budowy mostu w Mszanie na odcinku autostrady A1.
Były szef GDDKiA, Lech Witecki surowo pilnował publicznych pieniędzy, był zamknięty na dialog z wykonawcami, dlatego branża drogowa z zadowoleniem przyjęła decyzję o jego odwołaniu – wynika z opinii zebranych przez PAP. Drogowcy i opozycja od kilku lat postulowali zmiany na stanowisku szefa GDDKiA. Witecki kierował drogową dyrekcją od sześciu lat. Na stanowisku trwał mimo zmian na fotelu ministra transportu – przetrwał kadencje Cezarego Grabarczyka i Sławomira Nowaka, wielokrotnie jego odwołania domagała się opozycja, potrzebę zmian wykazywali także przedstawiciele branży drogowej. – 'Lech Witecki sprawiał wrażenie niezatapialnego. Wicepremier Bieńkowska pokazała, że rzeczywiście jest taką żelazną damą w tym rządzie i dokonała czegoś, co wydawało się niemożliwe’ – powiedział PAP ekspert rynku transportowego Adrian Furgalski. Ekspert przestrzega przed jednoznaczną oceną kadencji Witeckiego. 'Czas, kiedy kierował GDDKiA jest obiektywnie dobrym czasem dla kierowców. Teraz, kiedy odchodzi ze stanowiska, w Polsce mamy dwa i pół razy więcej dróg szybkiego ruchu, niż kiedy przychodził. Mamy 3 tys. kilometrów dróg ekspresowych i autostrad, 6 tys. kilometrów wyremontowanych dróg. Oczywiście plany były większe, ale kolejne okrojenia planu budowy dróg były już decyzjami politycznymi, niezależnymi od generalnego dyrektora’ – powiedział Furgalski. Dodał, że drugą stroną kadencji Witeckiego są problemy finansowe, a nawet bankructwa firm budowlanych. Były generalny dyrektor zasłynął bowiem tym, że nie tolerował zmian w kontraktach i nie pozwalał na zwiększanie kosztów inwestycji w trakcie jej realizacji. Argumentował, że firmy startujące w przetargach powinny kalkulować swoje oferty, uwzględniając ryzyko, jakie niesie budowa dróg. Wykonawcy natomiast odpowiadali, że w trakcie prac pojawiają się sytuacje, na które firma budowlana nie ma wpływu, a które podnoszą koszty.
PRZESIĄDŹ SIĘ NA:
W efekcie GDDKiA surowo pilnowała pieniędzy publicznych, ale nagminne stało się schodzenie wykonawców z budowy i opóźnienia kolejnych inwestycji. -’Były generalny dyrektor był zupełnie zamknięty na dialog. Rozmawiał z wykonawcami z pozycji siły, a na dłuższą metę się tak nie da. Jestem przekonany, że decyzja o jego odwołaniu została przyjęta z dużym zadowoleniem’ – powiedział PAP prezes Polskiego Kongresu Drogowego Zbigniew Kotlarek. – 'Myślę, że trwanie Witeckiego na stanowisku byłoby zagrożeniem dla wykorzystania pieniędzy z nowego budżetu Unii Europejskiej’ – dodał Kotlarek. Wyjaśnił, że przy zasadach realizacji kontraktów wprowadzonych przez Witeckiego ryzyko dla wykonawców stało się tak duże, że mało który zdecydowałby się na ponowną współpracę z GDDKiA. -’Teraz branża ma nadzieję na nowe otwarcie, uspokojenie i uporządkowanie relacji między zamawiającym a wykonawcami. By były one oparte na współpracy i dialogu, bo bez tego po prostu nic nie będzie dało się zrobić. Nie może być tak, że strona publiczna i wykonawcy ze sobą walczą’ – podsumował Kotlarek.